Rozdział 7

3.2K 243 143
                                    

26.01.2018r.

💖

To, co wszyscy kochają!
*Czytelnicy w tle przeklinają*
8 lat później
!!!
💖

Ciemnowłosy chłopiec zerwał się ze swojego miejsca na tyle klasy gdy tylko zadzwonił głośno dzwonek na przerwę i podszedł do okna, aby wyjrzeć przez nie na panoramę Nowego Jorku. Z trzeciego piętra jednej z lepszych amerykańskich szkół wszystko wyglądało niesamowicie. Oczywiście z bliska jeszcze lepiej, ale panorama też zasługiwała na pochwałę. Albo przynajmniej ocenę mniej więcej cztery w skali do dziesięciu.
Nastolatek mieszkał w Nowym Jorku już od roku, ale wszystko było dla niego ciągle nowe i fascynujące ponieważ dotychczas jego życie było pasmem ciągłych podróży. Przed Nowym Jorkiem razem z ojcem przemieszczał się dosyć regularnie, czasem po kilka razy na miesiąc (!) w pogoni za historią magii i świata. Nie było takiego dnia, gdy nie badaliby czegoś niesamowitego. Sypiał już w hamaku zawieszonym wysoko ponad ziemią, między potężnymi drzewami w głębi dżungli; w różnych namiotach;  u podnóży  prastarych budowli; w ruinach wiosek, o których nikt nie pamiętał; w gościnie u Indian albo innych dobrych ludzi; w pałacu z lodu twardego i odpornego jak górski kryształ... I dalej, i więcej... Gdyby nie zdjęcia sam sobie by nie dowierzał w niektóre opowieści. Ale były zdjęcia, bo jego tata robił zawsze przynajmniej jedno w każdym miejscu, nawet takim gdzie byli tylko przejazdem. Miał ich całe zaczarowane pudełko, a każda z fotografii była na odwrocie dokładnie podpisana.
Tata nie lubił sentymentalności wobec rzeczy, które uważał za nieprzydatne, ale miał kilka takich drobiazgów, które uznawał za rzeczy niezbędne i zawsze miał w torbie wraz z małym, podstawowym dobytkiem, odrobiną narzędzi (na przykład do wspinaczki) czy prowiantem.
- Co jest? - młoda dziewczyna z długimi do kolan włosami w kolorze intensywnie pomarańczowym, stanęła obok. - Widzisz coś ciekawego?
- Tak. Miasto.
- Ono nie jest ciekawe, Lokison - stwierdziła, krzywiąc się pod nosem. - To tylko wielkie szklane wieże i mnóstwo brudu. Ładnie jest na wsi, daleko stąd.
- Nie rozumiesz - stwierdził cicho. - Dotychczas żyłem podróżując po świecie... Nowoczesne miasto jest takie... Obce i niesamowite.
- Ta, miałeś rację. Jesteś dziwny - dziewczyna darowała sobie i odeszła, zostawiając go w tym miejscu, w którym zwykle stał co przerwę. Tym razem jednak najwyraźniej nie czekało go jeszcze kolejnych pięć lekcji; zobaczył Lokiego, lekkim krokiem wkraczającego na teren prywatnej placówki, z długimi ciemnymi włosami uczesanymi tego dnia w misterny kok i lekkiej bordowej kreacji, składającej się z miękkiej koszuli i ciemnych, dopasowanych idealnie spodni. Miał na szyi złoty wisior z Yggdrasilem, z którym się od lat nie rozstawał. Harry, nauczony doświadczeniem, podszedł do swojej ławki i spakował do plecaka starannie wszystko, co uważał za najważniejsze. Piórnik z kompletem kolorowych kredek, które dostał na urodziny, gruby brulion ze swoimi notatkami oraz pudełko ze śniadaniem. Wychodząc z klasy zostawił na drewnianym blacie wszystkie podręczniki, nie zainteresowany tym co zawierały; umiał to. Tak naprawdę chodził do szkoły dlatego, że bardzo chciał zobaczyć jak to jest być uczniem. I zaczynało mu się to już nudzić.
Loki czekał na niego przy sekretariacie, trzymając w ręce teczkę z jego dokumentami.
- Gotowy?
To pytanie nie było konieczne, ale jednak padło. Zawsze padało, bo tata zawsze bardzo się troszczył o jego samopoczucie.
- Zostaniemy tu jeszcze jakiś czas? - podszedł szybko, przytulając opiekuna mocno na powitanie, co zostało zresztą czule odwzajemnione.
- Dopóki nie zakończę spraw związanych z przeprowadzką - potwierdził.
Wychodząc ze szkoły, Harry nie czuł aby miał kiedykolwiek za nią tęsknić. Była ciekawa, ale z drugiej strony zbyt płytka i schematyczna. Nie dla niego. Nie pasował do tego miejsca.

***

Loki po roku miał dosyć centrum Nowego Jorku tak samo jak wiele lat wcześniej Anglii. Ale jeszcze nie wynalazł żadnej małej zapomnianej przez cywilizację wyspy na drugim końcu świata,
ponieważ chciał żeby Harry mógł odetchnąć trochę od podróżowania, ciągłego przenoszenia się i znajomości zawieranych na dzień albo dwa, a potem zrywanych na zawsze, nie zaplanował następnej wyprawy w świat. Odwiedzili już mniej więcej  400 lokalizacji, dlatego uważał, że czas na leniuchowanie to dobre wyjście.
Odnalazł już ładny duży dom z ogrodem, trochę zaniedbany, ale nie było to coś, czego nie dało się naprawić magią.  Wszystko już ogarnął i zostały ostatnie detale, a potem mogli się przenosić z centrum Nowego Jorku bardziej na obrzeża, do jednej z dzielnic willowych. 

***

- To tutaj?
Gdy oczom Harry'ego ukazał się nowy dom, chłopiec zaniemówił.
Skoro tata potrzebował tylko pięciu dni na odrestaurowanie wszystkiego, przeniesienie bagaży i poprawki różnych detali zgodnie z własnymi upodobaniami, nastolatek zakładał, że wprowadzają się do jakiegoś ładnego domku jednorodzinnego. A tymczasem tuż przed nim wznosiła się piętrowa posiadłość mogąca mieć przynajmniej dziesięć pokoi! Ściany miały przyjemny, piaskowy kolor, a jedną z bocznych, z jego perspektywy, lewą, porastał bluszcz.
- Zapraszam do środka - Laufeyson uśmiechnął się szeroko na widok jego zaskoczenia. - Taras nad gankiem i basen z pewnością ci się spodobają.
- Mamy basen?
Mężczyzna skinął głową, a ponieważ dzień był upalny i słońce oślepiające, w ogóle go nie zdziwiło, że właśnie basenem syn postanowił zająć się przede wszystkim podczas swojego zwiedzania ich nowego miejsca. Wstępnie planował jeszcze jeden rok w Ameryce. A potem zaczyn rozważać następną podróż, która rozpoczęłaby się od Galapagos i innych Wysp Dziewiczych, gdzie mimo ekspansywnego funkcjonowania ludzkości, wciąż jeszcze żyły wyjątkowe zwierzęta. Harry uwielbiał poznawać nowe gatunki. A potem uczyć się o nich wszystkiego co było możliwe.
Jego zachłanność w przyjmowaniu wiedzy była rozczulająca.

***

- Nowa szkoła - chłopiec spojrzał na skromny, prosty budynek składający się z trzech kondygnacji po dwa piętra, co nie było z reguły spotykane w Ameryce.
- Tylko do początku wakacji - Loki poczochrał go po głowie. - Trochę czasu z rówieśnikami dobrze ci zrobi.
- Naprawdę?
Loki zaśmiał się, patrząc na jego niekoniecznie przekonaną minę.
- Rzuciłem okiem na spis uczniów - zdradził, czochrając mu włosy. - Znajdziesz tu kilku interesujących uczniów. I, jeśli się postarasz, nauczycieli.
Zielonooki zerknął na niego zaciekawiony, poprawiając plecak.
- A jeśli nie znajdę?
- Miesiąc - zaproponował starszy. - Jeśli znajdziesz, zostaniemy w tym kraju... Powiedzmy, że na jeszcze jeden rok. A jeśli nie znajdziesz, wyjedziemy znów i to ty wybierzesz pierwszy cel.
Nastolatek uśmiechnął się zadowolony z układu, wyciągając dłoń, którą Laufeyson uścisnął lekko.
- To lecę do klasy.
- Leć.

Kiedy wszedł do sali było już po dzwonku. Jego zielona koszulka i wygodne spodnie nie wyróżniały się bardzo. Nie była to placówka mundurkowa, chociaż miała wysoki poziom, a wielu uczniów startowali w różnych przykuwających uwagę konkursów. Czekając aż nauczyciel odczyta obecność, rozejrzał się. Uczniowie była to grupa sześciu dziewcząt i dwunastu chłopaków. Mało jak na amerykańską szkołę. Byli zbieraniną młodzieży z każdego środowiska. Widział dwoje Azjatów, czworo Afroamerykanów, bladego jak prześcieradło chłopaka, kilka osób o skórze w kolorze miodu... Ogólnie wszyscy się od siebie różnili. I to właśnie mu się od razu spodobało, chociaż tacie oczywiście by się nie przyznał żeby nie miał przedwcześnie za dużo satysfakcji.
- Jesteś nowym uczniem, tak? - nauczyciel odwrócił się w jego stronę, gdy skończył sprawdzać obecność swoich podopiecznych.
- Zgadza się - potwierdził, podchodząc do biurka.
- Dyrektor powinien cię przyprowadzić.
- Spytał tylko, czy sobie poradzę i powiedział do której przyjść sali - wzruszył ramionami. - Miał jakiś problem - skłamał, bo tak naprawdę nie widział dyrektora na oczy.
Loki wszystko załatwił i go później pokierował.
- Ten facet ciągle ma jakieś problemy. Nie ważne. Jak się nazywasz?
- Harry Lokison - przedstawił się lekko.
- Słyszałeś Thorson? Masz towarzystwo - profesor zwrócił się do rudzielca leżącego głową na ławce, który zareagował uniesieniem ręki i pokazaniem mu środkowego palca.
Zdecydowanie nie był to najbardziej zaangażowany w lekcje chłopak w klasie. - Zanim usiądziesz, spróbuj opowiedzieć nam coś o sobie, dobrze?
- Zgoda - uśmiechnął się szeroko. - To moja druga szkoła w życiu, dotychczas uczył mnie tata, bo stałe podróżowaliśmy. Mieszkam w Ameryce już od roku i bardzo mi się tutaj podoba.
To w sumie było takie wszystko i nic, ale nie chciał nieostrożnie mówić więcej.
- Dobrze. Miło nam cię poznać, Lokison. Gdybyś zrobił mi przysługę i usiadł obok Thorsona. Nie wierzę wprawdzie, że skłonisz go do wykazania jakiejś chęci życia, ale przynajmniej jak będziesz tam siedział reszta klasy będzie mogła udawać, że ktoś żywy siedzi na tyle.
Harry parsknął, szczerze rozbawiony, po czym podszedł do ławki gdzie siedział chłopak z rudymi włosami. Usiadł obok.
Pierwszy dzień w nowej szkole rozpoczął się na dobre.

ŚnieżynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz