- Jestem wykończona - jęknęłam, przedzierając się przez, mniejszy już, tłum tańczących ludzi.
- Nie tak szybko, mała - Michael dogonił mnie przy wyjściu z klubu.
Mała.
- Gdzie będziemy spać? - spytałam, na co chłopak wzruszył ramionami.
Wyszłam na zewnątrz, a chłodne, nocne powietrze uderzyło mnie w twarz. Nie miałam pojęcia, która mogła być godzina. Wiedziałam tylko, że chciałam po prostu spać.
- Będziemy spać jak bezdomni? - objęłam swoje ramiona rękami, żeby złagodzić chłód, jaki mnie ogarnął.
- Coś wymyślimy - Michael pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia, która jest godzina, ale wątpię, żebyśmy znaleźli tu jakiś domek na drzewie - rzuciłam mu znudzone spojrzenie.
Michael przewrócił oczami i westchnął z irytacją.
- Mamy koc - wskazał na swój plecak, w którym znajdowała się nasza zdobycz - Trawa jest całkiem wygodna, wiem z własnego doświadczenia. A jeśli będzie ci zimno, oddam ci swoją bluzę.
- Niezbyt dobry pomysł, ale jak na razie najlepszy - przygryzłam kącik dolnej wargi w zastanowieniu - Ale nie oddasz mi swojej bluzy.
- Jeżeli będę musiał...
- Nie będziesz - odparłam sucho i przyspieszyłam kroku.
Byłam coraz bardziej zmęczona. Być może to tylko złudzenie, ale wydawało mi się, że niebo trochę pojaśniało.
- Dobra, jesteśmy w centrum miasta - zauważyłam - Coś mi mówi, że nie znajdziemy tu żadnego miękkiego kawałka trawnika.
- Nawet nie wiemy, w jakim jesteśmy mieście - blondyn zmarszczył brwi - Nie znamy tego miejsca. Może nowe życie czeka na nas już za rogiem.
- Zawsze musisz powiedzieć coś tak głębokiego - westchnęłam znudzona - Czy twój mózg działa tak samo nawet w obliczu najgorszej porażki?
- Wiesz, miałem zbyt dużo wolnego czasu na czytanie jakichś gówien o życiu i pisanie o tym piosenek - wyznał - Przepraszam, jeśli ci to przeszkadza, ale mi sentencje o tym, że to może jednak nie jest tak bardzo do dupy, jak się wydaje, pomagają w takich sytuacjach.
- I wierzysz w to? - spytałam z niedowierzaniem.
Spojrzał na mnie z ukosa. Jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł.
- Czasami - powiedział krótko - rzadko - dodał po chwili.
Pokręciłam głową i spuściłam wzrok. Ten człowiek zadziwiał mnie na każdym kroku. Dowiadywałam się o nim dziesiątek nowych rzeczy na minutę, ale nadal go nie znałam. Jakby był pytaniem bez odpowiedzi, największą tajemnicą czy zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać.
Skręciliśmy w boczną uliczkę. Razem, bez jakiegokolwiek porozumienia, jakby to był nasz cel podróży. To była ślepa uliczka. Stał tam tylko jeden kontener z wysypującymi się śmieciami. Ściany złączonych budynków były obdarte z farby i wysmarowane nieprzyzwoitymi rysunkami i napisami. Skoro w domku na drzewie trzęsłam się z zimna, wyobrażałam sobie ból, jaki mógł sprawić nam nocny chłód pod gołym niebem ze zjedzonym przez mole kocem.
- To konieczność - powiedział cicho Michael, jakby próbował uzasadnić coś, czego nie powinien robić - Za kilka godzin pójdziemy dalej.
- Nie mamy wyboru - rzuciłam mu przelotne spojrzenie i ruszyłam wgłąb ślepej uliczki.
Nasze tymczasowe miejsce do spania było tylko kawałkiem zimnego betonu i kątem przy załamaniu dwóch ścian. Obok stał kontener na śmieci, co izolowało nas od zgiełku nocnego życia miasta, ale zapach nie był najprzyjemniejszy.
- Nie mamy wyboru - powtórzył Michael.
Ukucnął przy ścianie i wyciągnął z plecaka stary koc. Rozłożył go na ziemi, żeby było ciepło i miękko. wskazał ręką na miejsce pod ścianą, dając mi do zrozumienia, że mam się tam położyć.
Zdjęłam swój plecak i położyłam na ziemi jako poduszkę, a sama skuliłam się na kocu wciskając się w kąt między ścianą a betonem, który był wilgotny i naprawdę zimny. Michael ułożył się obok mnie, zapewniając mi tym samym źródło ciepła z prawej strony.
- Przepraszam - szepnął mi do ucha.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Za to, że nie mogę ci zapewnić lepszych warunków.
- Nie bądź głupi, Michael. Nie musisz mi niczego zapewniać - prychnęłam.
- Czuję się za ciebie odpowiedzialny.
Zdziwiło mnie to wyznanie. Postanowiłam więc rozwiać wszystkie wątpliwości.
- Dlaczego? - zapytałam - Bo jesteś chłopakiem? Bo jesteś starszy o kilka miesięcy?
- Bo wciągnąłem cię w to gówno i nie umiem tego zakończyć - wypalił bez namysłu, jakby w ułamku sekundy.
- Nie, Michael - zaprzeczyłam z przekonaniem - Ty mnie z tego wyciągnąłeś.
Nie odpowiedział, więc ciągnęłam dalej.
- Nie miałam się do kogo odezwać, a wtedy zjawiłeś się ty i praktycznie wszystko się zmieniło. Jesteś moim zbawieniem, Michael - podniosłam wzrok i utkwiłam go w jego oczach. Mówiły mi tak dużo, chociaż on wciąż milczał.
- Moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy cię poznałem - oznajmił.
Zaniemówiłam, zaskoczona jego nagłą szczerością.
- Chciałem ci to powiedzieć, skoro już o tym mówimy - dodał.
Jego głos był tak kojący, uspokajający.
- Mów do mnie jeszcze - poprosiłam i zamknęłam oczy - I daj mi rękę. Chcę cię mieć przy sobie.
Nie widziałam go, ale czułam, jak powoli zbliżył się i zamknął mnie w szczelnym uścisku swoich ramion, a ja wtuliłam się w jego ciepły tors. Emocje we mnie eksplodowały, niczym tysiące sztucznych ogni, rozgrzewając każdy centymetr kwadratowy mojego ciała.
- Dzisiejszy wieczór miał być niezapomniany - zaczął mówić - I gwarantuję ci, że nie zapomnę go do końca życia.
Tak jak ja - dodałam w myślach.
Mówił długo. Mówił o dzisiejszym wieczorze. Mówił o tym, jak postanowił do mnie napisać. Mówił o tym, jak postanowił uciec. Mówił o tym, co poczuł po raz pierwszy od bardzo dawna. Mówił o mnie i o sobie.
A ja poczułam, że przez te dwa dni stał się dla mnie kimś, kogo nigdy nie miałam.
Mówił, a ja powoli traciłam świadomość.
Mówił, a ja nie byłam już zdolna odróżnić słów.
Mówił, a jego głos odbijał się echem w mojej głowie.
Mówił, a ja nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w krainę snów.
CZYTASZ
Lost in Reality // Michael Clifford
FanfictionOna straciła już nadzieję. Straciła najbliższych, straciła życie. Przestała szukać zrozumienia, kiedy to przestało mieć sens. Żyła zagubiona w rzeczywistości. Każdego dnia gubiła się na nowo. On, taki sam jak ona. Bez duszy, bez serca, zagubiony w r...