Rozdział 22

2.1K 198 146
                                    

24.11.2018r.
27.12.2018r.
Świąteczny chaos za mną. Sylwestrowy przede mną, dlatego mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, chociaż nie wygląda na imponująco długi. /Sakuja

Rozdział 22

Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania. Pytania...

Pytania.

I co dalej?

Ah, no tak. Dalej musiały być odpowiedzi i on ich udzielał, i robił to bo trwał ten wielki konkurs, na którym mu zależało.

Dlaczego tych pytań było tak dużo?

Braciszek obiecał wspólny posiłek na mieście. Chciał, aby już był ten koniec na dziś, aby mogli sobie tam pójść i zjeść razem. A przy tym szczerze rozmawiać. Jak zawsze. O wszystkim. Na każdy temat, nawet jeśli byłby bardzo nie znaczący. Brakowało mu... Czyjejś obecności.

Dziwne.

Jormungand był niedaleko. Na widowni. Na widoku. A Fenris czekał w hotelu. Tata był w Ameryce. Wypatrywał wieści i ich powrotu. A z tatą był Chris, z którym tak bardzo się zdążył zżyć.

Oh! Czy to było możliwe, żeby czuł się... Samotny...?

Nie miał pojęcia dlaczego tak nagle zapragnął rozmyślać o Thorsonie, ale w ogóle nie poprawiło to jego sytuacji.

W drużynie panowało spore napięcie, wokół ludzie patrzyli, bliscy i dalecy, wyobcowani, odcięci. Powinien się wziąć w garść.
Zaraz mogło paść pytanie z kategorii, którą sobie upatrzył. I wtedy musiał, tak... udzielić odpowiedzi. Poprawnej. Te były najbardziej potrzebne. Z nich były punkty prowadzące do zwycięstwa.

Chciałby ten jeden raz wyróżnić się i zdobyć odrobinę krótkotrwałej popularności. Mógłby później, gdy już wrócą z tatą do Asgardu, pochwalić się babci Frigg. Na pewno byłaby dumna, że ma mądrego wnuka. Może nawet znalazłoby się kilka rzeczy, których zechciałaby go osobiście nauczyć!

Uśmiechnął się mimowolnie. Kąciki ust jakoś tak same uniosły się w górę.
Spojrzał w stronę Jormunganda - posyłał mu swój ciepły, braterski grymas, niby uśmiech, ale bardziej krzywy i niezdarny; robił tak, bo uważał, że wtedy nie wygląda aż tak gadzio. Głuptas.
Jormungand był taki kochany, gdy mu zależało.

***

Siedział w swoim pokoju, obserwując unoszące się w powietrzu, płonące ptaki. Iskry migotały wokół maleńkich ciałek, poruszające się skrzydełka wydawały z siebie ciche odgłosy podobne do syku, a z otwierających się dzióbków umykały co jakiś czas smużki dymu.
Martwił się o Harry'ego.
I o siebie samego trochę też.
Porwany przez Avengers. I co dalej? Oni wszyscy zakładali, że Loki knuje coś okropnego.
Może powinien udać się do domu mężczyzny z powrotem i spróbować go ostrzec?
Bohaterowie mogli być niebezpieczni.
Nie chciał, aby komukolwiek z jego bliskich... Bliskich, tak, tak, z rodziny, stało się coś złego.
Nie miał nikogo poza nimi.
Jeden z ptaszków spłonął doszczętnie i zgasł, na ziemię posypała się niewielka ilość białego pyłu.
Nie powinien się dekoncentrować.
Miał być skupiony. Cokolwiek by go nie dręczyło - skupiony!
Tylko wtedy była szansa na to, że w końcu przekroczy granicę między tym, co mógł jako człowiek i tym, co czekało do osiągnięcia.
Jeśli tylko się postara... i przestanie wierzyć, że może dać tylko sto procent.
Harry wiedziałby jak zmusić go do przyłożenia się bardziej...
Kolejny ptak zgasł i pył opadł powoli, za bardzo powoli, jakby celowo, jakby patrzył na swój własny upadek.
- Christian Thorson - powiedział powoli. - Nazywam się Christian Thorson. Mogę... Mogę więcej niż zwykli ludzie i magiczni. Jestem więcej niż tylko człowiekiem, więcej niż tylko czarodziejem...
Ptaki rozjarzyły się i zaczęły latać mocniej, szybciej, z większą gracją. Jakby były prawdziwe. Jakby nie ograniczało ich bycie tylko płomieniami stworzonymi przez siedzącego w pustym pokoju nastolatka.
- Mogę...
- Oh, tak. I idzie ci to bardzo dobrze - zauważył czyjś miękki, zupełnie obcy głos. Tak ciepły i delikatny, jakiego nigdy jeszcze nie miał okazji słuchać. - Widzę, że okropnie się starasz.
Przełknął ciężko ślinę, bardzo powoli odwracając się za siebie.
Ten ktoś, kogo wcześniej na pewno tam nie było, stał przy oknie, gładząc palcami starą zasuwę, jakby w zadumie - otworzyć, nie otworzyć...?
- Skąd... Kim ty jesteś? - zapytał powoli, sunąc pełnym lęku spojrzeniem małego chłopca po całej pełnej majestatu i blasku postaci.

ŚnieżynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz