- Gdzie one są?- mamroczę pod nosem, szukając kluczy w otchłani mojej torebki. Niby nieduża, a problem jest...
Powoli tracę cierpliwość, a to odczucie jeszcze bardziej potęguje śmiejący się Bailey, który oparty o ścianę domu, jak gdyby nigdy nic, co chwilę wybucha śmiechem . Żeby jeszcze miał powód....
Impreza była całkiem udana. Bawiliśmy się świetnie, a Bailey nie dał się do mnie zbliżyć żadnemu facetowi. Nie zostawiał mnie nawet na chwilę. Chyba Steph ma rację, stał się bardzo opiekuńczy w stosunku do mnie.
W drodze powrotnej tak bardzo śmiałam się z jego żartów, że kierowca uznał mnie chyba za jakąś stukniętą, bo co chwilę posyłał mi jakieś dziwne spojrzenia w lusterku. Mam nadzieję, że więcej go nie spotkam, bo chyba spaliłabym się ze wstydu.
W ogóle nie czuję nóg. Najchętniej rzuciłabym się na łóżko i poszła spać, ale nie mogę znaleźć tych przeklętych kluczy.
- I z czego rżysz?- udaję oburzenie, ale mi również udziela się jego rozbawienie. Nie potrafię się nie zaśmiać, gdy widzę tę jego rozbrajającą minę. Potrafi poprawić mi humor jak mało kto, co zaczynam dostrzegać dopiero teraz.
- Jak się złościsz, to tak śmiesznie marszczysz nosek- daje mi lekkiego pstryczka, a ja uderzam go w ramię.
- Jesteś okrutna- udaje, że mój cios bardzo go zabolał i robi minę pokrzywdzonego. Akurat...
- Mam!- krzyczę po chwili, gdy w końcu znajduję moją zgubę. Nareszcie!
-Cii, Evans- Bailey zakrywa mi usta dłonią.- Jest- przerywa i zerka na zegarek- 3 w nocy. Obudzisz wszystkich.
Przytakuję lekko głową i powoli otwieram zamek. Po alkoholu wszystko opornie mi wychodzi, myślenie przede wszystkim.
- Wchodź- mówię ze śmiechem i popycham go w stronę drzwi.
Ściągam płaszcz, a następnie odwracam się w stronę tego głupka.
- A ty co?- posyłam mu pytające spojrzenie i ściągam szpilki, opierając się o ścianę.
- Ja będę się zbierał- mówi to bez przekonania i drapie się po karku. Wygląda jak zagubione dziecko, które nie wie, co ma ze sobą zrobić. Ten widok zaczyna mnie śmieszyć, ale nie daję tego po sobie poznać.
- Nie ma mowy, chodź- patrzy na mnie zaskoczony, ale ściąga płaszcz. Łapię go za dłoń i ciągnę w stronę kuchni.
Zapalam światło, żeby nie wyrżnąć orła i podchodzę do szafki. Bailey siada na krześle i bacznie obserwuje moje poczynania. Wyciągam najlepsze wino mojego ojca, które trzyma tylko na specjalnie okazje. Jak zobaczy, że go nie ma, rozpocznie śledztwo, ale teraz jest to mało istotne. To wino prosto z Hiszpanii, jego ulubione.
- Jeszcze ci mało?- śmieje się Bailey, kiedy ja sięgam po kieliszki.
- To najlepsze wino mojego ojca. Prosto z Hiszpanii. Ale jest okazja- stawiam kieliszki na blacie i posyłam Bailey'owi szeroki uśmiech.- Napijemy się za nasz turniej, żeby wszystko poszło po naszej myśli- unoszę butelkę do góry, w geście zwycięstwa, a ten wariat jeszcze bardziej zaczyna się ze mnie śmiać.
- Z Hiszpanii powiadasz? Wszystko, co z Hiszpanii jest najlepsze- mruga do mnie, a ja wybucham śmiechem.
- Czyli ty też? Ale jesteś przecież tylko w połowie Hiszpanem, więc nie jesteś aż taki idealny- postanawiam się trochę podroczyć. Obydwoje uwielbiamy sobie dogryzać.
- Jestem jeszcze lepszy, niż ci się wydaje- mówi i posyła mi rozbrajający uśmiech. Ahh ten Bailey...
Z szafki wyciągam korkociąg i po chwili mocuję się już z butelką. Idzie mi opornie.. Ale kto, jak nie ja, sobie z tym poradzi. Już prawie mi się udało i...
CZYTASZ
W Rytmie Muzyki
RomanceOpowieść o młodych tancerzach, którzy nie darzą się sympatią. Są zmuszeni przebywać w swoim towarzystwie od lat. Dwa mocne charaktery. Jedno, robi na złość drugiemu. Nigdy nie poddają się bez walki. Jednak niedługo, będą musieli zaakceptować siebie...