10.07.2018r.
Loki podejrzewał, że mógłby oszaleć z bólu, ale zmusił się do wysiłku i cały wykład przeprowadził z niemal taką samą jak zazwyczaj siłą. Większość słuchaczy nie zwróciła uwagi na jego zminimalizowane gestykulowanie, częste pół szczere uśmiechy i ostrzejszy niż zwykle dowcip.
Większość, ale nie wszyscy. Pewne uważne spojrzenie brązowych oczu wpatrywało się w Laufeysona rozpoznając jako coś obcego i nienaturalnego każdy spowodowany bólem oraz próbami oszczędzenia się fizycznie gest.
Charlotte Phinks była młodą wolną słuchaczką wszelkich dotyczących magii bądź ludzkich wierzeń wykładów na jakie mogła się dostać, a od kiedy pojawił się Loki, przede wszystkim tych, które on prowadził. Od początku opowieści o starożytnych Chinach czuła, że coś jest bardzo nie tak, chociaż nie mogła określić w żaden sposób co takiego. Przez to patrzyła i słuchała uważniej nawet nic podczas wszystkich wcześniejszych wykładów, nie mogąc zrozumieć zmian w postawie charyzmatycznego człowieka, który zazwyczaj złośliwym, ale całkiem lekkim, żartem potrafił rozbawić wszystkich zebranych.
Musiała się dowiedzieć dlaczego Laufeyson był tak bardzo nie swój. Postanowiła, że to absolutnie konieczne ponieważ chciała moc jeszcze słuchać jak mówi, opowiada, żartuje.
Był doskonały w tym co robił, miejsce wykładowcy było jakby dla niego przeznaczone... Nie chciała żeby zniknął i przestał ich wszystkich uczyć. Studenci, wolni słuchacze, goście...co oni wszyscy by zrobili gdyby nie Laufeyson?Gdy wykład się skończył siedziała w ławce jeszcze długo. Pozostali wychodzili, podchodzili do Laufeysona z pytaniami, pakowali notatki...
Zanim wyszli minęło pół godziny.
Ktoś odruchowo zamknął za sobą drzwi.
- Panie Laufeyson, czy możemy porozmawiać? - podniosła się, podchodząc do niego cicho. Niemal nie było słychać stukotu jej butów.
- Czy coś z mojej opowieści było niezrozumiałe?
- Wręcz przeciwnie. Wszystko jak zawsze na najwyższym poziomie - zapewniła, uśmiechając się zanim spochmurniała. - Tylko pan jest jakiś nieswój. Coś się stało?
- Mi?
Skinęła głową.
Westchnął, pocierając palcami skronie.
- Nie mam zwyczaju się przed nikim tłumaczyć, panno Phinks - zaczął. - Najwyraźniej bardzo się martwisz o kolejny wykład. Bez obaw, odbędzie się zgodnie z planem.
- Tak?
- Oczywiście.
- Ale co z panem? Będzie lepiej do tego czasu?
Skrzywił się, ale rozumiejąc, że jej nie spławi, poddał się. Kompletnie nie miał siły na dyskusję dłuższe niż to konieczne i jeszcze o jego własnym zdrowiu!
- Zostałem ostatnio trochę poturbowany, panno Phinks - przyznał. - Niezależnie jednak od tego jak poważnie czy ile będę dochodził do siebie, następne spotkanie będzie miało miejsce zgodnie z planem i będę mówił o kulturze starożytnej oraz wierzeniach krajów najbliżej sąsiadujących z Chinami. Dobrze?
- Mogę jakoś pomóc z tymi ranami?
- Nie sądzę - uciął krótko. - Gdy przyjdzie czas się zagoją.
Westchnęła ciężko, a później wzięła swoje rzeczy i wyszła. Loki oparł się ostrożnie na fotelu, przymykając na chwilę powieki.
W duchu liczył do dziesięciu, a następnie wstał, zebrał rzeczy i sam opuścił wielki budynek, ruszając na parking.
Harry powinien niedługo kończyć; postanowił odebrać jego i Chrisa, a później zabrać obu na lody, ale już absolutnie nie do parku.
Miał dość parków, skwerów i innych takich miejsc. Psychicznie dość. Gdy o nich myślał natychmiast dopadał go niepokój.
A gdyby wtedy to Harry oberwał? A jeśli znowu coś się wydarzy? Absolutnie nie zamierzał sprawdzać niczego podobnego. Lodziarnia ze stolikami w środku czy na zewnątrz brzmiała dobrze, a później mogli wrócić do domu i pooglądać sobie filmy.- Tato! - brunet wystrzelił na jego widok z budynku, czerwony na buzi z emocji.
-Podejrzewam, że ten wybuch emocji jest absolutnie uzasadniony, tak? - zapytał spokojnie, gdy chłopiec przytulił się do niego mocno. - Czyżbym przeoczył jakąś rocznicę albo urodziny?
- Nie... Cieszę się, że jesteś - wymamrotał Harry, obejmując go niezgrabnie.
Loki zacisnął wargi w wąska linie, ale nie wydał z siebie ani dźwięku, gładząc miękkie ciemne włosy kojąco.
- Postanowiłem zabrać ciebie i Chrisa na lody - stwierdził. - Macie coś przeciwko lodziarni w centrum?
- Jestem za - przyznał zakłopotany. - W końcu narobię sobie problemów w sierocińcu, ale...
Loki położył mu dłoń na ramieniu.
- Od zajmowania się kłopotami jestem ja, Chris. Wsiadajcie. Mam ochotę nawet nie na dwie gałki, a dobry deser lodowy z dużą ilością czekolady.
Harry zaśmiał się dźwięcznie.
- Skoro masz takie zachcianki to już na pewno zdrowiejesz, tato!
W istocie.
Loki także był całkiem zadowolony z powodu odkrytej ochoty na zimne łakocie. Nie mrugnął nawet okiem płacąc za dwa duże pucharki lodów czekoladowych i jeden owocowych, a później usiadł z chłopcami przy stoliku w należącej do kawiarni, zacienionej części tarasu.
Chris i Harry energicznie opowiadali o swoim dniu w szkole, nie omijając wydarzenia na wf, które bardzo rozbawiło Laufeysona.
- A jak przygotowania do konkursu? - zapytał.
- Nie wiem, czy nie powinienem zrezygnować - wyznał cicho zielonooki, zaciskając mocno palce na zimnym pucharku. - Coraz bardziej przeraża mnie myśl i wyjeździe do Anglii - dodał wyjaśniająco.
Mężczyzna westchnął.
- Ja wiem, że to trudne - oznajmił. - I może okazać się niebezpieczne. Oni nigdy nie zaakceptują pochodzącej ode mnie krwi, którą odziedziczyła Lily, a ty po niej. Ale to tylko konkurs. Nikt nie każe nam wybierać się specjalnie do magicznej części kraju, prawda? - jego dłoń dotknęła policzka Harry'ego i chłopiec przełknął ciężko ślinę. Oczy zaszły mu łzami, ale zapanował nad sobą. Tylko jego zaszklone oczy lśniły w inny sposób.
- A jeśli to nie wystarczy?
- W takim razie co powiesz na kopię, Śnieżynko? Jeśli bardzo się skupisz i nałożysz klonowi wisior od babci, powinien przez kilka dni być jak najbardziej materialny i funkcjonalny.
- Tak myślisz, tato? A jeśli kopia jednak się zbuntuje?
- To akurat niemożliwe. Co więcej, gdy tylko minie wytyczony czas wróci najszybszą drogą. W końcu to energia.
- Czy będę wiedział co się z tym drugim mną będzie działo?
- Hmm... Przy użyciu do tej magii wisiorka... Musimy wrócić do domu. Sprawdzę w księdze.Kiedy Loki mówił, że sprawdzi coś w księdze oznaczało to przynajmniej dwie godziny medytowania po turecku z wirującymi w powietrzu tomami, przesuwającymi się wokół niego, otwierającymi na różnych stronach i przepełniającymi powietrze całkiem głośnym szelestem papieru.
Harry, w lepszym humorze niż w kawiarni, gdy pomyślał o konkursie, bawił si w tym czasie magią z Chrisem. Trenował go. W sali, w której Chris całkiem często przebywał w ostatnich tygodniach, kolorowe promienie mijały się albo zderzały co chwilę. Niegroźne odpychające zaklęcia w teoretycznie równie niegroźnej grze w zbijaka.
W ciągu pierwszych dwudziestu minut żaden nie trafił ani razu. Skupiony na zabawie chłopak odpychał na bok żale i niepokoje. Anglia dryfowała więc gdzieś na tyle świadomości, a ważne było na ten czas, aby wygrać rozgrywkę.
Zaczynała się pierwsza godzina i byli już w trakcie trzeciej dogrywki, gdy liczba zwycięstw równała się jeden:jeden, gdy Loki wszedł do sali. I zwinnie uniknął dwóch odbitych od ścian czarów, które skręciły ku niemu, na raz.
- Już wiem, Harry - powiedział, uśniechając się uspokajająco. - Kopia, którą możesz posłać do Anglii dla bezpieczeństwa zamiast oryginału, gdy nałożysz jej wisior od babci, będzie dla ciebie całkiem odrębnym bytem.
- Nie będę nic wiedział?
- Zorintujesz się co najwyżej gdy ktoś ją zniszczy albo czas zadania się wyczerpie, bo wtedy wrócą do ciebie resztki energii. Dopiero gdy któraś z tych dwóch rzeczy się stanie dostaniesz dostęp do przeżyć klona z czasu jego istnienia.
Harry zamyślił się.
- Jeśli nie pójdę w swojej własnej osobie będę bezpieczny... Nie złapią mnie i nie spróbują na siłę zmienić w mojego ojca ani bohatera. Ale ktoś może magią zniszczyć klona, a wtedy będą kłopoty. Tato... A ty kiedyś musiałeś zastąpić się dopplegangerem?
- Na wszystkich przyjęciach wyprawianych na cześć twojego wuja - powiedział jak najbardziej poważnie. - Z tym towarzystwem nie dało się wytrzymać we własnej osobie.
- Powinienem użyć klona?
- Harry, jeśli postanowisz pojawić się w Anglii osobiście - nie opuszczę cię ani na krok, rozumiesz? I również nie dopuszczę do ciebie osób z życia Lily, bo to byłoby zbyt niebezpieczne.
- Pan Lupin nie jest zły...
- Ale Pan Lupin jest jeden, a pozostałych cała zgraja. Pojedynczy wilkołak to niewiele w Anglii przeciwko małej armii czarodziejów. Zwłaszcza, że gdyby spróbował być otwarcie przeciw - prawo będzie stało za nimi, a nie nim.
Harry pokiwał powoli głową.
- Muszę to przemyśleć - postanowił.
- Możesz o tym porozmawiać z którymś bratem albo siostrą. Babcia na pewno też by się ucieszyła z kontaktu...
Chłopiec pokiwał głową i wyszedł z pokoju, ruszając do siebie.
- Chris. My w tym czasie trochę potrenujemy.
- Ale dopiero co ponad godzinę...
- Zwalczasz ograniczenia, pamiętasz? Twój "dziadek" pewnie pomachałby lekceważąco ręką, ale ja nie mogę zostawić kogoś obdarzonego na pastwę losu. W porywie emocji mógłbyś zrobić komuś coś złego. Rozumiesz?
Rudzielec westchnął, targając palcami włosy.
- Się robi.
CZYTASZ
Śnieżynka
FanfictionLoki był Bogiem Chaosu i Kłamstwa, po nieudanej próbie przejęcia władzy uniknął kary opuszczając Amerykę i przenosząc się w zgoła inne miejsce, do Anglii, gdzie w tamtym czasie, w domu niejakich państwa Potter, tkwiło centrum nadchodzącego magiczneg...