Rozdział 12

2.4K 227 106
                                    

09.03.2018r.

Późnym wieczorem Harry czuwał przy ojcu, bojąc się zostawić go chociaż na chwilę. Mniejsze obrażenia zdołał wyleczyć, ranę, która przechodziła na wylot ciała zasklepić, ale całą resztę mógł tylko oczyścić ziołami i owinąć miękkimi bandażami. Całymi metrami bandaży.
Loki był taki... blady i nieruchomy. Oczy miał zamknięte, a chociaż spokojny oddech unosił jego pierś... co jakiś czas bolesny grymas przemykał przez oblicze, rzucając na nie niepokojący cień. Kilka razy mężczyźnie coś musiało się śnić - nie panując nad sobą, lodem pokrył część podłogi wokół łóżka, a szronem  kołdrę i częściowo swoją skórę. Niemal całą szyję i kawałek policzka.
Harry nie miał przesadnej kontroli nad swoimi umiejętnościami, które dopiero co w sobie odnalazł, dlatego zdołał usunąć tylko dwie pierwsze rzeczy. Srebrzyste gwiazdki musiały zostać na skórze Lokiego; przez to jej kolor zaczął się zmieniać na błękitny. Tata speszył by się gdyby był tego świadom.

***

Złotooki mężczyzna ruszył mroczną ulicą, prowadząc przy swym boku starego, zmęczonego wilka,  który odwracał czasem ze smutkiem swój łeb.
- Zadbam o to, aby zaopiekował się nimi godzien następca - powiedział miękko, zachrypniętym głosem, gdy przekraczali granicę światów i z nowoczesnego miasta nie magicznych wchodzili w głąb potężnego lasu, na ścieżkę, o której już niemal zapomniano.
Kobieta czekała.
Stała w cieniu, oparta o potężny pień. Spojrzała ku nim pytająco, nie z wielkim zainteresowaniem, ale jednak z pewną dozą ciekawości. 
- Czy już wszystko uczyniliście? - zapytała miękko, gdy znaleźli się tuż przed nią.
- Nie całkiem - zaprzeczył złotooki. - Muszę jeszcze ustanowić następcę.
- Czemu to tak ważne? - kucnęła, wyciągając dłoń i głaszcząc palcami miękką sierść.
- Piętno wilka unosi się ponad głowami Lokiego i jego dziedziców - odrzekł miękko. - Gdy nadejdzie pora, przyjdą jak wszyscy, aby wraz z nami rozkoszować się spokojem w prastarych lasach naszego świata - dodał.
- Minie tysiąc lat i to nie nadejdzie - zaprotestowała. - Ich ciała nie zestarzeją się i nie opadną z sił, myśli pragnących chaosu nie zmąci żaden pomysł na odejście ze sceny - zmrużyła lśniące oczy. - I chociaż wiesz to, ciągle otaczasz ich swoją opieką.
- Nie zrozumiesz tego - powiedział cicho. - Pewnego dnia, gdy nastanie koniec światów, wstąpią na wspomnienia, które pozostaną po prastarych szlakach i przyjdą do nas, do miejsca, które zawsze było i będzie.
Westchnęła, krzywiąc się nieznacznie.
- Idź zrobić co musisz.
Mężczyzna ponownie ruszył przejściem do świata śmiertelników. Za jego plecami stary Thor zawył z żalem, przymykając zmęczone, zamglone ślepia.

Stanął przy zwykłej części lasu, wystarczająco daleko od przejścia, aby jego głos nie przedarł się na prastarą ścieżkę i nie zmącił spokoju starego wilka.
Uniósł ręce do ust i odchylił do tyłu głowę. Nabrał tchu, a potem wydał z siebie głębokie, przeciągłe wycie, które rozeszło się wśród zieleni.
Patrzył chwilę na nieruchomą głuszę, a potem z jej wnętrza wyłonił się majestatyczny, duży zwierz. Biała wilczyca. Wydała z siebie dźwięk podobny do szczeknięcia i zza niej wyszedł trochę do przodu młodzik. Szczenię nie miało więcej niż kilka miesięcy. Spojrzało na niego bystrymi, błękitnymi ślepiami.
Idealne.
Spojrzał na samicę, a ona kiwnęła łbem. Najwyraźniej białe młode z błękitnymi ślepiami nie było zbyt dobrze widziane w stadzie albo miało za wiele cudzej uwagi. Stado nie powinno skupiać się na jednym osobniku, musiało myśleć o przetrwaniu. Szczególnie żyjąc tak niedaleko ludzi.
- Chodź - powiedział miękko. Szczenię posłusznie ruszyło do niego, odwracając się tylko na chwilę żeby spojrzeć na matkę. Samica wkraczała już z powrotem do lasu.
Wilki czasem zachowywały się podobnie do dawnych Indian. Jeśli coś musiało się stać, akceptowały to i ruszały dalej.
Być może tej nocy stado zawyje wspólnie do księżyca na część swojego młodego, ale nie na pewno.

ŚnieżynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz