Rozdział 18

151 12 3
                                    

I ruszyliśmy.

O ósmej dwadzieścia siedem byliśmy znowu w drodze. Zostawiliśmy za sobą ten zimny kawałek betonu, z którym łączyła nas tylko jedna chłodna noc. Byliśmy wolni od tego miejsca, które nienawidziło nas tak samo, jak reszta świata.

- Wiesz - zagadnął Michael dokładnie o dziewiątej czternaście - Lynn.

Zimny dreszcz przeszedł moje ciało, a potem ulga.

- Hm? - mruknęłam, siląc się na jak największą obojętność.

- Um - zmarszczył brwi i przygryzł lekko dolą wargę - Nie wiem, chciałem po prostu przerwać tę ciszę.

Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową.

- Nie mów, że nigdy cię to nie gryzło - chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

- Cisza? Lubię ciszę - wzruszyłam ramionami.

Nie była to do końca prawda, bo czasem cisza była najgorszym z możliwych rozwiązań. Ale nie dało się ukryć, że od czasu do czasu była potrzebna. Jednak w tej sytuacji obojętność wygrała. Nie zależało mi na jakiejś kolejnej głębokiej rozmowie, chociaż głos innego człowieka potrafił w moim przypadku zdziałać cuda.

- Nie o to chodzi - Michael przewrócił oczami, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia - Ja też ją lubię. Serio, szanuję, ale takie momenty, kiedy nie ma o czym gadać...

- Kto powiedział, że nie mamy o czym rozmawiać? - spojrzałam na niego, unosząc jedną brew.

- Czasem nie potrafię pojąć twojej logiki, Lynn - zaśmiał się cicho.

Zimny dreszcz, ulga.

- Możemy porozmawiać o czym tylko chcesz - ciągnęłam - Uważam po prostu, że zbędne jest otwieranie ust, kiedy to niepotrzebne.

Tym razem to on prychnął i pokręcił głową z rozbawieniem.

- Co cię bawi? - spytałam, jakbym nie znała odpowiedzi.

- To samo, co ciebie - na jego usta wkradł się niewielki uśmiech. Nonszalancki, lekko rozbawiony. To Michael, którego nie znałam.

- Twoje poglądy?

- I twoje.

Westchnął cicho, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak wiele musiałam się jeszcze o nim dowiedzieć, żeby móc nazwać go kimś w rodzaju przyjaciela. Milczenie przerwało kolejne westchnienie i fala słów wylewająca się powoli z jego ust.

- To zabawne, jak mało o tobie wiem.

No proszę, czyżby czytał mi w myślach?

- Z dnia na dzień - ciągnął - dowiaduję się o tobie nowych rzeczy, o których dotąd nie miałem pojęcia. Zaskakujesz mnie, mała. Mam wrażenie, że za każdym moim spojrzeniem ty jesteś kimś zupełnie innym. I za każdym razem patrzę na ciebie inaczej.

- To źle?

- Bynajmniej - zaśmiał się cicho - Sprawiasz wrażenie przygnębionej i zagubionej, i może to nie tylko wrażenie, ale naprawdę jesteś zajebistą osobą.

- Zajebistą? - unoszę brwi - Nie znalazłeś lepszego określenia?

- Nie jest łatwo ubrać to w słowa, okay? - znowu się zaśmiał.

Ale mi nie bardzo było do śmiechu. Czułam się doceniona. Wiedziałam, że komuś na mnie zależało. I to dziwne uczucie. Łaskotanie w żołądku i fala ciepła w klatce piersiowej. To było zupełnie nowe.

Czy tak właśnie czuli się szczęśliwi ludzie?

Zawsze mnie to zastanawiało. Jak to jest mieć kogoś bliskiego, kogo się wspiera i kocha. Teraz już wiedziałam, bo od śmierci mamy Michael był dla mnie najbliższą osobą, jaka stąpała po tej ziemi. Kochał mnie, wspierał, zawsze był przy mnie - co było właściwie nieuniknione, kiedy całe dni spędzaliśmy w swoim towarzystwie i właściwie byliśmy na siebie skazani.

Zaciągnęłam się świeżym powietrzem. On coś mówił i znowu się śmiał. A potem zamilkł. Przystanął, wpatrzony w jakiś odległy punkt. Chyba zauważył, że byłam przez chwilę nieobecna, bo tylko spojrzał na mnie z podejrzliwą iskierką w oczach i złapał mnie za nadgarstek, a potem powiedział:

- Chodź, pokażę ci coś.


Halo, misie, wbijać mi na "Strangers // Calum Hood", bo jakoś was tam nie widać xx

Lost in Reality // Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz