Rozdział 18

2.4K 192 71
                                    

01.09.2018r.

Porozmawiać z bratem, siostrą albo babcią. Tak. To był dobry, bardzo dobry pomysł. Gorzej z jego realizacją, ale nie dlatego, że była zbyt trudna... Chodziło raczej o to, że w zależności od tego kogo wybierze na powiernika - pozostałym będzie smutno.
Harry usiadł z telefonem komórkowym w salonie i długo przeglądał zapisane w jego pamięci numery. Trochę przy okazji przeprowadził wyliczanek. Wszystkie kończyły się na jednym imieniu.
- O~kay - powiedział wreszcie, dużo bardziej optymistycznie niż się czuł. - Niech będzie Jormi - dodał na głos, dla  dodania sobie otuchy.
Wybrał odpowiedni kontakt i przyłożył urządzenie do ucha... W tej samej chwili zabrzmiał dzwonek do drzwi. Gdy poszedł otworzyć, o ironio, Jormi stał przed domem, uśmiechając się lekko, gdy jego brat najwyraźniej zamierzał nadusić przycisk jeszcze raz.
- O, hejka, Harry! Niezła reakcja! - pochwalił go natychmiast Fenris. - Wpadliśmy w odwiedziny, cieszysz się?
Szczerze mówiąc był trochę skonfundowany. Wyłączył telefon, wpuszczając obu gości do domu i zamykając za nimi drzwi.
Fenris i Jormungand byli braćmi Hel, królowej Helheimu oraz, tak się miło składało, synami Lokiego mieszkającymi w Mitgardzie. W pewnym sensie, do pewnego stopnia, tak jakoś niemal wyszło. Jako magiczne bestie, dzieci czarownika i Jotunki byli bytami skrajnie podwójnymi. To dlatego Fenris, postawny brunet z dzikimi bursztynowymi oczami, ubrany w jeansy i koszulę ledwie obejmującą jego mięśnie, mógł wpaść w odwiedziny, chociaż jego wilcza powłoką wciąż znajdowała się w dalekich krainach spętana gleipnirem. To dlatego Jormi mógł mu w tych odwiedzinach towarzyszyć, jak zawsze chudy, giętki i chorobliwie blady, z długimi, wyglądającymi dosyć krucho, szarymi włosami opadającymi niemal do bioder i przepełnionymi gorączkowym blaskiem, zielonymi oczami, chociaż ogromne węże cielsko nadal, niezmiennie od stuleci, oplatało Mitgard.
Rozsiedli się na kanapie, dziękując z góry za wszelkie soki, wody, herbaty, a nawet przekąski. Większy chwilę mruczał coś pod nosem w innym języku, gdy mały wilczek postanowił podbiec i powitać go poszczekiwaniem oraz uroczymi, dziecięcymi pomrukami, informującymi wszem i wobec, że zwierzak życzy sobie głaskania.
- Co was tu tak nagle przywiało? - zapytał zakłopotany.
- Zbliża sssię wielka naukowa impreza, w której nasssz milutki bracissszek bierze udział, wiesssz? - zaczął szarowłosy, łypiąc na niego zmęczonym, ale czułym, wzrokiem. - Z pewnych źródeł wiemy, że nassstroje w Anglii sssą... Co najmniej ssskomplikowane. Nie chcielibyśmy, aby ssspotkało cię coś złego. Ah, to byłoby okropne! Wpadliśmy zaproponować, że pojedziemy sss tobą!
- I będziemy nad tobą czuwać lepiej niż cała wilcza wataha nad młodymi! - wmieszał się w ten strapiony wywód. - Co ty na to, Harry?
- W-właściwie znaleźliśmy z tatą pewien sposób, który całkiem, tak myślę, urządzał by mnie i w dodatku działał jako ochrona - powiedział szybko.
Cóż. Już przynajmniej nie musiał wymyślać wymówek dla pozostałych braci, siostry i babci dlaczego to do nich się nie zwrócił ze swoimi wątpliwościami.
- Mów - zażądał natychmiast Fenris.
- Ssspokojnie, ssspokojnie - chudzielec chwycił go za ucho i pociągnął mocno, tarmosząc je przy okazji jakby było zwierzęce, a nie ludzkie.
- Chcę stworzyć klona.
- Swoją kopię?
- Nie będzie ci trochę ssszkoda odpuścić sssobie wycieczkę do ojczyzny? Naprawdę dossskonale byśmy sssię tobą opiekowali, bracissszku. Przecież wiesssz.
- Wiem. Ale powrót do Anglii mnie przytłacza - postawił tę sprawę jasno. - Za bardzo martwi mnie to, co mogłoby mieć tam miejsce. Gdy ostatnim razem miałem z nimi wszystkimi coś wspólnego próbowali zabrać mnie tacie i marnowali spokój moich rodziców w Vallhali... Już to było nie fair. A wedle was to się jeszcze pomieszało - dodał, doskonale pamiętając od czego zaczęli rozmowę.
- Pomiessszało - westchnął ciężko Jormungand. - Jakiś czarodziej widział cię jako Jotuna. I powiedział kolegom. Ah! Dasssz głowę, nasssz malutki bracissszku, że teraz część z kolegów twoich rodziców nienawidzi cię i dygocze ze ssstrachu? Potwór! Ośmielili sssię używać takiego sssłowa i innych podobnych! Niektórzy zaczęli nawet obawiać sssię wssspomnień o twojej matce, winiąc ją... Okropność, ludzie sssą tacy beznadziejni, sssłabi, bezczelni...
Harry przełknął ciężko ślinę, a potem przylgnął do chudego ciała, ukrywając twarz w materiale powycieranej koszulki z logo jakiegoś muzycznego zespołu, którego nazwa brzmiała podobnie do muszli, ale nie miał pojęcia jak ją odczytać. To nie tak, że rozpłakał się z powodu tego, że nawet Lily, której zupełnie nie pamiętał, została wmieszana w całą aferę z jotuńską krwią... Po prostu... Po prostu było mu tak miło, że wiele od niego starsi synowie Lokiego byli tacy opiekuńczy i przejęci nim!
- Dziękuję - wymamrotał, oplatając go ciasno rękoma. - Dziękuję, że przyszliście!
- Aww, szczeniak nam się rozkleił! - Fenris chwycił go i oderwał od ciała lekko tracącego dech węża, a potem usadził na swoich kolanach. - Zupełnie nie widać, abyś cokolwiek urósł w ostatnim pięcioleciu - skomentował trochę zaczepnie, obejmując go ręką. - Nie masz za co dziękować! Oczywiście, że twoi bracia będą pilnować wszystkiego! Co nie, Jormi?
- Prawda.
- Już, już. Łzy ocieraj i opowiedz nam więcej o klonie. Zgoda?
- Jesssteśmy ciekawi - dodał chudzielec, wyginając wargi w nikłym, ale miękkim, uśmiechu.
Czując większy spokój w środku uniósł nieśmiało kąciki ust, zanim przeszedł do opowiedzenia mężczyzną o planie z klonem i wisiorkiem od babci.

ŚnieżynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz