Ojciec posyła mi kolejny uśmiech, który odwzajemniam. Wskazuje za mnie, więc odwracam się na fotelu, żeby zobaczyć, kto wszedł do środka. Liczyłam na jakiegoś przystojniaka, ale...
- Co?!- pytamy obydwoje na raz, nie ukrywając złości i zaskoczenia.
- Z całym szacunkiem, ale państwo wiedzą, że nie darzymy siebie zbytnią sympatią. Więc myślę, że to nie jest zbyt dobry pomysł- posyła moim rodzicom słaby uśmiech, a gdy tylko spogląda w moją stronę, od razu marszczy brwi.
Wszyscy uważają go za złotego faceta. Mami ludzi pozorami, a jaki jest naprawdę, ja już doskonale wiem. To podstępna, cwana bestia. Cholerny Bailey.
- Rzadko się z nim zgadzam, ale w tym momencie ma rację. Z całą pewnością- już podniosłam się z fotela i mam zamiar wyjść, gdy zatrzymuje mnie głos ojca.
- Usiądźcie i nas wysłuchajcie. Chyba wytrzymacie chwilę w swoim towarzystwie?- pokazał na fotele, więc obydwoje, z wielką niechęcią, zajęliśmy wskazane miejsca.- Na kolacji jakoś się nie pozabijaliście- wspomina, a ja od razu czuję, jak zaczynam gotować się ze złości. Ku mojemu zdziwieniu, ten idiota, Bailey, cicho zaśmiał się pod nosem. Jednak, gdy spojrzałam na niego, nie dowierzając, od razu spoważniał, udając bardzo skupionego na rozmowie.
- Do rzeczy, tato. Nie mam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu- wskazuję dłonią na siedzącego obok Bailey'a, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem, na co słyszę prychnięcie. Mieliśmy nie wchodzić sobie w drogę, więc nie chcę nawet na niego patrzeć.
- Wzajemnie Evans, wzajemnie- burczy pod nosem, ale doskonale go słyszę.
- Dzieci- upomina nas mama, a ten zwrot bardzo mnie denerwuje. Co prawda, może zachowujemy się jak głupie dzieciaki, ale jesteśmy dorośli.- Dajcie spokój. Wiemy, jakie panują między wami relacje- mama podchodzi do ojca i staje za fotelem, na którym siedzi, po czym kładzie dłoń na jego ramieniu. Mają tego świadomość, więc po co ta szopka?
- Bardzo różne, relacje- mówi cicho Bailey, akcentując ostatnie słowo, żebym tylko ja usłyszała i spogląda w moim kierunku z łobuzerskim wyrazem twarzy. Czy mi się wydaje, czy on sobie ze mnie drwi?
Marszczę brwi, rzucając w jego stronę wrogie spojrzenie, a następnie znowu spoglądam na rodziców.
- Czego w takim razie oczekujecie?- opieram się wygodnie na fotelu. Jestem zmęczona tym wszystkim, chcę wrócić do domu. Mike, czemu mnie opuściłeś? Nawet nie wiesz, na co mnie naraziłeś...
- Oczekujemy, że podejdziecie do tej sprawy profesjonalnie. To znaczy, odsuniecie na bok swoje kłótnie i sprzeczki...- mówi tata.
- ... i zaczniecie normalnie współpracować. Możemy na was liczyć, czy mamy dalej uważać was za dzieciaki, hm?- dokończyła moja mama, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. Podeszli nas, cholera. Wiedzą, że profesjonalizm i ambicja, to nasze najmocniejsze cechy. Obydwoje jesteśmy w stanie wiele wytrzymać, by osiągnąć cel, bo jesteśmy uparci.
- Yyy- Bailey podrapał się po karku, ukazując zakłopotanie. Miałam rację. Na nim te słowa też zrobiły wrażenie.- Z mojej strony, możecie państwo na to liczyć- mówi, a następnie spogląda na mnie unosząc brew.
- Z mojej, również- mruczę cicho pod nosem i przewracam oczami.
Jestem w stanie, dla swojej kariery, znieść naprawdę dużo. Ale czy współpraca z Bailey'em, to nie będzie już zbyt wiele? Czas pokaże. Muszę się jakoś przemęczyć i nie dać się sprowokować temu kretynowi. Bo w to, że on zaprzestanie swoich docinek, nie jestem nawet w stanie uwierzyć. Już to widzę...
CZYTASZ
W Rytmie Muzyki
RomanceOpowieść o młodych tancerzach, którzy nie darzą się sympatią. Są zmuszeni przebywać w swoim towarzystwie od lat. Dwa mocne charaktery. Jedno, robi na złość drugiemu. Nigdy nie poddają się bez walki. Jednak niedługo, będą musieli zaakceptować siebie...