Rozdział 25

145 9 3
                                    

- Włamaliśmy się - stwierdziłam po raz kolejny, targana wyrzutami sumienia.

Leżałam na starym kocu, który ukradliśmy z domku na drzewie, w rozpadającej się szopie na narzędzia. Stał tu tylko jeden stół i szafka z drzwiczkami obklejonymi przynajmniej trzema różnymi okleinami, ale przy ścianach i na blacie znajdowały się zakurzone, od dawna nie używane łopaty, grabie, kosiarka i wiele innych rzeczy. Sądząc po ich stanie, szopa nie była odwiedzana od bardzo dawna. Żarówka zwisająca smętnie z sufitu pozostała niezapalona. Nie chcieliśmy wzbudzać żadnych podejrzeń.

- Już raz się włamaliśmy - zauważył Michael, który leżał obok mnie wsparty na łokciu i bawił się kosmykiem moich rozwalonych na podłodze włosów.

Miejsca nie było zbyt dużo, a ja leżałam na plecach, nie myśląc o tym, żeby przewrócić się na bok. Widziałabym oczy Michaela. Patrzyłabym, jak wpatruje się we mnie wzrokiem, który powoli stawał się dla mnie coraz bardziej uciążliwy.

- Nikt nie korzystał już z tego domku na drzewie - wzruszyłam ramionami.

- A na co ci to wygląda? - chłopak wskazał na nasze otoczenie, od obdartych drzwi szafki, po nieużywaną piłę łańcuchową - Zamek był w kiepskim stanie.

Wyłamał go. Po prostu. Ktoś z niego kiedyś korzystał, a Michael bez problemu usunął małą kłudeczkę i odsunął skrzypiącą zasówę.

- Przestań myśleć i połóż się spać - przygładził moje włosy, zaplatając sobie je wszystkie wokół nadgarstka, po czym ułożył je obok mojej głowy, by więcej się nie targały.

Musiałam je umyć. Potrzebowałam prysznica, łóżka i świeżych ubrań. Te ostatnie na szczęście spoczywały na dnie mojego plecaka. Chciałam je tylko założyć na ciało pachnące najtańszym płynem do mycia.

- Jutro będzie nas stać na pokój w motelu - obiecałam sobie, przy okazji dając to do zrozumienia Michaelowi.

- Złapiemy stopa i znajdziemy miejscówkę, gdzie takie pola będą się ciągnąć po horyzont.

Westchnęłam rozmarzona, wyobrażając sobie to miejsce. Najpierw musieliśmy na to zarobić. Kiedy staliśmy na ulicy i śpiewaliśmy, wszystkie moje problemy znikały. Z Michaelem to było możliwe.

- A teraz śpij.

Ciche słowa rozbrzmiały echem w mojej głowie, a wilgotny dotyk delikatnych warg na czole rozpalił ogień w żołądku. Wciągnęłam cicho powietrze, jednak Michael to zauważył i położył ciepłą dłoń na mojej klatce piersiowej.

- Spokojnie - w jego cichym głosie usłyszałam naraz troskę i rozbawienie.

- Śpij, Michael - mruknęłam i zamknęłam oczy w obawie, że wyczuł mój strach i zawiedzenie.

Umiał wyczytać ze mnie wszystko. Wiedział, jak bardzo niepewnie się teraz czułam, a mimo to pozwalał mi milczeć, nie naciskał, wręcz zamykał mi usta z troski o moje delikatne uczucia. Czułam się jak uschnięty liść, który mógł rozsypać się za najmniejszym dotykiem.

Zanim się obejrzałam, ręka Michaela znajdowała się na moim brzuchu, a moja dłoń na jego dłoni. Straciłam rachubę czasu, a jasne włosy łaskotały mnie w twarz, gdy ich właściciel wtulił się w moje ramię. Czułam jego spokojny oddech na szyi, więc uspokoiłam także swój. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć.

***

Otworzyłam ociężałe powieki, a promienie porannego słońca, przedzierające się przez szczeliny w blaszanym dachu, połaskotały mnie po twarzy. Ze zdumieniem stwierdziłam, że Michael jeszcze spał. Wciąż w tej samej pozycji, z ręką na moim brzuchu i głową na ramieniu, ale jedną nogę oparł na mojej, przez co nasze ciała splotły się w spójną całość. Bijące od niego ciepło nie pozwalało mi poruszyć choćby jednym palcem.

Chwilę później poczułam łaskotanie długich rzęs na szyi, a cichy, zachrypnięty głos wyrwał mnie z porannego zamyślenia.

- Nie chciałem cię budzić.

- Nie spałeś?

Wiedział, że się obudziłam, poczuł bicie mojego serca i głębszy oddech, a nawet to, że mocniej zacisnęłam palce na jego dłoni.

- Nie.

Oblizałam suche usta i wlepiłam wzrok w żarówkę zwisającą z sufitu.

- Dobrze spałeś? - spytałam.

- Jak nigdy.

Ta odpowiedź dała mi dziwną satysfakcję. Dobrze wiedziałam, że miał za sobą niekończący się szereg nieprzespanych nocy.

- Ty też spałaś spokojnie - to nie było pytanie.

- Tak.

Kątem oka zauważyłam delikatny uśmiech, rozciągający jego wargi. Przymknął oczy i przesunął rękę na moim brzuchu. Przestraszyłam się, że ją zabierze, ale on tylko splótł razem nasze palce.

- Lynn.

- Tak?

- Nawet nie wiesz, jak cudownie się teraz czuję - wyszeptał w moją rozpaloną skórę - Teraz i zawsze, kiedy jesteś obok. Kiedy mogę czuć twoją obecność.

To wyznanie było dla mnie jasną obietnicą, że kiedyś będziemy na zawsze szczęśliwi.

- Wiem - powiedziałam cicho - Rozumiem, jak się czujesz.

- Tak?

- Tak.

Więcej nikt się nie odezwał. Leżeliśmy wtuleni w siebie, a to wystarczyło. Coś w Michaelu się odbudowało, a we mnie pękło, nie wiedziałam z jakiego powodu. Musiałam to przetrwać, jak zawsze, wiedziałam jednak, że któregoś dnia będę naprawdę szczęśliwa.

Lost in Reality // Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz