#3 Dziewicze święta

6.6K 796 927
                                    

a/n z wiadomych przyczyn postać Jonghyuna zostanie usunięta z tego ff i nie pojawi się także w świątecznym rozdziale.

przeczytajcie notatkę pod rozdziałem, proszę, jest dla mnie bardzo ważna


- Wołowina i zielona sałata, wołowina i zielona sałata - powtarzałem pod nosem, buszując między półkami w jednym z hipermarketów.

Wyobraźcie sobie, że jak co roku, święta bożonarodzeniowe odbywały się w moim mieszkaniu, a ja musiałem wykarmić aż dziesięć osób (jedenaście, bo Wonho wpierdala za dwóch). I niby nie przeszkadzało mi to, w końcu spędzałem je z ludźmi, których kocham, ale naprawdę, ale to naprawdę nie mam ochoty słuchać mego pijanego ojca, który kokietuje Jungkooka.

A co do Jungkooka, to okazał się być naprawdę przydatny i w przeddzień świąt stawił się u mnie z miotełką w ręku i ofertą pomocy w sprzątaniu (rządał soczystego całusa za wyczyszczenie jednego mebla, skubany).

Kibum wraz z moją mamą (która zamiast wieźć w walizkach ubrania, z Polski do Korei przewoziła ciasto na pierogi, kapustę i jarzynowe sałatki) dogadali się w kwestii bożonarodzeniowego stołu i już od rana starali się połączyć kuchnię koreańską z tą polską.

Tak naprawdę była to istna wojna o dominację; Moja rodzicielka upierała się, żeby postawić na pierogi z kimchi, a Key uważał, że to właśnie do kimchi należy dodać najbardziej rozpoznawalną polską potrawę.

Mojemu ojcu przypadła najgorsza rola, czyli tachanie choinki przez zabiegane, świąteczne ulice Seulu. Oczywiście głowa rodziny Kim nie mogła wykonywać ciężkiej pracy na trzeźwo, więc przed wyjściem opróżnił całą piersiówkę, którą przemycił z Polski. Modliłem się jedynie, by nie wpadł pod żaden samochód czy tramwaj, bo gdzie wtedy położylibyśmy prezenty?!

A co do prezentów, to gdyby Jeongguk nie sypnął kasą, z pewnością za swoje oszczędności nie kupiłbym upominków dla każdego. Jedynym plusem tego było to, że ja też dostanę ich dużo.

- Cholera, nie wziąłem sałaty! - wrzasnąłem, stojąc w ciągnącej się aż do drzwi wejściowych kolejce.

Nie dość, że stałem w niej od dobrych piętnastu minut, bo jakaś baba najwyraźniej chciała wykupić cały sklep, to jeszcze musiałem wrócić się po zapomniany produkt i znów stanąć na pieprzonym końcu.

- Nienawidzę świąt - warknąłem, gdy stanąłem za ostatnią osobą, czyl za grubym, jedzącym czekoladowego mikołaja dzieciakiem.

- Mikołaj do ciebie nie przychodzi?* - zapytał gruby dzieciak, plując mi przy tym czekoladą na kurtkę.

To ostatecznie przechyliło szalę. Byłem już nie tylko rozzłoszczony; byłem ogromnie wkurwiony.

- Mikołaj nie istnieje - powiedziałem sucho, w międzyczasie próbując pozbyć się obrzydliwych plam czekolady z mojej jasnej kurtki, ale jak zwykle wyszło tylko na gorsze i wyglądałem, jakbym umazał się w gównie.

Gdyby Jeongguk przy mnie był, wyciągnąłby z kieszeni jakiś niezawodny płyn do natychmiastowego usuwania plan i byłoby po sprawie.

- Widzisz co narobiłeś, gówniarzu?!

- Sam nie istniejesz! - wrzasnął dzieciak, tupiąc swoją grubą stopą o podłogę. - Mamo!

I'm a virgin➶taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz