Rozdział 2

4K 298 43
                                    

14.11.2017r.

Loki postanowił zająć się zakupami dla przybranego dziecka oraz wszelkimi sprawami prawnymi następnego dnia po śmierci Potterów. W ten sposób znalazł się przed gmachem Banku Gringotta. Na sobie miał elegancką szatę w asgardzkim stylu, który uważał za wielokrotnie lepszy niż ten angielskich czarodziei. Zielona tunika sięgała aż do jego pół ud, przewiązana czarną szarfą pasującą do spodni i na to ciemny płaszcz z zielonymi wstawkami. Wszystko uzupełnione runami w złotym kolorze. Harry miał na sobie (także asgardzki) biały śpioszek. Loki niósł go w chuście tak jak robiły to kobiety w Utgardzie, malec spał słodko po porannym zamieszaniu, jakie wywołał budząc się wcześnie, a potem rozrzucając jedzenie po całej kuchni i jak gdyby nigdy nic zasypiając ponownie.
Ludzie patrzyli krzywo na jego dostojną osobę, ale miał ich gdzieś.
Był Bogiem, a oni tylko nędznymi śmiertelnikami. Wszedł do banku lekkim krokiem, podchodząc natychmiast do jednego ze stanowisk. Gobliny. Były nawet bardziej odrażające od ogrów, które znał z różnych mrocznych rozdroży Yggdrasila.
- Chciałbym załatwić sprawę związaną z sytuacją prawną mojego wnuka - oznajmił poważnie. - To delikatne - dodał, bo nie miał zamiaru rozmawiać przy tych wszystkich czarodziejach, którzy i tak nic nie mogliby zrozumieć.
- Zapraszam do gabinetu dyrektora - stworzenie spojrzało na niego uważnie, a potem podniosło się, aby go zaprowadzić do wymienionego miejsca. Poszedł za nim. A Harry wciąż sobie smacznie spał, opierając mu mięciutki policzek na piersi.
Dyrektor był tak samo nieprzyjemnym goblinem jak wszyscy pracownicy. Loki nie zawahał się spojrzeć na niego przeszywająco, zwłaszcza wtedy, gdy po przekroczeniu wrót jego magia została zmuszona do zmniejszenia wpływu na wygląd. Cholerne zabezpieczenia przed fałszerzami i złodziejami. Zmrużył gniewnie powieki, a potem przysiadł lekko na fotelu przed biurkiem, uważając na chłopca. Nie lubił paradować z błękitna skórą i czerwonymi oczami, ale cóż... To była jednorazowa wizyta. Dobrze, że magia Lily nie zeszła z jej syna.
- Co pana sprowadza? - zapytał neutralnie goblin. Dla nich liczył się przede wszystkim interes. Być może nawet na szczęście.
- Moja córka zmarła kilka godzin temu - wyjaśnił. - Chciałbym przejąć opiekę nad wnukiem.
- Pan jest najbliższą rodziną?
- Ostatnią biologiczną - wyjaśnił poważnie. - I dlatego chciałbym się nim zaopiekować zanim postanowi zrobić to jakiś interesowny dupek - nie szczędził sobie języka. Jeśli coś go wkurzało nie miał w zwyczaju opanowywać się tak długo, póki nerwy mu nie przeszły.
- Rozumiem. Pokrewieństwo musi jednak zostać potwierdzone - stworzenie sięgnęło do szuflady i wyjęło stamtąd pergamin, a potem rozłożyło na biurku. - Potrzebna będzie kropla pana krwi. I kropla krwi dziecka.
Westchnął, ostrożnie rozwiązując chustę i sadzając śpiącego brunecika na swoje kolana. Jeszcze nigdy nie brał od kogoś krwi tak, aby go nie skrzywdzić. Wykorzystał magię, aby natychmiast po zrobieniu małego skaleczenia na jasnej rączce, wyleczyć ją. A potem upuścił kroplę z własnego ciała. Harry skrzywiony w grymasie niezadowolenia przytulił się do niego mocniej, mamrocząc coś po swojemu cichutko. Loki obserwował jak krople krwi na pergaminie spływają centralnie na jego środek, tam zderzyły się ze sobą i rozkwitły natychmiast w melancholijnym, szarawym świetle. Ułożyły się w dwie identyczne runy giganta, które nakryły jedna drugą tak, że nie dało się ich rozróżnić.
- To chyba przesądza sprawę?
Goblin spojrzał na niego badawczo, ale potem niechętnie kiwnął głową. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w runę jakby oczekiwał, że coś się zmieni. Nie zmieniło.  Loki był naprawdę zadowolony z tej sytuacji. Chociaż wcześniej nie miał wątpliwości, teraz dodatkowo miał jak najbardziej namacalny dowód na to, że Lily Potter była jego córką.
- Wszystko się zgadza - zakomunikował goblin.- Zajmijmy się dokumentacją i sprawami majątku, uregulowanie tego to podstawowy obowiązek w wypadku przejmowania opieki nad małoletnim czarodziejem i jego spadkiem.
Nie skomentował.

***

Po wyjściu z banku ruszył z chłopcem na zwiedzanie Pokątnej. Jakoś bardzo go nie interesowała, ale skoro już był w Anglii to mógł zerknąć tu czy tam za jakimiś konkretniejszymi informacjami o magii tutejszych śmiertelników.
Obiecującym miejscem wydała mu się duża księgarnia "Esy i Floresy". Gdy przekraczał próg, mały Harry akurat otwierał swoje lśniące oczka.
- Też chciałbyś coś do czytania? - zapytał rozbawiony, biorąc jeden z koszyków. Pstryknął palcami i już po chwili ten unosił się obok niego na mglistej wizji ugiętych pokornie ludzkich sylwetek o otwartych szeroko w rozpaczy oczach i ustach. - Jak mi coś pokażesz, Harry, kupimy to - obiecał, przekładając chłopca tak żeby zamiast mieć przed sobą jego tors, miał sklep. - O, zobacz, to chyba bajki - podszedł do jednego z regałów, a koszyk za nim. - A jednak nie - pokręciło głową, oglądając makabryczną ilustrację na okładce. - To zrządzeniem losu Nordycka Mitologia, a może zobaczymy czy jest tutaj coś o tatusiu, co?  - Harry parsknął, słysząc jego miękki ton blisko przy sobie i zaklaskał, gdy grube tomiszcze zostało otwarte tak, aby mógł widzieć co jest w środku. - Thor, Tyr, Frigg... I jest, Loki - zaśmiał się cicho gdy dojrzał ilustrację przedstawiającą mężczyznę z upiętymi niechlujnie płomienno-rudymi włosami, którego jedynym odzieniem była przepaska biodrowa obwieszona ozdobami i skórzanymi sakiewkami. - Podobny do mnie? - zapytał retorycznie, ale małe rączki były już zbyt zajęte przekładaniem kolejnych stron i mięciem ich trochę przy okazji.
Mitologia Nordycka odpadała. Wolał sam opowiedzieć kiedyś Harryemu o sobie i swoich dokonaniach. Odłożył książkę, decydując, że żadna mitgardska mitologia nie będzie dobrym pomysłem i kropka.
Szybko zapomniał o tej pierwszej wypatrzonej "zdobyczy" na rzecz faktycznych bajek, na które natrafił pół metra dalej - na tym samym regale. Przez chwilę przeglądał tytuły, z których żaden nic mu tak naprawdę nie mówił, A potem wziął do ręki to wydanie, które było najgrubsze i wyglądało na najstarsze. Magiczne Baśnie z Całego Świata - głosił dumnie wytłoczony złocistymi literkami tytuł. I sądząc po ilustracjach, naprawdę było tam sporo historii spoza Anglii. Loki umieścił znalezisko w koszyku, a potem dobrał jeszcze kilka chudszych tomików z bajkami. Harry obserwował to z zaciekawieniem przez chwilę, a potem stracił zainteresowanie na rzecz innego cuda. A przynajmniej cuda w opinii jego małej osóbki. Zaczął gaworzyć po swojemu i wyciągać jasne ręce w kierunku dużego stołu, na którym rozłożono wielką księgę wypełnioną mieniącymi się na wszelkie kolory ilustracjami.
Loki machnął dłonią na swój koszyk i ruszył tam, gdzie życzył sobie podopieczny. Barwny wolumin był ogromnym, gęsto ilustrowanym tomidłem o starożytnej magii, runach, rytuałach i w ogóle magii, której czarodzieje pragnęliby, ale tak naprawdę nie byli w stanie używać. Brunet uśmiechnął się z zadowoleniem, przekartkowując dziecięce odkrycie. Harry był jeszcze za mały, aby zdawać sobie z tego sprawę, ale miał oko.
- Kupujemy?
- Gaaa - wymamrotał malec, co najwyraźniej było potwierdzeniem. A przynajmniej dla własnej wygody mężczyzna tak to właśnie zinterpretował i tym sposobem jego zręczne dłonie zamknęły, a potem umieściły księgę w koszyku dosłownie na sekundy przed tym jak miały się na niej znaleźć dłonie ubranego dystyngowanie i sztywno mężczyzny z za długimi białawymi włosami.
- Ten tom - zaczął oburzonym tonem. - Zamówiłem go i miałem zamiar właśnie odebrać!
- Gdyby był zamówiony nie znajdowałby się ładnie ulokowany w środku księgarni, ogólnodostępnie dla klientów - poinformował naprawdę rozbawiony. - Poza tym... Po co miałoby to być komuś tak słabemu magicznie, jak pan? - przechylił głowę w bok. - Ledwie się świecisz szarością na pograniczu z czernią, z trudem utrzymujesz więź z różdżką...  - uśmiech drwiny wykrzywił jego usta, a potem ruszył dalej w głąb księgarni, zostawiając oniemiałego mężczyznę za sobą.
- Owaa - mała dłoń wyciągnęła się po kolejną zdobycz. Tym razem był to ładny dziennik w jasnozielonej okładce oprawionej w skórę.
- Bardzo dobry pomysł - stwierdził pewnie mężczyzna. - Jesteś już dużym chłopcem i musisz mieć gdzie umieszczać swoje sekrety - dodał uśmiechając się z rozbawieniem. Mały najwyraźniej wyczuł w jego głosie tę wesołość bo także cicho zachichotał po swojemu.

***

Wszedł do mieszkania bardzo zadowolony z siebie i Harry'ego. I nawet wcale nie chodziło o przerośniętego trochę złotawego wilka, którego "zaadoptowali" w sklepie zoologicznym na Pokątnej. Chociaż trochę też. Najbardziej ucieszyło go odkrycie, że jego mały podopieczny ma wspaniały dar zauważania rzeczy cennych. Oj tak, wdał się w dziadka, wdał. Ciekawe, czy jeszcze coś tak odziedziczył jak ewentualne ułatwienie życia w roli kłamcy, znawcy artefaktów czy specjalisty od poszukiwania skarbów?

ŚnieżynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz