- Nie możesz.-
Heather chciała otworzyć usta, ale nie zdążyła.
- Nie możesz tego zrobić. Nie zgadzam się na to. - James chodził po swoim gabinecie, co jakiś czas zatrzymując się i celując w nią palcem. Stwierdzenie, że nie był zachwycony jej rezygnacją było niedopowiedzeniem. Oczywiście wiedziała, że bardziej troszczy się o kancelarie niż o nią. Jednak nie było szansy żeby ją przekonał. Chociaż musiała przyznać, że bardzo się starał.
- To jest moja ostateczna decyzja, James. - Uniosła głowę i powstrzymała się przed poprawieniem leżących na biurku papierów.
- Dlaczego? Za mało ci płacimy? Przecież zarabiasz więcej niż ktokolwiek z nas w twoim wieku.
Heather splotła palce i nieznacznie się uśmiechnęła.
- Tu nie chodzi o pieniądze James. Tylko o moje życie prywatne.
Mężczyzna przystanął i wbił w nią spojrzenie stalowoszarych oczu. Na samym początku pracowała jako jego asystentka. I bez trudu mogła go wskazać jako jedną z najbardziej upartych osób jakie spotkała.
- Życie prywatne? Spotkałaś jakiegoś mężczyznę i teraz masz zamiar zaprzepaścić swoją karierę? Chcesz wychodzić za mąż i mieć dzieci? Świetnie, tylko dla czego od razu musisz rezygnować z pracy?
Heather spojrzała na zegar na ścianie i nerwowo przygryzła wargę. Zbliżał się koniec pory lunchu. James był bardzo zajęty, więc to była jej jedyna szansa na odbycie niezaplanowanej rozmowy- Czy to jest twój sposób na wymuszenie pozycji? Jak nas zaszantażujesz to zrobimy z ciebie wspólnika? - Kobieta po raz kolejny pokręciła głową.
- Nie, James to nie to.
Foley obrzucił ją uważnym spojrzeniem i usiadł za nowoczesnym biurkiem.
- Jesteś świadoma, że jak podpiszę twoją rezygnacje to będzie koniec. Nigdy więcej nie wrócisz do naszej kancelarii.- Foley&Magnes było bardzo restrykcyjną formą pod tym względem. Wyławiali najlepszych, a później robili wszystko żeby byli jeszcze lepsi. Odejście było traktowane jak zdrada.
- Wiem, ale to jest ostateczna decyzja. -Obserwowała jak powoli sięga po wieczne pióro. Co jakiś czas zerkał na nią. Jakby czekał, że go powstrzyma. Jednak nic takiego się nie stało. Mężczyzna z cichym westchnieniem podpisał jej wymówienie i kilka kolejnych dokumentów.
- Popełniasz wielki błąd, Heather. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
Zmienna wstała z krzesła. Gdyby mogła nie rzucałaby pracy. Jedynej normalnej rzeczy jaka została jej w życiu.
- Rozumiem.
Jack również się podniósł i uścisnął jej dłoń.
- Mam nadzieję, że on jest tego wart.
Wzięła głęboki oddech i pomyślała o Ethanie, który czekał na nią w samochodzie.
- Ja też mam taką nadzieję.
James zdobył się na słaby uśmiech i patrzył jak zabiera swoje papiery. Schowała je do torebki i szybkim krokiem podeszła do drzwi jego gabinetu.
- Co z twoimi rzeczami?
- Moja asystentka miała je spakować. - Zadzwoniła do Carrie,gdy tylko wyjechali. Była strasznie zaskoczona, ale Heather nie wdawała się z nią w dyskusje. Odprowadził ją do jej dawnego biura i patrzył jak zabiera zapakowane przez dziewczynę kartony. Gdyby nie była wilkołakiem miałaby problemy żeby je unieść. Pożegnała się ze wszystkimi i ruszyła w stronę windy. Nie znosiła tego środka transportu, ale nie miała innego wyjścia. Kiedy w końcu znalazła się na dole od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Ethan stał niedaleko i od razu podbiegł do niej, gdy wyszła z windy.
- Heather, odłóż rzeczy. Jeden z naszych ludzi je weźmie.
Posłusznie położyła pudła na ziemi i spojrzała na niego przestraszona. Alfa chwycił jej dłoń.
- Co się stało? - Zapytała drżącym głosem.
- Nic się nie stało, skarbie. - Pociągnął ją w stronę jednego z samochodów, którym przyjechali jego ludzie. - Pojedziesz z Kennethem i Nigelem.
Zatrzymała się zanim, zdążył otworzyć drzwi.
- Czyli coś jest nie w porządku.
- Nie musisz się tym martwić. Będę w domu jak najszybciej się da. A ty pojedziesz z nimi. - Nie wiedziała, dlaczego użył tak władczego tonu. I tak by mu się nie sprzeciwiła.
- Dobrze.
Wilkołak uśmiechnął się nieszczerze i pocałował ją w czoło. Heather potulnie usiadła na tylnym siedzeniu, a Ethan zamknął drzwi. Od razu ruszyli, a kobieta poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła. Zapach obu zmiennych wypełniał cały samochód. Skuliła się jak najbardziej mogła i próbowała opanować paniczny strach jaki ją zalał. Zacisnęła ręce na pasku od torebki i zamknęła oczy. Po chwili, któryś z nich uchylił okno, a do środka wpadło pełne spalin powietrze. Wzięła kilka głębokich oddechów i przestała się trząść. Droga zajęła im ponad dwie godziny. Trwoga jaka ją ogarnęła na początku podróży ustąpiła po kilku kwadransach. Jadący z nią mężczyźni nie próbowali z nią rozmawiać. Tylko co jakiś czas rzucali w jej kierunku zaciekawione spojrzenia. Kiedy już się uspokoiła, a obecność obcych wilkołaków nie powodowała szybszego bicia serca, zaczęła myśleć o Ethanie. A szczególnie o tym, dlaczego kazał jej odjechać samej. Chciała mieć choć cieć nadziei, że Caleb nie był z tym związany. Jednak nie potrafiła się łudzić zbyt długo. Jej były alfa na pewno miał z tym coś wspólnego. To spowodowało, że zaczęła martwić się o Ethana. Posępne myśli zaprzątały jej głowę przez resztę drogi. Kiedy samochód zaparkował przed domem wilkołaka Heather wyskoczyła z niego bez słowa w dłoni trzymając klucze, które alfa dał jej rano. Wsunęła je do zamka i z ulgą wpadała do środka. Zamknęła za sobą drzwi i ściągnęła buty. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Przebrała się w swoją jedyną parę jeansów i czarny podkoszulek i usiadła na kanapie w salonie. Nie miała zbyt wielu nieformalnych ubrań. Jedna para dresów, które ubierała podczas pełni w zupełności jej wystarczała. Nigdy nie przebywała w domu na tyle długo, by opłacało jej się przebierać w coś innego niż piżama. Czekała przez kilka godzin. Próbowała się nie zamartwiać, ale jej mózg stwarzał w jej głowie coraz to nowe obrazy tego co Caleb może zrobić z Ethanem. Żeby się odstresować próbowała zagrać Zimę Vivaldiego, ale całkowicie jej nie wychodziło. Dźwięki wychodziły zniekształcone spod za bardzo drętwych palców. Później wystukała kilka nut na pianinie. Jednak, że ostatni raz z tym instrumentem miała styczność w podstawówce nie próbowała niczego więcej. W końcu zrezygnowana włączyła telewizor i zaczęła oglądać wiadomości. Kilka minut przed szóstą usłyszała warkot silnika, później kroki i dźwięk otwieranych drzwi. Od razu wiedziała, że to Ethan. Wydała z siebie ciche westchnienie ulgi i wstała z kanapy. Jeden rzut oka wystarczył żeby dostrzegła jego zły humor. Miał zmarszczone brwi. A na jego policzkach, pomimo ciemnej karnacji widoczne były wypieki. Spojrzał w jej kierunku. Oczy lśniły mu gniewnie, a usta miał zaciśnięte w cienką linię. Heather cofnęła się o krok wystraszona. Jego wzrok od razu złagodniał.
- Przepraszam, że cię przestraszyłem. - Powiedział podchodząc do niej powoli. Wyczuła zmianę jego nastroju i wypuściła z płuc wstrzymywane powietrze.
- Nic nie szkodzi.
Pokręcił głową i ujął jej dłoń w swoją. Złożył na niej lekki pocałunek.
- Pamiętasz, że nie musisz się mnie bać?
- Mhm.
Uśmiechnął się lekko i pociągnął ją w stronę kuchni.
- Jadłaś coś? Powinniśmy mieć obiad w lodówce. Umieram z głodu.
Pamiętając, że głodny wilkołak to zły wilkołak nie protestowała, kiedy nałożył jej na talerz trzy kawałki pieczeni. Ze smakiem zjadła, na jej gust zbyt ostro przyprawiony, posiłek i czekała aż Ethan powie coś więcej o tym co stało się w Chicago. Jednak na to musiała poczekać.
- Pełnia jest dopiero za dwa tygodnie, ale zastanawiałem się czy chciałabyś ze mną dzisiaj pobiegać?
CZYTASZ
Omega
WerewolfHeather Shaw jest najbardziej zaciekłą i bezwzględną prawniczką w całym stanie Illinois. Oskarżenie drży przed mierzącą zaledwie metr pięćdziesiąt trzy delikatną blondynką. Na sali rozpraw nie ma sobie równych, ale poza nią wszystko wygląda inaczej...