2.

10.1K 277 9
                                    


Jennifer

-Cholera!- krzyczę pod nosem i zakrywam twarz poduszką.

Nienawidzę tego dźwięku. Odkąd pamiętam, każdy budzik mnie irytował. Zapewne nie tylko mnie. Wyciągam rękę, w stronę szafki nocnej i go wyłączam. Postanawiam dać sobie jeszcze chwilkę, żeby się rozbudzić. Muszę przyjąć, na spokojnie, do wiadomości, że zaraz będę musiała opuścić moje wspaniałe łóżeczko. Nie żebym nie lubiła treningów, wręcz przeciwnie, ale wstawanie z łóżka jest strasznie ciężkie. Przykrywam się ponownie moją cieplutką kołdrą i nawet nie wiem, kiedy znowu zasypiam.

Nagle budzi mnie jakiś hałas, z pokoju obok. Spoglądam na zegarek i okazuje się, że zostało mi tylko pół godziny, żeby dotrzeć na trening. Jasna cholera!

Szybko podrywam się z łóżka, zrzucając przy tym kołdrę, oraz poduszki i biegnę do łazienki. Biorę szybki prysznic. Zostało 20 minut. Świetnie!

Podchodzę do szafy i wybieram pierwsze, lepsze ubrania. W końcu na treningu i tak się przebiorę. Zakładam błękitną bluzę z kapturem i czarne rurki. 15 minut. Jak nic nie zdążę!

Na mieście o tej porze są straszne korki. W końcu to Nowy Jork. Maluję tylko rzęsy i chwytam swoją torbę, z rzeczami na trening, a następnie wybiegam ze swojego pokoju. Liczę na to, że mój brat Lucas, mnie odwiezie. W nim jedyna nadzieja, żebym się nie spóźniła.

Wpadam jak burza do jego pokoju, ale on nawet tego nie słyszy. Podchodzę bliżej łóżka. Śpi w ubraniu? Chyba dopiero wrócił. Może znowu gdzieś zabalował. Postanawiam być jednak okropną siostrą i go obudzić.

- Lucas- szturcham jego ramię, ale nie reaguje. Nie mogę się poddać. Wiem, że strasznie irytuje go zdrobienie jego imienia, które sama wymyśliłam, kiedy byłam młodsza. Na pewno się obudzi.- Luuu- przeciągam ostatnią literkę i uderzam go poduszką.- Luuu wstawaj!

- Kurwa!- podrywa się szybko, a ja już widzę, że jest nieźle wstawiony. Nici z podwózki.- Daj mi spać! Nie słyszałaś, że dopiero wróciłem?!- próbuję zrozumieć jego bełgotanie, patrząc na niego zirytowana.

- Nie! Wyobraź sobie, że nie słyszałam! Sorry, że zawracam głowę, księżniczko- prychnęłam i szybko wstałam z łóżka. Nie będę traciła czasu na tego idiotę i tak będę spóźniona. Swoją drogą nie mam pojęcia, co się z nim ostatnio dzieje. Wiecznie jest poddenerwowany i często, mam na myśli prawie codziennie, zdarza mu się mocno imprezować. Będę musiała z nim pogadać.

Szybko zbiegłam po schodach. Zakładam kurtkę zimową, moją ulubioną, różową czapkę i kozaki. W końcu jest styczeń. Uwielbiam zimę!

Wychodząc z domu zauważam Charliego, mojego drugiego brata. Pakuje właśnie walizkę do taksówki. Czym prędzej zamykam drzwi i biegnę w jego stronę. Zostało mi 8 minut, na pewno się spóźnię. Wspominałam już, że lubię wszystko robić idealnie? No to, nie zawsze mi to wychodzi... Punktualność to była, jest i będzie już chyba zawsze, moja słaba strona. Pracuję nad tym, oczywiście! Ale widać tego skutki...

- Charlie, myślałam, że już dawno pojechałeś na lotnisko- podchodzę bliżej i mocno przytulam brata.

- Tym razem kupiłem bilety na późniejszy lot, nie lecę tym, co zwykle- odwzajemnia uścisk i zerka na zegarek.- A ty wiesz, że zaraz będziesz spóźniona?- odsuwa się ode mnie i przygląda mi się uważnie.

- Wiem, wiem. Zaspałam. Znowu!- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.- Mogę się zabrać z tobą?

- Jasne, wsiadaj. To po drodze- uśmiecha się i otwiera mi drzwi.

- Dzięki!- piszczę i szybko wsiadam do taksówki.

Jedziemy już dobre parę minut. Właśnie teraz powinnam wchodzić na trening, a jestem dopiero w połowie drogi. Moi rodzice nie cierpią spóźnialskich. A mnie zdarza się to często, więc nie są z tego zadowoleni i zawsze robią mi wykład na temat punktualności. Jakby to miało pomóc...

- Kiedy wracasz?- spoglądam na brata, który odpisuje na jakiegoś sms-a.

- Za tydzień- odpowiada i posyła mi rozbawiony uśmiech.- Pytasz, bo będziesz tęskniła, czy jak zawsze czegoś chcesz?- śmieje się pod nosem, na co lekko trącam go łokciem.

- Jesteś okropny- pokazuję mu język. Tak, tak. Mam 22 lata, ale czasem dalej zachowuję się jak dzieciak, szczególnie w towarzystwie swoich braci. No właśnie, bracia. Przypomniałam sobie sytuację sprzed kilkunastu minut.

- Charlie, czy ty wiesz, co się dzieje z Lu?- pytam i delikatnie marszczę brwi. Ta sytuacja zaczyna mnie irytować. On staje się nie do zniesienia.

- Ahhh- wzdycha i posyła mi zmartwione, a zarazem wściekłe spojrzenie.- Nie mam pojęcia. Zapewne, jeśli pytasz, to widziałaś w jakim jest stanie. Spotkałem go przed wyjściem z domu, ledwo trzymał się na nogach. Kiedy zapytałem, co się dzieje, kazał mi spierdalać i nie wcinać się w jego sprawy.

- Cholera. Co on wyprawia? W końcu wplącze się w kłopoty. Jak wrócę z treningu, pogadam z nim.

- Ja, jak tylko wrócę z delegacji, również z nim pogadam. Rodzice już wiele razy się na niego wściekali w ostatnim czasie, ale on dalej nic sobie z tego nie robi. Zresztą jak widać- przerywa, bo taksówka właśnie dojechała pod budynek, w którym znajduje się szkoła.

- Dziękuję braciszku, na ciebie zawsze mogę liczyć. Miłego lotu i uważaj na siebie- całuję go w policzek, po czym wysiadam z samochodu.

- Dzięki, do zobaczenia- krzyczy za mną, po czym zamykam drzwi. Biegiem udaję się w stronę drzwi. Jestem spóźniona już 10 minut, a jeszcze muszę się przebrać. To na pewno nie zostanie pozostawione bez komentarza.

Wchodzę do środka, po czym od razu ściągam czapkę. Szkoła moich rodziców znajduje się na pierwszym piętrze. Świetnie! Jeszcze bieg po schodach, na dobry początek dnia.

Gdy jestem już na górze, od razu wpadam na salę. Muszę wyglądać fatalnie. Włosy w nieładzie, oraz zaróżowione, od zimna policzki. Zaraz będę ofiarą głupich komentarzy. Za trzy, dwa, jeden...

- O, a któż to? Nasza panna spóźnialska. Cóż za wspaniały wygląd, Evans. Wyglądasz...

- Zamknij się Bailey!- krzyczę zirytowana, nie mogąc już dłużej go słuchać. Nikt inny, nie irytuje mnie tak, jak cholerny Sky Bailey!

Po chwili, zza moich pleców, słyszę ciche chrząknięcie. Świetnie!

- Znowu spóźnienie- odwracam się i widzę moją mamę, która ma niezbyt zadowoloną minę.

- Przepraszam, naprawdę. Pracuję nad tym, wiesz przecież...- spuściłam wzrok na buty i zmarszczyłam brwi, gdy do moich uszu dotarł cichy śmiech Bailey'a. Zabiję gada. Pójdę siedzieć, ale przynajmniej zrobię przysługę światu.

- Biegnij się przebrać. Mike na ciebie czeka. Porozmawiamy później- pokręciła głową i spojrzała na mnie surowym wzrokiem. Wiedziałam, że tak będzie, a w dodatku jeszcze ten kretyn się ze mnie nabija.- A ty Sky, na co czekasz? No dalej, tańczcie!

Nie tylko mnie się oberwało. Hah! Szybko skierowałam się w stronę szatni, żeby już nie drażnić mamy. Dobrze, że ojca dziś nie ma w szkole. Musiał coś załawić. Więc nie dostałam ochrzanu podwójnie. To już plus!

Może ten dzień nie będzie taki zły? Ale... nadzieja matką głupich, co nie?


Witam :)

Oto drugi rozdział :)

Mam nadzieję, że się spodoba :)

Do następnego :) 

W Rytmie MuzykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz