Skrzynka

154 17 2
                                    

  (Sobota wieczór)

- Mamo wychodzę i zabieram samochód - krzyczę.

Tata ma dzisiaj coś na policji do załatwienia. Jadę pod dom Alana i jak się nie mylę, od razu wiedzę samochód Benjamina.
Parkuję trochę dalej, tak żeby mieć na widoku dom. Siedzę tu już  dobre półtorej godziny, kiedy nagle zauważam że coś się dzieje. Od razu chowam się za kierownicą a na głowę zakładam kaptur. To Benjamin wychodzi z domu z jakąś torbą i wsadza ją do bagażnika samochodu. Zaraz za nim wychodzi Alan również niosący torbę. O co tu może chodzić? Alan oczywiście odpala papierosa. Benjamin mówi mu coś i wchodzi do środka. Mam tylko nadzieję że Alan mnie nie zobaczy. Jezu chyba spaliłabym się ze wstydu, gdyby dowiedzieli się, że go śledzę. Z Domu wychodzą Derek i Ben i wchodzą do Samochodu, a zaraz za nimi wchodzi Alan. Będą gdzieś jechać.

Ruszają z miejsca, a ja chwilę za nimi jadę. Oby tylko mnie nie zauważyli. Mam pomiędzy nimi zachowany spory dystans, więc może uda mi się za nimi dojechać do celu. Jadą około 30 minut po za miasto. Skręcają pod jakiś most. Muszę stanąć troszkę dalej. Chłopcy jednak wysiedli z samochodu i zniknęli mi z pola widzenia. Podbiegam szybko. Ciekawość nie pozwala trzymać się od nich z daleka. Całe szczęście zauważam krzew, który jeszcze jakimś cudem się trzyma pomimo mrozów. Wchodzę za niego i czekam na rozwój sytuacji. Widzę tylko Dereka, bo resztę ludzi zasłaniają mi krzewy. Jest tu jeszcze drugi samochód. Więc przyjechali się tu z kimś spotkać.

Nagle słyszę strzał. Zamykam nerwowo oczy. Czuję się jak w swoim śnie. Zauważam Alana. Jezu! To on ma bron w ręku. Strzał był oddany w mur mostu. Ale po co mu broń? Widzę że chłopcy będą zaraz chyba szli, wiec szybko wymykam się z krzaków i biegnę do samochodu. Jestem roztrzęsiona. O co tu może chodzić? Szybko wracam do domu i biegnę do siebie na górę.

Skrzynka od Alana! Nie powinnam sprawdzać co w niej jest. Ale ostatnio Benjamin chciał ją znaleźć. Wyciągam ją spod łóżka i kładę na kołdrę. Jest zamknięta. Znajduję spinacz biurowy i rozplątuję go. Nie tylko mój tata ma umiejętności policyjne.

Usiłuje otworzyć skrzynkę i w końcu słyszę otworzony zamek.
Ręce mi drżą. Otwieram skrzynkę i widzę tam zdjęcia. Co to jest? Wyciągam je ze skrzynki i zamieram. Jezu. To pistolet. Biorę go do ręki. Jest ciężki i zimny. Dałabym sobie rękę uciąć że gdzieś go już widziałam. Ale Alan ma broń? Wydawało mi się że go znam. Ale jednak cholernie się myliłam.

Patrzę na fotografie które były w skrzyni. To zdjęcia sprzed paru lat, na których Alan spędza czas ze znajomymi. Zauważam jakąś dziewczynę jest naprawdę śliczna, a Alan całuje się z nią na zdjęciu. Z boku stoi Derek, który udaje minę rzygającego. Jedno zdjęcie jednak mnie fascynuje. To ja. Kiedy ktoś zrobił mi takie zdjęcie? To z jakiegoś meczu na którym byłam. Na pewno to są wakacje. Alan już wtedy mnie widział? Ale po co robić zdjęcia osobie której się nie zna? Coraz bardziej to wszystko zaczyna mnie przerażać.

Nie wytrzymuję i sięgam po tabletki od profesora.

Słysze nagle pukanie do drzwi. Szybko chowam wszystko do środka i zatrzaskuje skrzynkę którą chowam pod łóżko.

- Proszę! - krzyczę stając na równe nogi.

- Veronica masz goscia - mama uśmiecha sie i wpuszcza do mojego pokoju Patty.

- Heeej - dziewczyna wchodzi niepewnie do środka.

- Cześć - uśmiecham się szeroko.

- Musisz mi pomóc - robi załamaną minę - Umówiłam się na jutro z Alanem - zamierzam. Nie wiem co powiedzieć. Powiedziałabym jej prawdę. Ale jaka jest prawda?

- Halo jesteś? - macha mi przed oczami.

- Co? Tak tak - otrząsam się. - Jesteś pewna, że chcesz z nim iść? - unoszę brew do gory.

- No przecież sama mnie namówiłaś - śmieje się - Nie wiem co ubrać - smutna siada na lozku

- Znajdę ci cos - wstaję ożywczo na nogi. Podchodzę do szafy i przegladam ubrania w środku. - Gdzie idziecie? - spogladam na nią przez ramie.

- Sama nie wiem - wzrusza ramionami. - Gdzieś sie przejść, a potem może do niego pojdziemy - uśmiecha się delikatnie.
Jezu oby tylko Patty nigdzie z nim nie poszła. Nie chcę mieć jej na sumieniu.

Wyciągam z szafy bluzkę z siateczkowym dekoldem. Podaję ją dziewczynie.

- Nie lubisz chyba sukienek, to idź w spodniach a na to ubierz to - uśmiecham się - O której jutro idziecje?

- Gdzieś kolo 18 ma po mnie przyjechać - odpowiada i uważnie przygląda się bluzce. - Śliczna jest - przykłada ją do siebie aby przymierzyć.

- Oddasz mi kiedy tam będziesz chciała - puszczam jej oczko.

Źle się czuje. Mój organizm wypełnia nienaturalny spokój pomieszany z niepokojem o dziewczynę. Z resztą nie tylko o dziewczynę. Boję się Alana, ale w głębi serca boje się i jego życie.

- Będę uciekać -  ściska mnie - Dziękuje że mi doradzilas z nim spotkanie.

- Nie ma sprawy. Ale uważaj na siebie - głaszcze dlonią jej plecy.

Dziewczyna wychodzi z mojego pokoju. Nie wiem co zrobic. Naprawdę martwię się o Patty.

W porywie emocji wybieram numer do Alana i dzwonie do niego. Oczywiscie nie odbiera. Pewnie kręci jakies interesy z ciemnymi typami. Boję się że nie zasnę. Naprawdę nie wiem co z tym wszystkim zrobić. Mam w domu broń. Powinnam powiedzieć o tym wszystkim tacie. Ale nie mogę. Nie mogę tego zrobić Alanowi.

Co wybrac? Rozsądek? Czy serce?

Ponownie wybieram numer do Alana, jednak ten znow nie odbiera. Przukrywam się kąłdrą i usiłuje zasnąć.

Nie mogę. Mam tyle nerwów. Przewracam się z boku na bok, co jakiś czas wybierając numer do bruneta. W końcu jednak około dwunastej w nocy słyszę dźwięk telefonu.

- Halo? - mówię nerwowo.

- Veronica? Co się stalo? - pyta mnie szepcząc.

- Co robisz?  - jestem abssurdalna. Nie odzywam się do niego po czym zaczynam do niego wydzwaniać i zamiast od razu zapytać się o co chodzi z bronią to pytam się go słodko co robi. Nie potrafię inaczej.... On tak na mnie działa.

- No spałem. Ale jak chcesz to mogę przyjechać - mruczy do telefonu.

- Nie! - krzyczę - Alan posłuchaj mnie - mówię stanowczo.

- No zamieniam się w słuch - słyszę jak chłopak się śmieje.

- Wiem, że umowiłes się z Patty na jutro - zaczynam niepewnie - Zapamiętaj sobie. Jeżeli ją skrzywdzisz to nie ręczę za siebie. Zniszcze ci życie. - moja powaga w glosie chyba go rozśmieszyła.

- Dobrze mała- prycha.

- Nie żartuje sobie - w moich oczach zaczynają zbierać się łzy.

- Czyżbys była zazdrosna? - śmieje się do słuchawki.

- Nie - oburzam się - Nigdy w życiu! - krzycze i rozłączam się.

Kładę się nerwowo na poduszkę i zamykam Oczy. Skąd mam mieć pewność że Alan nic nie zrobi Patty?

Nie odpuszczę sobie tak tego. Pojadę za nimi i będę ich śledzić. Musze pilnować czy aby na pewno nic nie stanie sie Patty.

Płatny zabójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz