Rozdział 27

1.7K 195 49
                                    

06.05.2019r.

- Wyglądają jakby znali się całe swoje życia - powiedział Sigyn miękko, spoglądając z miejsca, które zajmowała, na jego kolanach, w kierunku łoża.

Vali i Narvi leżeli zwinięci razem u boku Harry'ego, drzemiąc słodko i spokojnie. Wszyscy byli nakryci cienką, wzorzystą kołdrą.

- To dobrze - mruknął, wtulając twarz w jej miękkie, jasne włosy i wdychając kojący, kwiatowy zapach. - Mam nadzieję, że dogadają się gdy Harry otworzy oczy.

- Na pewno - zmieniła pozycję, aby na tej wąskiej dosyć kanapie, którą zajmowali nie mając ochoty na podróż do sypialni wydającą się zbyt wielką, chociaż było to tylko kilka metrów, zmniejszyć ryzyko upadku. Zsunęła się niżej, opierając głowę na jego piersi.

Czuł się prawie jak dawniej. Jakby nigdy nie odszedł nawet na najkrótszą chwilę... Chociaż stracił wcześniejsze zajęcie, niezrażony odchylił lekko głowę, opierając ją o zagłówek i przymykając powieki. Splótł mocniej palce z jej palcami, zacieśniając chwyt dłoni.

Brakowało mu jej bardziej niż czegokolwiek.

Drugiej połowy, tej stabilizacji, łagodności, tych wszystkich dobrych cech, którymi uzupełniała jego mściwość, łgarstwo i inne wady.

- Co z matką tej kobiety? Lily? - zapytała, przesuwając palcami po wzorze na jego koszuli. - Kochałeś tamtą olbrzymkę?

Nie brzmiała na złą, ani smutną, nie na zazdrosną, ani nieufną. Była spokojna. Delikatna i miękka, przepełniona ciepłem i dobrem, które go hipnotyzowały, trzymając u jej boku niezależnie od tego, jak wiele popełnił błędów i jak daleko marzył, aby uciec od wszystkiego, włącznie z nim samym.

- Nie wiem - przyznał. - Być może... Przez pewien czas, gdy myślałem, że droga, która zawiodła mnie do Jotunheimu to droga do wolności.

- Nie była nią?

- Nie... Ostatecznie i tak musiałem wtedy  zawrócić.

- Żałujesz?

- Nie wiem - westchnął. - Asgard to... Przeklęte miejsce. Nienawidzę go, ale kocham. Ty tu jesteś. I chłopcy. Muszę wreszcie wziąć odpowiedzialność za siebie, z tych, których kocham, za swoje błędy...

- Odpokutowałeś winy - przerwała mu. - Pamiętaj o tym.

Nie odpowiedział.

***

- Fandral...

- Thor, wszystko w porządku? - blondyn zmarszczył brwi, patrząc na jego potężną, zdyszaną postać ze zdziwieniem. - Nie wyglądasz najlepiej - zauważył.

- Nie mogę znaleźć.

- Lokiego?

- Nie! - fuknął oburzony. - Mam na myśli Christiana. Nie mogę znaleźć tego małego obrażonego...

- Chodzi ci o ucznia Królowej? Takiego miłego całkiem, wygadanego?

Błękitne oczy wbiły się w mężczyznę ostre i przejrzyste, pełne zmęczenia, frustracji i nadziei.

Niepokojąco błyszczały.

- Byłem już chyba wszędzie... Wiesz, gdzie on mieszka? - zapytał powoli, niemal błagając w duchu, aby padła pozytywna odpowiedź. - Muzę wiedzieć, do której komnaty iść.

- Thor... Kto powiedział ci, że chodzi o komnatę?

-A co?

Fandral westchnął, potarł palcami skronie, nie mogąc uwierzyć, że w ogóle bierze udział w tej dziwnej rozmowie. Ostatecznie postanowił nie wycofać się jakby stał twarzą w twarz z obłąkanym Asem, tylko udzielić mu możliwie jak najlepszej odpowiedzi. W końcu Thorowi zdarzało się czasem pomieszać to i owo, gdy działał pod wpływem emocji.

ŚnieżynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz