Ethan kończył śniadanie, kiedy na piętrze rozdzwonił się budzik. Kątem oka sprawdził czy w ekspresie jest wystarczająco dużo kawy. Chciał poczekać aż Heather zejdzie na dół, ale czekał go bardzo pracowity dzień. Nie wiedział, dlaczego nadal słyszy budzik. Zmienna zawsze wstawała po kilku sekundach.
- Heather, coś się stało? - Kiedy nie uzyskał odpowiedzi wszedł do środka. Kobieta leżała na łóżku i równomiernie oddychała. Ethan podszedł do łóżka i wyłączył budzik. Heather nie zareagowała. Usiadł obok niej i pogładził po włosach. - Skarbie, musisz wstać. Spóźnisz się do pracy. - Cicho jęknęła i otworzyła oczy. Przez chwilę patrzyła na niego pustym wzrokiem.
- Która godzina? - Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak się wyspała. Gdyby nie to, że wilkołak siedział obok niej przewróciłaby się na drugi bok i zasnęła, jeszcze na pięć minut.
- Trzy po siódmej. - Niechętnie wyszła spod rozgrzanej kołdry i zaczęła chodzić po pokoju. Patrzył na nią przed cały czas. Mógł zrozumieć, że miała ciężką noc i nie chciało jej się wstać. Jednak to nie tłumaczyło tego, że obijała się o meble. Kiedy prawie potknęła się o dywan, położył dłonie na jej ramionach. - Heather, czy wszystko w porządku?
- Tak? - Jej głos nie brzmiał zbyt pewnie.
- Wzięłaś tabletki nasenne?
- Tak. - Spuściła wzrok i zaczęła intensywnie wpatrywać się w jego klatkę piersiową. Nie chciała widzieć dezaprobaty w jego oczach.
- Ile?
- Cztery albo pięć. - Nie do końca pamiętała ile tabletek zażyła, mogło być ich nawet więcej niż siedem. Obawiała się, że wilkołak zacznie krzyczeć, ale Ethan tylko westchnął. Powinien się zorientować co jest nie tak. W końcu zapach róży i cytrusów, który był dla niej tak charakterystyczny stępiony był przez woń chemikaliów. Widocznie kubek kawy to zbyt mało żeby go obudzić.
- Wiem, że miałaś ciężką noc, ale nie rób tak więcej. - Prawdopodobieństwo, że mogła przedawkować było minimalne. Jednak zawsze myślał o tym jak małym i słabym jest wilkołakiem. - Ubierz się. Zawiozę cię do pracy. Nie dam ci wsiąść za kierownicę w takim stanie. - Spodziewała się większego kazania. Szybko zabrała swoje ubrania i zaczęła iść w kierunku łazienki. Po drodze prawie zderzyła się z drzwiami. Ethan tylko pokręcił głową. Zszedł na dół i czekał aż Heather będzie gotowa. Nalał kawę do kubka termicznego, dodał mleka i cukru. Kobieta w końcu znalazła się w kuchni. Wyglądała o wiele lepiej, choć nadal miała mętny wzrok. Sięgnęła po stojącą na blacie miskę i zamieszała zawartość. - Jak się czujesz? - Uniosła wzrok znad owsianki.
- Lepiej, zimny prysznic pomógł.
- To dobrze, jak wrócisz z pracy chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. - Nie spodobały jej się te słowa. Zazwyczaj oznaczały kłopoty.
- O czym? - Zapytała nieśmiało, odkładając miskę na stół. Ethan wyglądał jakby żałował, że się odezwał.
- Niczym złym, po prostu ktoś do nas przyjedzie.
***
- Ośmiu? Dlaczego aż ośmiu? - Jęknęła osuwając się na kanapę. Cały dzień udało się jej przeżyć w spokoju tylko dlatego, że zajęła się pracą. Nie myślała o zamordowaniu członków jej starej watahy, bo głowę zaprzątały jej przepisy i paragrafy. Jednak gdy wróciła do domu wszystko wracało. Twarze kobiet stawały jej przed oczami i tylko obecność Ethana sprawiała, że się nie rozkleiła. Jednak teraz czuła się jakby uderzył ją obuchem w głowę.
- Ponieważ mam pod sobą dwadzieścia watah, a osiem z nich będzie mi potrzebnych. Dlatego ich przywódcy przyjadą tu jutro. - Popatrzył na nią i cicho westchnął.- Nie musisz się bać.Na pewno nic ci nie zrobią.
- Muszę iść z tobą? Nie mogę zostać?
- Jesteś przywódczynią tego stada, skarbie. Tak, musisz iść. - Ciężko było jej odmówić. Zwłaszcza, kiedy patrzyła na niego z załzawionymi oczami i drżącą dolną wargą.
- Jestem wszystkim, ale nie przywódczynią. - Ethan pokręcił głową.
- Jesteś, nawet jeśli w to nie wierzysz. - Wilkołak uniósł dłoń i pogłaskał ją po policzku. - Poradzisz sobie świetnie, jestem tego pewny. - To był koniec dyskusji na ten temat. Wiedziała, że próby przekonania go do jej racji spełzną na niczym.
- Co będę musiała robić? - Powiedziała, pełnym rezygnacji głosem. Alfa uśmiechnął się szeroko i pocałował ją w czoło.
- Niezbyt dużo. Po prostu będziesz mi towarzyszyć gdy przyjadą. A jak przyjdzie czas powiesz nam wszystko o Calebie Robinsonie i jego ludziach. - Heather na początku mechanicznie kiwała głową, ale kiedy skończył mówić spojrzała mu prosto w oczy.
- Dlaczego? - Wystarczająco ciężko było jej otworzyć się przed Stephanie. Ethan nadal wiedział tylko tyle ile powiedział mu Caleb. Nie wyobrażała sobie jak mogłaby opowiedzieć o tym przed obcymi ludźmi, a co gorsza przed obcymi wilkołakami.
- Ponieważ zaatakujemy Chicago, a Caleba zabiję własnymi rękoma. - Przez moment nie była w stanie nic powiedzieć. Patrzyła na niego jakby widziała go pierwszy raz w życiu.
-Co?
- Na prawdę myślałaś, że to co ci zrobili ujdzie im płazem? Planowałem zająć Chicago w przyszłym roku, ale nie będę dłużej czekał. - Ethan czekał na jej odpowiedź, ale Heather przez chwilę milczała.
- Nie chcę żebyś to robił. - Spodziewał się wszystkiego, ale nie takich słów.
- Heather, dlaczego nie? Zasłużył na to. Zasłużył na o wiele więcej niż mam zamiar mu zrobić. -Kobieta objęła się ramionami i spuściła wzrok.
- Nie chcę żeby coś ci się stało. - Poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu.
- Skarbie, nie musisz się o to martwić.
- Nie znasz go. - Wyszeptała, zaciskając pięści. Upłynęło już dużo czasu odkąd Caleb przejął jej watahę. Jednak to wcale nie oznaczało, że zapomniała co wtedy zrobił z wilkami w jej stadzie.
- Znam go i to on się powinien bać, nie ty. - Heather wymruczała zgodę, ale i tak czuła się jakby wokół żołądka zacisnęła jej się ciasna obręcz. Była w stanie sobie wyobrazić co Caleb zrobi z Ethanem gdy będzie miał taką możliwość i zrobiło jej się słabo. Wilkołak bez trudu to zobaczył. Nie zwlekając wciągnął ją na swoje kolana i mocno przytulił. W głębi serca oczekiwał, że mu na to nie pozwoli. Zacznie się wyrywać albo skamienieje. Jednak Heather położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Przez chwilę patrzył na jej zaróżowioną od emocji twarz. Nie mógł się powstrzymać, był powściągliwy odkąd ją poznał. Nachylił się i pocałował ją w usta. Był zachwycony, gdy nieśmiało rozchyliła wargi. Marzył o tym od chwili gdy ją zobaczył, ale nawet w jego najśmielszych snach nie smakowała tak dobrze. Nie chciał przerywać, miał ochotę ją całować do końca świata. Jednak lekki dotyk dłoni na jego klatce piersiowej zmusił go do odsunięcia się. Heather patrzyła na niego ze śladem paniki w oczach.- Obejrzysz ze mną film? - Zapytał, pozwalając jej wstać. Chciał żeby z nim została, nawet jeśli tylko na dwie godziny nudnego filmu.
- Muszę popracować, mam dużo pracy. - Wydukała, wyraźnie wytrącona z równowagi.
- W porządku. - Próbował się nie uśmiechnąć, widząc jak czerwone są teraz jej policzki. - I nie martw się jutrem, wszystko będzie w porządku.
- Ja umm... - Nie było łatwo sprawić żeby brakowało jej słów, ale Ethan zaczynał nabierać w tym doświadczenia.
- Dobranoc Heather. - Powiedział, widząc że zmienna nie za bardzo wie co ma ze sobą zrobić. Zobaczył, że odetchnęła z ulgą.
- Dobranoc.
CZYTASZ
Omega
WerewolfHeather Shaw jest najbardziej zaciekłą i bezwzględną prawniczką w całym stanie Illinois. Oskarżenie drży przed mierzącą zaledwie metr pięćdziesiąt trzy delikatną blondynką. Na sali rozpraw nie ma sobie równych, ale poza nią wszystko wygląda inaczej...