- Prawie nic nie zjadłaś. - Heather uniosła oczy znad talerza z potrawką myśliwską i pokręciła głową.
- Nie jestem głodna. - Nie do końca była to prawda. Jak każdy zmienny miała wilczy apetyt, ale w tym momencie ze zdenerwowania mdliło ją na samą myśl o jedzeniu. Ethan próbował zająć jej myśli. Przez ostatnie pół godziny mówił o swojej watasze. Zawsze miała dobrą pamięć, więc bez problemu orientowała się w stosunkach jakie panowały w stadzie. Wiedziała kto ma partnera, a kto nie. Kto zajmuje się finansami, a kto sprzątaniem domu Alfy. Nie zmieniało to faktu,że perspektywa spotkania z nimi napawała się przerażeniem. Na dwudziestu sześciu członków były tu tylko jedna delta i dwie gammy. Resztę stanowiły silne bety. Jako omega swobodnie czuła się w towarzystwie innych omeg. Przytłoczenie to nie było wystarczającym słowem na opisanie tego co czuła.
- Na razie się tym nie martw. Jutro pojedzie z nami pięciu naszych ludzi. Ale nie będziesz musiała z nimi rozmawiać dopóki nie będziesz chciała. - Heather pokiwała głową i odłożyła widelec. Ethan pokręcił głową, ale nic nie powiedział. Nie zamierzał jej zmuszać do niczego. Nawet do jedzenia.
- Wiesz co powiesz swojemu szefowi. - Kobieta głośno westchnęła. Nie pytał o to wcześniej. Sama była pewna tylko tego, że James Foley nie będzie zadowolony. Jego kancelaria od zawsze zatrudniała najzdolniejszych i najbardziej obiecujących prawników. A Heather do takich należała. Do tego nie przegrywała spraw i była całkowicie skupiona na swojej pracy. Nikt się do tego oficjalnie nie przyznawał, ale perspektywa założenia rodziny nie poprawiała szans na awans. Do tego dyplom ukończenia Harvardu i bilans wygranych spraw. Mogła zostać wspólnikiem przed trzydziestką. A tak zostawi trzy otwarte sprawy i kilku klientów.
- Powiem, że z powodów osobistych nie mogę kontynuować pracy. W związku z pewnymi wydarzeniami w życiu prywatnym przeprowadzam się do innego stanu. - Wyrecytowała to głosem całkowicie pozbawionym emocji. Ethan pokiwał głową i lekko zmarszczył czoło.
- Opowiedz mi coś. - Wstał od stołu i zabrał talerze.
- Słucham? - Odłożył naczynia na blat i stanął za nią. Położył dłonie na jej barkach i lekko ścisnął.
- Opowiedz mi o czymś. - Zaczął masować jej ramiona uwalniając z jej ust ciche sapnięcie. Uśmiechnął się lekko słysząc ten dźwięk.
- Nie wiem o czym. - Zamknęła oczy i za wszelką cenę próbowała uspokoić łomoczące serce. Nie była pewna czy jej reakcja jest spowodowana strachem czy bliskością Ethana. Podejrzewała, że jednym i drugim.
- Powiedz mi, dlaczego zostałaś prawnikiem.- Heather głośno odetchnęła i próbowała zignorować jego dotyk.
- Chciałam być jak mój dziadek. - Wiedziała, że to nie wystarczy. I miała racje.
- Musisz powiedzieć mi coś więcej, Heather. Nie możesz odpowiadać na wszystko jednym zdaniem. - Pokiwała głową. I próbowała przełamać nienaturalną nieśmiałość, która była charakterystyczna dla jej wilczycy. Nawet jeśli nie czuła się już zagrożona w obecności Ethana nadal była ostrożna. - Twój dziadek, jak miał na imię?
- Charles. Zmarł jak byłam w drugiej liceum. - Uprzedziła jego pytanie.
- Bardzo mi przykro. - Chrząknęła i potarła twarz dłońmi.
- Więc mój dziadek, ojciec mojej matki, był prawnikiem. Nie pracował w żadnej kancelarii, ale był obrońcą z urzędu. I...ja zawsze chciałam być taka jak on. Odkąd pamiętam wszędzie za nim chodziłam. -Obiecała, sobie że się nie rozpłacze. Wbiła paznokcie w wewnętrzną część dłoni i próbowała opanować łzy i roztrzęsienie. - Zawsze chciałam być taka sama. Pomagał ludziom. Całkowicie oddany swojej pracy. Brał nadgodziny i nie przeszedł na emeryturę...- Ethan wyczuł jej nastrój i złożył czuły pocałunek na czubku jej głosy.
-Przepraszam, nie musisz mówić skoro cię to smuci.
- To, nic. -Machnęła ręką i ponownie nabrała powietrza. - Kiedy mu powiedziałam, że chcę zostać prawnikiem... Nie widziałam żeby ktoś się tak cieszył. Moi rodzice mnie zbyli, a on zaczął odkładać pieniądze na mój college. Ale potem zmarł. - Otarła szybko spływającą po policzku łzę.- I rodzice nie byli zachwyceni moim pomysłem. Od razu powiedzieli, że nie wydadzą ani centa na moje studia. - Wilkołak przeniósł dłonie i zaczął masować jej głowę. Odchyliła ją do tyłu, kiedy wsunął palce we włosy. Dawno nie było jej tak przyjemnie. Zamknęła oczy, więc nie zauważyła zmartwionej miny Ethana. Zastanawiał się czy będzie mógł porozmawiać z nią na jakikolwiek temat bez doprowadzania jej do płaczu.
- Ale je skończyłaś. - Powiedział, rozkoszując się dotykaniem jej włosów.
- Zdobyłam stypendium. Miałam najlepsze oceny w szkole. Później dostałam się na Harvard i też miałam najlepsze stopnie i też miałam stypendium...- Ethan przez moment przestał ruszać palcami.
- Skończyłaś Harvard? Jak Obamowie?
-Mhm. - Nie spodziewał się, że może go tak zaskoczyć. Wyplątał dłonie z jej włosów i kucnął obok krzesła. Przez moment patrzył na nią z zachwytem wymalowanym na twarzy.
- Przy tym mój licencjat z ekonomii na Wisconsin-Madison wygląda blado. - Nie przywykła do tego, że alfa prawie przed nią klęczy. Ani do pełnego podziwu spojrzenia. Jakaś część niej nadal uważała to za jakiś podstęp, więc tylko ostrożnie wyszeptała.
- To nie jest zły uniwersytet. - Ethan zaśmiał się i ujął jej dłonie w swoje.
- Nie, nie jest. Ale nie jest Harvardem. I co najważniejsze ja nie miałem stypendium. Boże, to cud, że ja w ogóle skończyłem te studia. O wyróżnieniu mogłem pomarzyć. - Pocałował jej kłykcie i zobaczył, że Heather oblała się szkarłatnym rumieńcem.
- To nic takiego...
- Nie, Heather. Jesteś mądra i inteligenta. Piekielnie inteligentna, jeżeli udało ci się skończyć studia z takimi wynikami. - Zawahał się przez moment i uśmiechnął lekko. - I myślę, że musimy poszukać ci nowej pracy. Nie możemy marnować takiego talentu. - Spuściła wzrok. Nie wiedziała co o tym myśleć, jednak obietnica wznowienia pracy trochę ją uspokoiła. Ciężko było jej sobie wyobrazić siedzenie w domu przez całe dnie. - Ale najpierw...- Uniosła wzrok pewna, że będzie chciał ją oznaczyć od razu. - Deser.
CZYTASZ
Omega
WerewolfHeather Shaw jest najbardziej zaciekłą i bezwzględną prawniczką w całym stanie Illinois. Oskarżenie drży przed mierzącą zaledwie metr pięćdziesiąt trzy delikatną blondynką. Na sali rozpraw nie ma sobie równych, ale poza nią wszystko wygląda inaczej...