Sky:
Siedzę w samochodzie, obok jej domu, już dobre 10 minut. Nie potrafię odjechać i tak po prostu pogodzić się z tym, że odejdzie. W głowie mam miliony myśli i sam już nie wiem, co powinienem zrobić.
Byłem dupkiem, wiem o tym. Te złośliwości, głupie docinki. To wszystko z bezradności i zazdrości. Powiedziałem, że nie chcę psuć tego, co jest między nimi, ale przyszło mi to z ogromnym trudem. Najchętniej złapałbym Jack'a za fraki i powiedział, że Jenn jest tylko moja, a on ma spierdalać. Jednak tego nie zrobię. Dlaczego? Bo wiem, że jest z nim szczęśliwa. A jej szczęście jest dla mnie najważniejsze. Z nim będzie miała lepszą przyszłość. Ja, takiej, nie mógłbym jej zapewnić...
Opieram głowę o zagłówek i przymykam oczy, gdy przypominam sobie moment, w którym znów mogłem posmakować jej ust. Tak bardzo mi tego brakowało. Brakowało mi jej.
Były inne. Chciałem zapomnieć, wyleczyć się. Ale żadna nie była nią, żadna nie była moją Jenn. Byłem głupi, że w ten sposób chciałem zapomnieć. Że w ogóle chciałem.
Po chwili, dopiero, dociera do mnie, że ona nie uciekła, nie odsunęła się, gdy ją pocałowałem. Dlaczego? Czy nadal jej zależy, czy po prostu chciała dać mi do zrozumienia, że to już ostatni raz, gdy mogę sobie na to pozwolić?
Niewiele myśląc, wyciągam kluczyki ze stacyjki i szybko wysiadam z samochodu. Muszę ją o to zapytać. Muszę wiedzieć, bo nie da mi to spokoju, chociaż spodziewam się jaką usłyszę odpowiedź. Muszę ją jeszcze zobaczyć. Ostatni raz. Chociaż, to i tak za mało. Chciałbym móc widzieć ją już zawsze, każdego dnia, obok siebie. Ale to nie jest możliwe. Chyba...
Szybkim krokiem udaję się na tył jej domu. Nie obchodzi mnie ulewa i to, że jestem już cały mokry. Teraz nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Z trudem spoglądam w jej okno, bo deszcz ogranicza mi widoczność, ale dostrzegam tam niewielkie światło. Czyli jeszcze nie śpi. Zaczynam wspinać się po drzewie, które znajduje się zaraz obok jej okna. Nie obchodzi mnie, że mogę spaść, bo jest mokro i ślisko. Teraz myślę tylko o tym, żeby ją zobaczyć.
Gdy jestem już na górze, pukam delikatnie w szybę. Czekam chwilę, ale żadnej reakcji. Ponawiam próbę, tym razem używając więcej siły. Zasłona się odsuwa i widzę zaskoczoną Jenn, która zaczyna krzyczeć, ale szybko zasłania usta dłonią. W końcu jest 2 w nocy, a nie potrzebujemy teraz widowni. Stoi jak sparaliżowana i widzę, że nie wie, co robić, więc wskazuję na okno, aby je otworzyła. Po chwili wykonuje moje polecenie, a ja wchodzę do środka.
Wycieram twarz dłońmi, bo z moich włosów, co chwilę skapuje woda. Gdy spoglądam na nią, widzę, że przygląda mi się jak jakiemuś kosmicie. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, bo jej mina jest bardzo zabawna, ale staram się powstrzymać.
- Co... co ty tutaj robisz?- na początku się jąka, ale zaraz wypowiada resztę zdania z już większą pewnością.
- Jak widzisz, przyszedłem cię odwiedzić. Nawet pogoda mnie nie zraziła- unoszę ręce lekko w górę, aby zaprezentować swój obecny wygląd. Zaśmiałem się krótko, bo nie mogłem się już powstrzymać.
Jenn lekko się uśmiecha, ale zaraz staje się poważna, jakby chciała pokazać, że wcale jej to nie bawi. Ale zbyt dobrze ją znam, żeby była w stanie mnie oszukać.
- Nie powinno cię tu być. Myślałam, że już się pożegnaliśmy- marszczy brwi i chyba próbuje być groźna, co słabo jej wychodzi, więc zaczynam się śmiać.- Z czego rżysz? Hm?- krzyżuje ramiona i robi wściekłą minę, ale po chwili sama wybucha śmiechem. Cała Jenn.
Kręcę z politowaniem głową, ale po chwili poważnieję, bo przypominam sobie, po co tak właściwie tutaj przyszedłem.
- Jenn?- pytam i spoglądam na nią. Widzę w jej oczach zaciekawienie, więc kontynuuję.- Dlaczego?- pytam, a ona posyła mi pytające spojrzenie.
CZYTASZ
W Rytmie Muzyki
RomanceOpowieść o młodych tancerzach, którzy nie darzą się sympatią. Są zmuszeni przebywać w swoim towarzystwie od lat. Dwa mocne charaktery. Jedno, robi na złość drugiemu. Nigdy nie poddają się bez walki. Jednak niedługo, będą musieli zaakceptować siebie...