39.

3.3K 77 2
                                    

2 tygodnie później:

Jennifer:

- Do zobaczenia dzieciaki- żegnam się z moją grupą i w dobrym humorze ruszam w kierunku mojej torby, żeby spakować resztę rzeczy. Jeszcze tydzień i jedziemy na konkurs. Maluchy są fantastyczne i myślę, że powalczą o wysokie miejsce. To, że taniec sprawia im radość, jest dla mnie największą nagrodą. Nigdy nie myślałam, że będę miała zaszczyt pracować z tak utalentowanymi istotkami i pomagać im dążyć do spełnienia marzeń.

- Co ty im takiego powiedziałaś, że już sobie nie dokuczają? Ba, nawet zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać!- słyszę zaskoczony i uradowany głos mojej szefowej. Fakt, odkąd pogadałam z Katty i Josh'em, ich relacje nieco się poprawiły, co oczywiście bardzo mnie cieszy. Nie chciałabym, żeby ta dwójka się znienawidziła. Fajne z nich dzieciaki i szkoda, żeby jedno drugiemu sprawiało przykrość.

- Nic szczególnego- wzruszam ramionami i pakuję swoje rzeczy.- Opowiedziałam im tylko pewną historię. Może to dało im do myślenia.

- Jaką historię? Ja też chętnie posłucham. W końcu ta opowieść zdziałała cuda! Musi być w niej coś wyjątkowego!- uśmiecha się zachęcająco i siada tuż obok mojej torby.- Bo nie wymyśliłaś jej w celu pogodzenia tej dwójki, prawda?

- Ależ skąd. To jak najbardziej prawdziwa historia. Mogę cię o tym zapewnić, bo sama brałam w niej udział- mówię i zerkam na nią, kiwając głową, a ta wydaje się być jeszcze bardziej zainteresowana.

- Więc tym bardziej opowiadaj!- klaszcze ochoczo w dłonie, a ja przewracam oczami i zaczynam nerwowo chichotać. Nie powinnam tego robić. Nie powinnam do tego wracać.

- Ale to nic nadzwyczajnego, Carmen. Nie ma o czym mówić- kobieta wydaje się być lekko zawiedziona, ale odpuszcza. Nie należy do grona wścibskich osób i za to ją uwielbiam. Zawsze wie, kiedy odpuścić.- Opowiedziałam im tylko, że kiedyś byłam w podobnej sytuacji- na samo wspomnienie moich sprzeczek z Bailey'em, na mojej twarzy mimowolnie pojawia się jednak uśmiech. Jest on jak najbardziej szczery. To nieprawdopodobne. Kiedyś targała mną ogromna wściekłość i chęć uduszenia tego potwora, a teraz, gdy sobie o tym wszystkim przypomnę po prostu się uśmiecham. Niesamowite, jak wszystko w życiu się zmienia. Najpierw wrogowie, a potem... Zaraz, zaraz. Chyba trochę się zagalopowałam. Nie powinnam w ogóle o tym myśleć. To tylko bezsensowne wspomnienia, które dawno straciły na wartości. Nie warto rozdrapywać starych ran, gdy się zagoiły i nie sprawiają już tyle bólu.

- I to podziałało?

- Nasza historia nie skończyła się dobrze. Powiedziałam im, żeby nie popełniali naszego błędu i zawalczyli o coś lepszego, niż to, co spotkało mnie i mojego dawnego dręczyciela- przy ostatnim słowie robię cudzysłów w powietrzu, na co moja szefowa wybucha śmiechem.

- Macie ze sobą kontakt?- pyta poważniejąc, a z mojej twarzy momentalnie znika uśmiech.

- Nie i lepiej dla wszystkich, żeby tak zostało- mówię pospiesznie i zapinam torbę, po czym przerzucam ją sobie przez ramię.- Muszę iść. Dziś wieczorem mamy lot do Nowego Jorku. Chcemy powiedzieć rodzicom o dziecku- w trakcie wypowiadania tych słów, moje dłonie od razu lądują na już lekko zaokrąglonym brzuchu.

- Pora najwyższa- Carmen posyła mi uśmiech.- Malec rośnie jak na drożdżach. Już nie ukryjesz, że chowa się tam w środku- mówi i delikatnie stuka palcem w mój brzuch.

- Tak, to już czas. Chyba dojrzeliśmy, żeby powiedzieć o tym naszej rodzinie. Musieliśmy sobie to wszystko poukładać na spokojnie, sami, bez zbędnego zamieszania. W końcu dziecko, to bardzo poważna sprawa- szczególnie, gdy masz je z innym facetem i boisz się, że twój narzeczony jednak się rozmyśli i was zostawi...

W Rytmie MuzykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz