"Ty nie żartujesz?"

157 17 0
                                    

- Jest tata? - w drzwiach naszego domu stanął brat. Już się ogarnął i znowu wygląda jak człowiek. Czy to oznacza że do wszystkiego chce się przyznać?

- Jest w swoim gabinecie - odpowiada zmieszana mama. - Benjamin coś się stało?

- Veronica idź po tate - jego powaga naprawdę mnie dziwi. Coraz bardziej zaczynam wierzyć w to że chłopak chce się do wszystkiego przyznać. Biegnę do gabinetu taty i wołam go żeby przyszedł do salonu. Kiedy przyjdziemy z powrotem zauważam że na kanapie siedzi mama i Benjamin.

- Co się stało? - mój ojciec siada na kanapie.

- Będę ojcem - Jezu serio? Nawet się nie zawahał. A więc to tak ma wyglądać jego pomoc? Powinien się przyznać zamiast dalej brnąć w bezsensowne kłamstwa.

- Co ? - mój ojciec unosi się gniewem - czy ciebie Benjamin do reszty popierdoliło? - krzyczy na mojego brata.

- Wiem. Sam jestem w szoku - spuszcza głowę i udaje skruszonego. Co za perfidny idiota. Ciekawe ile razy już okłamał rodziców. Zawsze myślałam że chłopak mówi prawdę. Teraz wiem że kłamie.

- Przecież ty nawet nie masz dziewczyny - mama też jest w wielkim szoku. Ponadto moi rodzice nie są za nieplanowanymi ciążami. Zawsze widzieli ogromny potencjał w Benjaminie, a wiadomo że dziecko średnio pozwoli mu się rozwijać.

- Teraz nie mam. Zerwała ze mną - przeczesuje włosami.

- Jak to z tobą zerwała? Zrobiłeś jej dzieciaka i zerwała? - mój tata prycha ironicznie.

- Dowiedziała się o tym jak zerwaliśmy.

Nie mogę wytrzymać tych kłamstw. Wychodzę z pokoju i idę do siebie. Rodzice nawet nie zwrócili na mnie uwagi.

Benjamin wyszedł jakieś pół godziny później. Dostałam od niego sms.

Brat: Mam nadzieje że pomogłem ;)

Ja: Okłamując rodziców? Średnio pomogłeś...

Brat; Przynajmniej na jakiś czas masz spokój przed wysłaniem do psychiatryka :)

W sumie chłopak ma rację. Rodzice przez to wydarzenie jakby zapomnieli o mnie. Pierwszy raz w życiu mnie to cieszy. Ale musiał wyjeżdżać aż z ciążą? Ciekawe jak się z tego wyplącze. Przecież nie powie z dnia na dzień że jednak ta dziewczyna nie jest w ciąży. Mój tata bardzo krzyczał. Chyba naprawdę zdenerwowała go ta cała sytuacja. Z jednej strony się im nie dziwię bo to musiał być spory szok ale z drugiej strony chyba nie tak powinni reagować rodzice na problemy dziecka.
Jedno jest pewne gdybym to ja im powiedziała że jestem w ciąży to już z pewnością dawno wyrzuciliby mnie z domu. 

Siadam na swoim łóżku i zaczynam szukać w internecie jakiś informacji o Crystal Noir. W sumie teraz wiem, że jest w jakiś sposób zamieszana w tą sprawę, więc może lepiej zwrócę uwagę na niektóre szczegóły.

Crystal Noir to dziennikarka? Nie spodziewałabym się. Przeglądam artykuły, które są w internecie. Mało które artykuły coś wnoszą. Widać że kobieta bardzo dbała o prywatność ponieważ w internecie są tylko dwa jej zdjęcia. Zazdroszczę jej życia dziennikarki. Widać że kobieta dużo podróżowała. "Tragiczna śmierć dziennikarki Crystal Noir. Rodzina jest w szoku."   Jezu przecież to masakra. Zagłębiam się dalej w ten temat z którego wynika że została zamordowana przez nieznanych sprawców.  Oplacila życiem to że była dziennikarką.  Ale zaraz zaraz. Ona badała mafię handlującą ludźmi. To znaczy że tym zajmuje się Alan? Nie to niemożliwe przecież. W ogóle nie możliwym jest To żeby dziewiętnastolatek należał  do jakieś mafii ogólno krajowej w Europie.

Mam Pomysł. Przegrzebię mu jego rzeczy. Tylko jak? Jak mogę dostać się do jego pokoju bez uwczesnego zamordowania mnie przez Dereka? Przecież nie wejdę przez okno jak Alan. Ale mogę wejść przez drzwi. Wiem! Już wiem co zrobię!

A prawdę nie wiem co zrobić z tym wszystkim. Przeraża mnie ten temat. i cholera jasna została mi znowu ostatnia tabletka.

**

- Jak to nie ma White'a? - uderzam nerwowo w blat stołu w sekretariacie.

- Droga Panno! - zdenerwowana sekretarka aż ruszyła swoja tlustą dupę z krzesła. - Pan White jest chory i nie będzie go przez parę dni - nerwowo mierzy mnie wzrokiem i wpatruje się z dezaprobtą w mój głęboki dekolt.

Prycham i wychodzę z sekretariatu. Co ja zrobię? Czuję się taka nerwowa ręce zaczynają mi drgać. Nie skupię się na ani jednej lekcji. Skubię nerwowo lakier z paznokci. Cholera jasna. Co mam zrobić? Jezu wiem! Mam w klasie przecież mordercę. Może włamaniami też się zajmuje. Piszę mu liścik "wyjdz zaraz po mnie" i rzucam w chłopaka kulkę papieru. Przy okazji śmieję się bo dostał centralnie w kark. Nerowowo rozejrzal się po klasie i zmierzył mnie wkurwionym spojrzeniem.

Nauczyciel tak bardzo zanudza, w dodatku jest cały czas odwrócony do tablicy. To dla mnie okazja, żeby wyjść niezauważona z klasy. Wstaję z ławki i po cichu idę na czworaka do drzwi. Oczywiście zwracając na siebie uwagę całej klasy. Szybko otwieram drzwi i wychodze. Teraz pozostaje czekać mi tylko na tego idiotę.

Kiedy brunet tylko wyjdzie z klasy mocno chwytam jego nadgarstek i ciągnę go do męskiej ubikacji.

- Czego chcesz? - przewraca oczami.

- Musisz mi pomoc - przytykam go do ściany. - Włam się ze mną do gabinetu White'a - mówię szeptem.

Chłopak pierwsze się zaśmiał jednak kiedy zobaczył moją poważną minę to od razu zapytał.

- Ty nie żartujesz? - poprawił swoje kręcone włosy.

- Nie nie żartuję - lekko unoszę się na palcach i patrzę w jego niebiesko szare oczy. - Musisz się tam włmać.

- Nic nie muszę - prycha.

- Chyba nie chcesz żeby wszyscy dowiedzieli się że jesteś mordercą? - uśmiecham się zwycięsko.

- To chyba ty nie chcesz żebym cię zabił ślicznotko - schyla się do mojego ucha i szepcze.

Cholera nie przekonam go. Kiedy chłopak nie zdążył się jeszcze wyprostować chwyciłam jego kark i przytrzymałam przy swojej twarzy. Złączyłam nasze usta w pocałunku. Jezu jak mi tego brakowało! Od razu czuję miliard emocji wpływających na moje ciało. Całujemy się namiętnie do momentu kiedy nie usłyszymy chrząkania jegoż chłopaka z pierwszej klasy.

- To jak? - przygryzam lekko usta które wciąż są mokre od jego pocałunków.

- Ja pierdole Veronicaaa - wzdycha i ciągnie mnie za rękę z łazienki. Idziemy szybko pod gabinet White'a. Chłopak stoi chwile pod drzwiami. I wpatruje się w zamek, wypinając przy tym swój seksowny tyłek. Od kiedy ja mam takie zboczone myśli?

W końcu wyjmuje mały scyzoryk z kieszeni i coś tam włącza. Wsadza to do zamka i delikatnie otwiera drzwi. Aż mam ochotę piszczeć ze szczęścia. Szybko zabiorę tabletki i wyjdę stad. Chłopak tryumfalnie otwiera drzwi i ukłania się bym weszła do środka. Omało tam nie wbiegam. Nawet nie zauważając co robi Alan. Mam teraz jeden cel - zdobyć tabletki i wziąć jedną by się uspokoić. Otwieram nerwowo szafkę z której ostatnio wyjmował lekarstwo.

- Jest! - krzyczę pod nosem wyjmując ostatni listek tabletek. Mam tylko nadzieje ze White nie zorientuje się że zaginęły mu tabletki. Zamknęłam szafkę i zauważyłam stojącego przy mnie Alana. Szklane szyby do gabinetu zostały zasłonięte żaluzjami.

Próbuję się odezwać, jednak chłopak uniemożliwia mi to całując mnie. Nie opieram mu się. Nie wiem czemu. Czuję że tego chcę i potrzebuję. Alan przesunął się krok dalej kładąc mnie na biurku White'a, a ja oplatam jego biodra swoimi nogami zupełnie jakbym prosiła się o seks  w tym miejscu. Chłopak napawa się moim ciałem wciąż je całując. w pewnym momencie widzę jak podnosi wzrok obok mnie i odrywa się ode mnie.

- No już wystarczy - poprawia koszulkę i włosy.

- Szkoda - wzdycham puszczając mu oczko. - Dziękuje - uśmiecham się do chłopaka, chowajac do kieszeni spodni tabletki.

Alan jeszcze zanim wyszedł zbliżył się do biurka i mam wrażenie że coś stamtąd zabrał. Ale nie obchodzi mnie to. Mam to co chciałam i jestem szczęśliwa.

Płatny zabójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz