- Więc... Co robimy? - spytałam Michaela, kiedy już się uspokoiłam.
- Woah, inaczej wyobrażałem sobie twój głos - zmierzył mnie wzrokiem.
- Co robimy? - powtórzyłam pytanie, ignorując jego uwagę.
- Za dziesięć minut z zajezdni wyjeżdża pierwszy autobus - spojrzał na zegarek marszcząc przy tym czoło.
- A co potem? - zapytałam przyglądając się rozkładowi jazdy.
Blondyn tylko wzruszył ramionami.
- Wyjedziemy z miasta, może z kraju.
Nie dbałam o to, że zabraknie nam pieniędzy na jedzenie, transport, czy nocleg. Liczyło się to, że mogłam wreszcie uciec z tego przeklętego Sydney. Tu wszystko się zaczęło.
- Lena - Michael odezwał się po chwili ciszy i spojrzał na mnie z ukosa - Chcę, żebyś wiedziała, że możesz mi zaufać.
Skinęłam tylko głową.
- Nie ważne, co się stanie, okey? - położył zimną dłoń na moim rozgrzanym policzku - Teraz jesteśmy rodziną.
- Ufam ci, Michael - dotknęłam koniuszkami palców wierzchu jego dłoni. Polik piekł mnie jeszcze po małym wybuchu ojca.
Kąciki jego ust nieśmiało powędrowały do góry. Prawie niezauważalnie, jakby zapomniał, jak to się robi. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, kiedy ostatni raz się uśmiechałam i czy aby napewno nie utraciłam jeszcze tej zdolności.
- Na tym świecie nie można ufać już nikomu - westchnęłam opadając na zimną ławkę.
- Zmieniasz zdanie? - blondyn usiadł obok mnie.
- Nie, ty nie jesteś nikim - wbiłam wzrok w swoje trampki.
- Zwykle mówili mi co innego.
- Przecież im nie można ufać - zaczęłam bawić się zapięciem bluzy.
- Nie ufam nikomu poza tobą - westchnął - Ale w tych kwestiach wierzę każdemu, bo sam wiem, że jestem nikim.
- Nie możesz być nikim, skoro jesteś jedyną osobą, której nie boję się ufać - rzuciłam mu przelotne spojrzenie - Chociaż wciąż wydaje mi się szaleństwem rzucanie wszystkiego i uciekanie z nieznajomym do tak zwanego "gdziekolwiek".
- Kiedy ostatni raz zrobiłem coś szalonego? - Michael wypuścił ze świstem powietrze.
- Przed chwilą - wstałam, kiedy zauważyłam autobus wyłaniający się zza zakrętu - Nie mamy biletów - zauważyłam.
- Na chuj nam bilety - chłopak chwycił mnie za łokieć i wciągnął do autobusu.
Zajęliśmy podwujne miejsce na tyłach pojazdu. Po chwili odjechaliśmy z przystanku.
- Podoba mi się to - przyznałam - Uciekanie bez planu, bez niczego, wsiadanie do byle jakiego autobusu, robienie szalonych rzeczy. Dotąd moje życie codziennie wyglądało tak samo.
- Wstajesz, tniesz się, idziesz do szkoły, wracasz, zamykasz się w pokoju i użlasz nad życiem - wyrzucił Michael na jednym wydechu - Znam to.
Uśmiechnęłam się na kolejną myśl, że on był taki jak ja.
Uśmiechnęłam się.
Ten gest wydawał się dotąd taki obcy, a kiedy miałam obok kogoś, kto przeżywał to samo, uśmiech sam cisnął się na moje usta. Pojawiał się znikąd.
Po trzydziestu minutach jazdy zdałam sobie sprawę, co to był za autobus. Jeździłam nim zawsze, kiedy chciałam dotrzeć w pewne miejsce.
- Możemy wysiąść na następnym przystanku? - zapytałam, wyglądając przez okno.
- Teraz możemy wszystko - oznajmił - Co jest na następnym przystanku?
- Cmentarz - rzuciłam beznamiętnie.
Twarz Michaela zastygła w bezruchu, jakby zapomniał mówić, czy nawet oddychać.
- W porządku - powiedział tylko i zamilkł.
Wysiedliśmy z autobusu i skierowaliśmy się w stronę cmentarza. Dobrze znałam tę drogę. Przeszliśmy przez bramę i skręciliśmy w boczną alejkę. Chciałam ostatni raz spojrzeć na grób mamy, zanim opuszczę Sydney. Kiedyś bywałam tam częściej. Jednak wciąż odwiedzałam mamę średnio raz na dwa tygodnie.
Stanęłam przed kamienną płytą, a Michael pojawił się obok mnie. Objął mnie ramieniem, jakby chciał dodać mi otuchy, chociaż sam jej potrzebował. Zwłaszcza ze względu na jego rodziców, który równierz byli już martwi.
- Nie chcesz odwiedzić ich grobów? - spytałam beznamiętnie ze wzrokiem wbitym w kamienny nagrobek.
- Nie mają grobów - wzruszył ramionami, jednak widziałam, że nie było mu to obojętne - Może to nawet lepiej. Nie mam zdjęć, żadnych pamiątek.
Spróbowałam postawić się na jego miejscu. Gdyby mama nie zostawiłaby mi tych wszystkich albumów ze zdjęciami, gdybym nie mogła odwiedzać jej grobu, jej obraz w mojej pamięci zwyczajnie by wyblakł.
- Nie tracę czasu na niepotrzebne sentymenty - zmarszczył brwi - Oni są przeszłością.
- To nie jest niepotrzebne - westchnęłam - Trzeba za kimś zatęsknić, żeby docenić wagę jego istnienia.
- Tęskniłem wystarczająco długo. Teraz są wspomnieniem. Bo zostawili tylko ból.
- I piękne wspomnienia - spojrzałam na niego. Poczułam, jak łzy zaczęły napływać mi do oczu - Myślisz, że ja nie cierpiałam? Że mnie to nie bolało? Wspomnienia to jedyne, co mi zostało. Jedyne, co kiedykolwiek miało sens. Tylko dzięki nim jeszcze tu stoję.
Sama zdziwiłam się na swoje słowa. Może zostało we mnie jeszcze coś z resztek człowieczeństwa?
CZYTASZ
Lost in Reality // Michael Clifford
FanfictionOna straciła już nadzieję. Straciła najbliższych, straciła życie. Przestała szukać zrozumienia, kiedy to przestało mieć sens. Żyła zagubiona w rzeczywistości. Każdego dnia gubiła się na nowo. On, taki sam jak ona. Bez duszy, bez serca, zagubiony w r...