- Jesteśmy- mówię z uśmiechem, gdy wchodzimy do naszego hotelowego pokoju. Jest bardzo ładny i gustowny. Panują tu jasne kolory, które nadają temu miejscu uroku. Nie ma się co dziwić takim widokom, w końcu to jeden z najlepszych hoteli w Paryżu.
Odstawiam walizki i od razu rzucam się na łóżko, które jest olbrzymie. Gdybym mogła, zabrałabym je do siebie. Jednak zajmuje tyle miejsca, że zapewne nie zmieściłoby się w moim pokoju.
Przespałam prawie całą podróż, co naprawdę pomogło. Czas zleciał znacznie szybciej, bo mój strach został wyłączony na ten czas. Tylko przy Bailey'u było to możliwe. Nawet przy mamie, nigdy nie byłam w stanie zmrużyć oka w samolocie. Jednak przy tym osobniku, czułam się dziwnie bezpieczna.
- Widzisz, mówiłem, że jak zaśniesz, podróż minie ci znacznie szybciej- uśmiecha się i siada obok mnie.
- Skoro to tak działa, to może niedługo znowu gdzieś polecimy?- pytam, odwzajemniając uśmiech i przekręcam się na plecy.
- A gdzie chcesz lecieć?- pyta i kładzie się obok mnie.
- Może do Hiszpanii?- widzę jak na jego twarzy pojawia się wściekłość. Przecież wcale nie o to mi chodziło...
- Jennifer, nie wiem, dlaczego dziś tak drążysz ten temat, ale proszę cię, skończ. Nie mam ochoty o tym gadać- ton jego głosu mi się nie podoba. Wcale nie miałam na celu go urazić.
- Przecież...
- Nic nie mów, ok? Nie chcę tego słuchać- mówi i udaje się do łazienki, po czym głośno trzaska drzwiami. Świetnie! Humorzasty Bailey powraca.
Szybko wstaję z łóżka, po czym chwytam torebkę i wychodzę z pokoju. Nie mam ochoty na kłótnię. Wcale nie chodziło mi o jego ojca, tylko o nas. O zwykłą głupią wycieczkę. Hiszpania od dawna mi się podobała i miałam ochotę odwiedzić to miejsce, ale on zaraz traktuje to jak jakiś podstęp. Nie zamierzam wtrącać się do jego spraw. Nie będę namawiała go do spotkania z ojcem, bo rozumiem, że dla niego to bardzo ciężka sytuacja.
Wchodzę do windy i widzę jakiegoś faceta, który gdy tylko mnie dostrzega, od razu posyła w moim kierunku szeroki uśmiech. Wygląda na jakieś 30 lat i jest dosyć przystojny. Zachowuje się jakby mnie skądś znał, bo cały czas mnie obserwuje, jakby oczekiwał, że i ja go rozpoznam. Jednak ja kompletnie go nie kojarzę. Staję obok niego i spoglądam na drzwi. Czuję się dziwnie i cały czas zastanawia mnie jego zachowanie.
- Ty jesteś Jennifer, prawda?- zadaje w końcu pytanie, a ja przyglądam mu się uważnie.
- Zgadza się. My się znamy?- pytam, a ten zaczyna się śmiać. Czuję się jak idiotka, jestem kompletnie zdezorientowana jego zachowaniem.
- Można powiedzieć, że mamy wspólnych znajomych- mówi i posyła mi kolejny uśmiech.- Do zobaczenia- winda się zatrzymuje, a nieznajomy wysiada.
Drzwi się zamykają i po chwili jestem już na parterze. Dziwne. Co to był za człowiek? I kogo miał na myśli, mówiąc o wspólnych znajomych?
Gdy jestem już przy recepcji, słyszę, że ktoś mnie woła. Zdecydowanie nie jest to głos Bailey'a.
- Jennifer!- odwracam się i widzę...
- Trevor- mówię szeptem, jakbym nie wierzyła, że to właśnie on. Wiele się nie zmienił. Jedynie rysy jego twarzy stały się wyraźniejsze. Dalej jest tym samym brunetem, z którym rozstałam się parę lat temu. Co do jego charakteru, nawet nie mam złudzeń, że się zmienił.
- Mogłem się spodziewać, że cię tu zobaczę- jak dla mnie, ta radość jest aż za bardzo udawana. Mocno to wszystko trąci fałszem...
- Taaa- spuszczam wzrok na swoje buty i myślę, jak wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty na spotkanie ze swoim byłym i nawet nie byłam na nie przygotowana...
CZYTASZ
W Rytmie Muzyki
RomanceOpowieść o młodych tancerzach, którzy nie darzą się sympatią. Są zmuszeni przebywać w swoim towarzystwie od lat. Dwa mocne charaktery. Jedno, robi na złość drugiemu. Nigdy nie poddają się bez walki. Jednak niedługo, będą musieli zaakceptować siebie...