50.

6.7K 134 33
                                    

Sky:

- Mają państwo zdrowego synka- słyszę głos pielęgniarki, który dociera do mnie jak zza mgły. 

Nigdy bym nie pomyślał, że poród jest tak wyczerpującym psychicznie wydarzeniem dla ojca. Wiem, że to nic w porównaniu z tym przez co przeszła Jenn, ale czuję się jak wrak. Samo patrzenie na nią, strach, żeby tylko wszystko było w porządku doprowadzało mnie wręcz do szaleństwa.

Dopiero teraz, kiedy pielęgniarka kładzie mi na rękach naszego syna odczuwam niesamowitą ulgę. Zupełnie jakby ktoś zdjął ze mnie wielki głaz, który przygniatał mnie od dobrych kilkunastu godzin. Od momentu, w którym dowiedziałem się, że niedługo na świecie pojawi się mój syn, a wszystko inne było kłamstwem.

Trzymam go w ramionach i już wiem, że jest bezpieczny. Nigdy nie pozwolę go skrzywdzić. Zawiodłem jego mamę nie raz. Mam tego świadomość. Ale przysięgam, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Będę dbał o nich jak najlepiej.

- Ale ty jesteś malutki- mówię, a w tym momencie mój syn łapie mnie swoją malutką rączką za palec.- Ale jaki silny- zaczynam się śmiać i zerkam w stronę Jenn.

- Do twarzy ci z dzieckiem-uśmiecha się i mówi:- Chodźcie do mnie- wyciąga ręce, więc zmierzam w jej stronę i podaję tę małą istotkę.- Jest taki podobny do ciebie- otula go kocykiem, a następnie gładzi mój policzek.- Przepraszam, Sky. Za wszystko.

- Ja też przepraszam. To wszystko moja wina. Gdybym nie namieszał najprawdopodobniej uniknęlibyśmy tego całego bałaganu. Ale najważniejsze, że już jesteśmy razem. Ty, ja i nasze małe szczęście- puszczam małemu oczko, a ten zaczyna się delikatnie uśmiechać.

- Jak zareagowałeś na wieść o tym wszystkim?- pyta niepewnie.

- Na początku byłem w szoku. W ogóle nic do mnie nie docierało. Ale wierzę Lucas'owi i wiem, że nigdy by mnie nie okłamał, więc jak tylko się ogarnąłem zebrałem najpotrzebniejsze rzeczy i pognałem na lotnisko. Tak naprawdę dopiero teraz jak go widzę dociera do mnie, że naprawdę jestem tatą.

Zapada między nami krótka cisza, ale pora ją przerwać. Dosyć zbędnego zastanawiania się nad wszystkim. Pora brać sprawy w swoje ręce.

- Zdejmij to proszę- ściągam z palca Jenn pierścionek zaręczynowy i odkładam go na stolik tuż obok jej łóżka.- Już dawno powinienem był to zrobić- wstaję i klękam na jedno kolano, co spotyka się z dużym zaskoczeniem na twarzy Jenn.- Nasz syn jest świadkiem. Kocham was najbardziej na świecie. Jesteście dla mnie wszystkim. Chcę was chronić, dbać o was i mieć przy sobie. Chcę stworzyć z tobą prawdziwą rodzinę. To nic, że trochę nie po kolei odbył się cały ten proces, ale jak wiesz ja nigdy nie robię nic jak należy- wybucha śmiechem i widzę jak w jej oczach zbierają się łzy.- Ale syn mi się udał. Jenn, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

- Boże, Sky- zakrywa usta dłonią, a z jej oczy płyną łzy.- Tak, oczywiście. Kocham was- wstaję, wkładam na jej palec właściwy pierścionek, a potem obejmuję ją delikatnie, zerkając przy tym na naszego syna.

- Jak damy mu na imię?- pytam, bo jeszcze nawet tego nie ustaliliśmy.

- Obiecałam, że na drugie dostanie Lu, a ty wybierz pierwsze.

- Możemy nadać mu imię po moim dziadku? Christian?

- Oczywiście. Christian Lucas, cudownie.

- Jenn?- odwracamy głowy w stronę drzwi, gdzie stoją Steph, Lucas i rodzice Jenn.- Możemy wejść?

- Oczywiście- odpowiada, więc powoli zbliżają się w naszą stronę.

- Dzieci, wyjaśnijcie nam całą tę sytuację- prosi mama Jenn, która jest nieco oszołomiona zapewne po przedstawieniu, które odbyło się na korytarzu.

Po jakiś 20 minutach każdy zainteresowany zna już prawdę. Zbędne napięcie zeszło i każdy zachwyca się naszym synem. Czuję nieopisaną dumę. Nigdy nie czułem się tak jak teraz. Mam wrażenie, że odnalazłem swoje miejsce. Przy Jenn i moim dziecku. Niczego więcej już nie oczekuję. Teraz liczą się tylko oni...

***********************************************************************************************

6 lat później:

- Wujku, wujku- mały wpada niczym torpeda i od razu ładuje się na kolana Lucas'a. 

- A tata już się nie liczy?- udaję urażonego i spoglądam na tego małego bąka.

- Oj no przepraszam, tato- przewraca oczami i wzrusza ramionami.- Mam do wujka ważną sprawę- łapie się za głowę ukazując powagę sytuacji.- Zrobiłem jak kazałeś i się na mnie pogniewała- odwraca się w stronę Lucas'a i krzyżuje ramiona.

- To znaczy?- Lu patrzy niepewnie to na mnie, to na Christiana. Jestem ciekaw jakich mądrych rad udzielił mu wujek.

- Powiedziałem, że jest moja i nie może rozmawiać z tym głupkiem Carterem.

- Yyy, Chris. Posłuchaj. Nie możesz traktować dziewczynek jak rzeczy- stara się wybrnąć z tej sytuacji.

- Ale mówiłeś, że muszę być stanowczy. No więc byłem. I zabroniłem jej rozmawiać z Carterem.

- Im więcej im zabraniasz, tym bardziej okrutne się robią- Lu ścisza głos do szeptu, ale i tak nie uniknie draki, która dosłownie nadciąga.

- Tak twierdzisz?- Steph staje tuż za nim i spogląda surowym wzrokiem.- Skarbie, nie słuchaj wujka, bo przez te swoje mądrości tylko wpada w tarapaty. Chodź lepiej ze mną. Meghan czeka na nas w kuchni. Razem z Twoją mamusią robią ciasteczka, pomożesz nam?

- Jasne!- zeskakuje z kolan Lucas'a i biegnie w stronę kuchni.

- Wstydziłbyś się Lu, czego ty dziecka uczysz. Ktoś musi przewinąć Meghan, więc lepiej się rusz- rzuca mu karcące spojrzenie i rusza do kuchni.

Wybucham śmiechem i kołyszę wózek, który stoi zaraz obok mnie.

- Ty kiedyś naprawdę narazisz się swojej żonie tak, że już z tego nie wybrniesz- otulam kocykiem Archi'ego, który smacznie śpi.

- Daj spokój. Ostatnio ma takie humory, że nie daje mi żyć- wzdycha ciężko.- Jak była w ciąży z Meghan była spokojna jak anioł. Za to teraz nieźle daje mi w kość. Całe szczęście już niedługo zniknie przewaga w moim domu, bo być jedynym facetem to przekichana sprawa- macha ręką.- Idę przewinąć małą.

- Kto by pomyślał, co stary? Kiedyś mecze, piwo, a teraz pieluchy- parskam śmiechem.

- Takie życie, Sky. Ale nie zamieniłbym go na żadne inne, przysięgam- puszcza mi oko i znika w domu.

- Ja też nie- patrzę na Archi'ego.- Nie mogłem wymarzyć sobie lepszej rodziny...

Kochani!

I takim oto sposobem znaleźliśmy się na końcu tego opowiadania. Udało mi się stworzyć 50 rozdziałów, z czego jestem bardzo, bardzo dumna. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i miło będziecie wspominali to opowiadanie. Gdyby nie Wasze zainteresowanie, głosy i komentarze na pewno dużo ciężej byłoby mi je skończyć. Dawaliście mi mega siłę, dzięki której z chęcią wrzucałam tutaj kolejne rozdziały. 

JESZCZE RAZ OGROMNIE WAM DZIĘKUJĘ!!!

Życzę Wam jak najlepszych wakacji i wspaniałych wspomnień z nimi związanych!


W Rytmie MuzykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz