Rozdział 8

3K 231 75
                                    

27.01.2018r.

Thorson.
To nie tak, że Harry poczuł zainteresowanie kiedy to usłyszał, był po prostu ciekaw czy to zbieg okoliczności, czy... Coś dużo mniej opartego na szczęściu, nieszczęściu albo zwykłym fatum.
Siedząc obok obserwował go w trakcie lekcji kątem oka. Rudzielec z pogodnymi oczami w błękitnym kolorze. Był dosyć ładny, taki ani przesadnie chudy, ani napakowany jak sportowiec. Gdy nauczyciel skupił się na tłumaczeniu jak liczyć pewien rodzaj równań, Thorson zajął się rysowaniem. I szło mu to niesamowicie. Naprawdę. Sposób w jaki przenosił panoramę miasta (uchwyconą na zdjęciu w komórce, chyba nocą) do grubego, wyświechtanego zeszytu był... Harry jeszcze nigdy nie widział na żywo żeby ktoś tak wiernie odwzorowywał szczegóły. I jeszcze łączył je z fantastyką jak posadzony na brzegu rogalikowatego księżyca ptak, którego pochylony łebek zwieszał się smętnie ponad budynkami.
Czekanie do przerwy było nie do zniesienia, ale tym razem nie dlatego, że Harry chciał stać i całą wolną chwilę patrzeć przez okno...
Gdy zadzwonił dzwonek wyciągnął dłoń, dotykając ramienia towarzysza z ławki.
- Mogę ci na chwilę przerwać? - zapytał uprzejmie.
Tata uczył go, że narzucanie się jest niegrzeczne w niektórych sytuacjach.
- Już to zrobiłeś - stwierdził rozbawiony Thorson.
- Jestem Harry, a tobie jak na imię?
- Christian - mruknął, nie odrywając wzroku od swojej pracy. - Masz zamiar wszystkie lekcje stracić patrząc na moje bohomazy?
- Hmm... Tak - stwierdził lekko. - I tak nie nauczę się tutaj nic nowego.
- Jak chcesz.
Niestety na tym urwała się rozmowa.

Wracając z tatą do domu Harry zastanawiał się czy poruszyć temat kolegi z ławki. Loki mówił przecież, że w szkole jest kilka interesujących osób, ale...
W ostatnim momencie, gdy już chciał zapytać, powstrzymał się, uśmiechając do rodzica słodko i tłumacząc, że zapomniał co chciał powiedzieć.
Może Christian był zwykłym chłopakiem? Thorson, Odinson, Friggdottir - takie rzeczy były w tych czasach używane jako nazwiska. A przynajmniej podobne. W duchu stwierdził, że nie chce niepokoić rodzica... Albo tracić ewentualnego podglądania dalszych twórczych zajęć kolegi.
W każdym razie porzucił temat nim go zaczął, pytając zamiast tego czy pójdą na lody.

***

Po poznaniu Thorsona Harry stracił zainteresowanie szukaniem tych osób, o których mówił pierwszego dnia tata.
Nie widział takiej potrzeby. Christian był miły, chociaż niemal się nie odzywał, pięknie rysował, a raz poczęstował go ciasteczkiem z wróżbą, która mówiła jakieś bzdury o "Iskrze, która roznieci wielki pożar". Brzmiało idiotycznie.

Im dłużej chodził do nowej szkoły, co w praktyce oznaczało dwa tygodnie, tym bardziej nabierał przekonania, że nowy kolega jest całkiem zwykłym człowiekiem.
Jak się okazało trzeciego poniedziałku podczas długiej przerwy, gdy siedział na dachu i puszczał magią w powietrze ptaki origami... Nawet ktoś tak wyczulony na innych i ich dary jak on mógł dać się oszukać.
Puszczając ptaki skupiał się na nich tak bardzo, że gdy jeden z nich nagle stanął w płomieniach podskoczył przestraszony. Po pierwszym wszystkie pozostałe także rozjażyły się i zamieniły w porywane przez wiatr drobinki popiołu.
- Oszalałeś?! - Thorson chwycił go za rękę i wyprowadził z dachu w takim pośpiechu, że Harry prawie się przewrócił na schodach. Zwolnili dopiero dwa piętra niżej, a i wtedy szalona sytuacja się nie skończyła, bo kolega wepchnął go do pustej klasy, a potem zamknął mocno drzwi za ich plecami.
Wyglądał na wściekłego i zmartwionego.
- Nie możesz robić takich rzeczy w tak odsłoniętym miejscu! Chciałeś żeby Avengers cię namierzyli? Nie mają większych problemów z czarodziejami, meta-ludźmi i eksperymentalnymi jednostkami w ostatnich tygodniach!
- Namierzyć... Mnie? - zdziwiony patrzył na kolegę kompletnie bez zrozumienia. - Jak niby?
- Od kiedy pojawili się ci dwoje, czarodziejka i koleś, który ma zdecydowanie za dużo w nogach, Avengers dopracowywali systemy wyszukujące jednostki... Niestandardowe. Kilkoro meta-ludzi zostało już przez nich znalezionych, przed szkoleniami i nie wiadomo czym jeszcze uchroniła ich wprawdzie szkoła Charlesa Xaviera dla takich jak oni, ale dwójka czarodziejów trafiła już do programu "Avengers 2.0", tak samo jeden po eksperymentach u Hydry, który leczył się z szoku, ukrywając na przedmieściach. Raz za dużo i za mocno zaprezentował talent do znikania i jego też wzięli.
- Oh.
- Nie mówię, że to co robią jest złe, pewnie lepiej trafić pod ich opiekę niż zostać odkrytym przez przypadek przez kogoś z zewnątrz i stać się ofiarą społeczeństwa.
Nie wiedział co powiedzieć. Ale na szczęście Christian, zadziwiająco przejęty sprawą i jego osobom, jeszcze nie zakończył swojego wywodu.
- Wyglądacie z ojcem na takich, którzy mają dojścia do amerykańskiej magicznej społeczności. Nikt was nie ostrzegł?
- To nie tak - zakłopotany przeczesał włosy palcami. - Nie mamy dostępu, nie jesteśmy tym w ogóle zainteresowani. I nawet nie do końca jesteśmy czarodziejami... To... Skomplikowane.
- To znaczy? - zapytał podejrzliwie Thorson.
- Nie wiem jak to wyjaśnić... Lepiej będzie jeśli tata ci opowie. Jakie masz teraz lekcje? Czy moglibyśmy...?
- Odpada. W sierocińcu mnie uziemią na kolejny miesiąc jeśli się zerwę z lekcji.
- A po zajęciach?
- Ale nie waż się próbować wymigać.

ŚnieżynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz