04.02.2018r.
Korekta: 👌- Jeszcze raz!
Christian odetchnął głęboko i machnął dłonią. Rubinowy promień przeciął przestrzeń i roztrzaskał w pył szklany manekin.
Czuł się wyczerpany. Ćwiczył już ponad pięć godzin.
A jednak Loki nie dawał za wygraną. Facet był perfekcjonistą.
- Już nie mogę - wydyszał, opierając ręce na kolanach.
- Możesz, Christianie. Musisz w końcu uwierzyć w siebie - brunet położył mu dłoń na ramieniu. - Nie jesteś człowiekiem, nie obowiązują cię normalne granice - dodał.
- Ale jeszcze nigdy nie zrobiłem nic ponad nimi - zauważył zmęczony. - Po tylu pokoleniach pewnie jest we mnie tylko trochę magii - dodał bezradnie. - Przecież...
- Nonsens - mężczyzna wyraźnie złagodniał, widząc jego minę. - Musisz po prostu uwierzyć.
Westchnął.
- Jest już późno.
- Odwiozę cię - powiedział uspokajająco starszy. Gdy wyszedł, aby odpalić samochód, do salki treningowej wślizgnął się lekko Harry, o tej godzinie ubrany już w bawełnianą piżamę w gwiazdki. Od kiedy szykował się na następny etap konkursu wracał z zajęć i dodatkowych spotkań z nowymi "znajomymi" tak zmęczony, że wcześniej się kładł. To dlatego Christian miał więcej czasu na ćwiczenie magii. Oczywiście bywał z Harrym na spotkaniach w sprawach konkursu, ale jedyne co mógł tam robić to właśnie być. Potem wracali i Loki szkolił go. Do utraty tchu albo kompletnego poddania się.
- Jest wymagający, co? - brunet przetarł oczy, siadając obok niego. Wyglądało na to, że dopiero co się przebudził. Może przez kolejny huk roztrzaskiwanego manekinu?
- Nie umiem tym poruszyć - stwierdził gorzko. - Od kiedy pamiętam... Moje zdolności zawsze były destrukcyjne. Nigdy nie robiły nic... Użytecznego.
- Spróbujmy razem - zaproponował Harry, uśmiechając się do niego. - To naprawdę łatwe ćwiczenie. Zobaczysz.
- Wątpię...
- To przestań - rzucił jakby to była najprostsza i najbardziej oczywista rzecz na świecie. Gdy machnął dłonią, zielony promień przeciął przestrzeń i manekin wzniósł się ponownie, stając na przeciw nich na końcu sali. - Dalej.
- Nie mam już siły.
Harry uśmiechnął się tylko, rozbawiony tym stwierdzeniem. Stanął obok, wyciągając ku niemu rękę. Zaskoczony Christian chwycił ją pewnie jeszcze zanim przemyślał ten ruch.
- Masz swój amulet - powiedział Harry. - Ale skup się na moim pierścieniu, dobrze? Żeby energia mogła się scalić.
Nie zaprotestował, gdy zielonooki dał mu znak, skupił się jeszcze raz - na jego pierścieniu po matce, wiszącym na łańcuszku na szyi. A potem patrzył z fascynacją jak rubinowy promień mknie przez pomieszczenie splatając się z tym zielonym. Wirowały razem póki nie ugodziły w manekin. Szkło zafalowało, ale nie eksplodowało... Figura powoli poruszyła się i obróciła dookoła siebie.
Christian patrzył oniemiały, ściskając mniejszą dłoń drżącą ręką.
- To... naprawdę zadziałało! - wyrzucił z siebie z niedowierzaniem, czując się tak, jakby wszystkie siły do niego wróciły.
- Oby tak dalej - Harry zaśmiał się cicho, patrząc na niego z rozbawieniem.***
- Jak go znajdziemy, powtórz proszę - Syriusz rozejrzał się dookoła siebie ze zdumieniem.
Byli w Nowym Jorku. I obecnie otaczały ich wielkie szklane wieże, dziesiątki lub i setki takich. Między nimi zaś mniejsze budynki, ale obszerne i jakieś ciężkie. Ale wszystkie podobne do siebie tym, że
przepełnione były tłumami ubranych w krzykliwe kolory ludzi.
- Użyjemy zaklęcia lokalizującego - powiedziała lekko Tonks. - Łatwiej byłoby oczywiście gdyby Remus wybrał się z nami... Ale powiedział..
- Wiem - burknął Black. - Musi się opiekować swoją nową watahą. Po ostatnich walkach między stadami jest mało samców, ale dużo samic i młodych do ochrony... To nie fair - zakończył tonem rozgniewanego, rozpieszczonego dziecka.
- Życie płynie do przodu, nie użalaj się nad sobą, Black.
- A co cię to obchodzi?! I co ty tu w ogóle robisz, Snape? - odwrócił się w stronę mężczyzny, posyłając mu wściekłe spojrzenie czarnych, podkrążonych oczu. Zaciskając ręce w pięści uniósł je w charakterystyczny sposób.
- Przyjechałem na wakacje - stwierdził jak najbardziej poważnie Mistrz Eliksirów. - Płatny urlop - dodał, odwracając się i ruszając w stronę wyjścia z lotniska. Lot samolotem był chyba najbardziej traumatyczną rzeczą do jakiej doszło w jego życiu. - Powodzenia w waszej z góry skazanej na porażkę misji - zdobył się na uniesienie głosu zanim dosłownie zniknął w tłumie.
- Cholerny Smarkerus! - krzyknął za nim Syriusz.
- Nie rób scen - Tonks chwyciła kuzyna za ramię, ciągnąc go w drugą stronę. Zrezygnowana Minerwa ruszyła ich śladem. Nie miała pojęcia dlaczego Albus zmusił ją do tej wyprawy! Kompletnie nie znała się na tych całych "współczesnych" rzeczach związanych z Ameryką. Ani żadnym innym krajem.
CZYTASZ
Śnieżynka
FanfictionLoki był Bogiem Chaosu i Kłamstwa, po nieudanej próbie przejęcia władzy uniknął kary opuszczając Amerykę i przenosząc się w zgoła inne miejsce, do Anglii, gdzie w tamtym czasie, w domu niejakich państwa Potter, tkwiło centrum nadchodzącego magiczneg...