Rozdział 19

2.7K 195 70
                                    

20.09.2018r.
Uwaga, wprowadziłam poprawki do kawałka z Avengers! (11.10.2018r.)

Gdy skończyli grać w karty byli już prawie w Anglii, ale zielonookiego wcale nie powstrzymało to przed oparciem głowy na ramieniu brata i zaśnięciem. Wisior spoczywał na jego piersi, mieniąc się nieznacznie w sztucznym świetle rozjaśniającym wnętrze samolotu.
- I co terasss?
- Wezmę go na ręce jeśli się nie obudzi - oznajmił spokojnie Fenris. - W ostatnich latach ciągle krążę między Anglią i Ameryką, a ty, Jormi?
- Od lat miessszkamy razem - wytknął mu wąż, wywracając oczami. - Zawsssze podróżujemy razem - dodał.
Kiwnął głową, wzdychając cicho.
- Może też powinniśmy wkrótce rozważyć wybranie się na dalszy podbój świata? Wiele jest jeszcze niezbadanych zakamarków, gdzie moglibyśmy zużyć dzień albo sto - wyjrzał przez okno na niebo i gęste obłoki. Widok nie był nadmiernie interesujący. Właściwie nudny. Przerzucił uwagę na Jormunganda, aby patrzeć na coś bardziej żywego. I zajmującego.
- Co zrobimy z wolnym czasem w tym kraju? Oprowadzimy Harry'ego po fajnych miejscach? Może pójdziemy z nim do kina? Klubu?
- Wolałby bibliotekę - zauważył chudzielec, wyciągając z kieszeni torby mocno zdezelowaną mapę. - Sssą takie dwie, do których bez problemu sssię dossstaniemy - dodał, rozkładając papier. Niektóre jego części były pomazane cudacznie rzucającym się w oczy, neonowo żółtym kolorem. - I jessst urocza kocia kawiarnia. Akurat przecznicę od hotelu.
- Kocia - powtórzył Fenris, krzywiąc się. - Kocia... Na mózg ci padło, Jormi? Nie znoszę kotów.
- Nie ma lokalu z wężami ani psssami.
- Na pewno?
- Ludzie strasssznie by sssię bali przebywać w miejssscu pełnym wolnych węży. A psssy są zbyt... Nieokrzesssane.
Mężczyzna westchnął.
- A może teatr?
- Nie będzie aż tyle czasssu.
- Lodziarnia?
- Angielssska pogoda.
- A może ten taki zaułek, errr, uliczka. Ta z kolorowymi sklepikami, zabawkami, no wiesz... Jak ona się nazywała... Przyprostokątna? Przekątna? Prostokątna?
- Pokątna? - podsunął mu uprzejmie Jormi, miażdżąc palcami mapę tak bardzo, że zrobił dziury w przytrzymywanych brzegach papieru. - Ossszalałeś? Absssolutnie nie. To zbyt niebezpieczne dla bracissszka.
- Okay, okay - czując na sobie przeszywające spojrzenie, ostre być może tak samo jak jadowe zęby węża, opuścił ze skruchą głowę, unosząc jedną rękę na znak poddania się. - To był głupi pomysł. Nie unoś się tak. Wciąż jesteśmy w powietrzu i nie potrzebujemy kłopotów.
Jormi usiadł wygodniej, samemu poświęcając uwagę przestworzom, za którymi w rzeczywistości nie bardzo przepadał przez nadmiar odległości pomiędzy jego stopami oraz ziemią. Szarawe włosy zakołysały się lekko, niepozorne, w dotyku podobne bardziej do sztywnawej włóczki, ale przez to absolutnie nie odpychające. Dawniej Fenris, rosnący wolniej od swego wężego brata, uwielbiał bawić się nimi, pociągać, brać do ust albo pyska. Kiedyś, w czasach, które nie mogły wrócić.
- Hej, Syczku, a może do muzeum zajrzymy? Co tam jest w Anglii? Historia Naturalna? Sztuka?
- Zobaczymy - zakończył krótko, nie spoglądając ku niemu. Zacisnął trochę nerwowo niezgrabne, przydługie palce na podłokietnikach, obserwując pustym, nieufnym wzrokiem białe obłoki przypominające wielkie stada owiec.
Obaj chętnie wcięliby sobie dobrze przyżądzonego mięska z baranka, albo i innego takiego tam, parzystokopytnego. Może tata zrobi porządny obiad z prawdziwego zdarzenia gdy już wrócą do Ameryki?  Powinien w tym czasie dojść do siebie dosyć, aby za niedługo wyruszyć w dalszą podróż.

Podczas lądowania trzęsło nieznacznie, jednak wsparty na ramieniu Fenrisa chłopiec tylko mruknął cicho, opierając głowę bardziej.
- Podczas ekspedycji z tatą nauczył się mały spać w takich warunkach - zachichotał bursztynooki, lekko wstając z dużą ostrożnością, aby móc wziąć młodszego na ręce. Harry nawet nie uchylił oczu, zacieśniając chwyt dłoni instynktownie na jego pomiętej koszuli w kratę.
- I dobrze. Inaczej ssstrasssznie by sssię męczył podczasss tych wssszyssstkich lotów, rejsssów i noclegów w niedossstępnych miejssscach - skomentował Jormi, podnosząc ich niewielki bagaż z zadziwiającą lekkością jak na jego gibkie, niepozorne ciało.
- Ciężko by mu było - zgodził się.
Gdy wszyscy wysiedli z samolotu, dwa eleganckie i duże, a przy tym ciemne auta wymyte, wypolerowane na połysk nadjechały, aby zabrać ich do hotelu. W pierwszym zmieściła się grupa chłopca z rodzicami, pani Potts i mama dziewczynki. Reszta musiała jechać drugim. Harry przebudził się gdy Jormi zręcznie zapinał mu pas, siedząc już stabilnie obok, ale szybko znów zapadł w sen, zupełnie nie zainteresowany tym z kim, ani dokąd jadą. To było miłe, że czuł się przy nich bezpiecznie. Motywowało ich jeszcze bardziej do czuwania nad nim. Nawet jeśli obecny przy nich w Anglii Harry był tylko kopią oryginału. Kopia oznaczała tylko, że istnieje ich w danej chwili dwóch. Nie umniejszała w żaden sposób ilości Harry'ego w Harrym.
- Jutro zaczynają się te wielkie konkursy naukowe - zauważył Fenris. - To na pewno będzie dosyć ciekawe.
- Zbieranie doświadczeń jessst ważne dla dzieci - mruknął Jormi, potakująco kiwając głową.

ŚnieżynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz