Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Jimin głaskał starszego jeszcze trochę po tym, jak ten zasnął. Nie mógł nacieszyć oczu tą potulnością i bezbronnością, jaką emanował w tamtej chwili Yoongi, dlatego z klęczków podniósł się dopiero po dobrym kwadransie, podczas którego jego wszystkie mięśnie zesztywniały i zaczęły pobolewać.
Blondyn już wiedział, co będzie robić, podczas gdy hyung spał. Zresztą, nagły zastrzyk weny twórczej aż się prosił by go wykorzystać. Wygrzebał z komody swoje poplamione farbami ubrania do malowania, poszedł do łazienki, by się w nie przebrać, a następnie zaszył się w swojej pracowni. Przyjrzał się obrazowi wilka. Był dokładnie taki, jakim zostawił go jeszcze wczoraj, podczas wieczornego malowania. Coś mu jednak nie pasowało. Zwierzę na płótnie zdawało się być odległe, dzikie, niedostępne. Tak jak Yoongi kilka dni temu. Teraz sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej, dlatego i ów obraz nie przypasował autorowi.
Szybko wymienił płótno na czyste i zaczął szkicować to, co stało mu przed oczami. Pewnie spędzi nad tym obrazem następne kilka dni, ale będzie warto.
~*~
Po około godzinie w dużym, przestronnym domu zaczął roznosić się dźwięk przychodzącej rozmowy. Melodia wydobywała się z plecaka starszego chłopaka, który zgubił gdzieś w holu. Dźwięk roznosił się echem kilkakrotnie, czekając, aż ktoś w końcu odbierze połączenie.
Jimin z łatwością wychwycił melodyjkę i skonsternowany odłożył pędzel, którym kreślił już kontury. Ruszył na dół, kierowany dźwiękiem, prosto do plecaka Yoongiego. Wiedział, że to niegrzeczne grzebać komuś w rzeczach, ale on chciał znaleźć tylko dzwoniący telefon. Zaczął więc przeszukiwać wszystkie kieszonki, aż w końcu znalazł wibrującego smartfona w tej najmniejszej. I serce mu zamarło, gdy zobaczył podpis „Mama".
Zaczął gorączkowo myśleć, co mógłby zrobić z tym fantem, który trzymał w dłoniach. Właściwie, miał dwie opcje. Popędzić do Yoongiego i go obudzić, czym naraził by się na nieprzychylne spojrzenie albo samemu odebrać i jeszcze bardziej namieszać, po czym Yoongi z pewnością już nigdy by mu nie zaufał. To był dość trudny wybór. Ale przecież obiecał, że jeśli hyung z nim pójdzie to weźmie winę na siebie, prawda? Musiał dotrzymać słowa.
Dlatego też przeciągnął zieloną słuchawką po ekranie, odbierając połączenie. Nie musiał przykładać sobie komórki do ucha, żeby wszystko doskonale słyszeć, dlatego trzymał ją przed sobą, jakby była odbezpieczonym granatem.
— Ha-halo? — wyjąkał blondyn, cały spięty.
— Yoongi? — odezwała się kobieta, wymawiając jego imię bardzo szybko. — Synku, co się stało? Dzwonił do mnie dyrektor, widział, że wsiadacie razem z Jiminem do jakiegoś ciemnego samochodu. Chcę dzwonić na policję, że ktoś was porwał! — Pani Min brzmiała na bardzo przejęta. Bała się o swojego syna.
— Emm... — zaciął się psiak, gapiąc się na telefon, niczym sroka w gnat. — T-to ja, Jimin, proszę pani... — wyjąkał, a jego ręce zaczęły trochę się trząść.
— Och, Jiminie? Gdzie jest Yoongi? Gdzie jesteście? — Głos kobiety złagodniał.
— Ymmm... — Blondyn ponownie nie wiedział, co powiedzieć. Przez tę szaleńczą gonitwę myśli w jego głowie ponownie dziś zebrały mu się w oczach łzy, ale nie pozwolił im się wydostać. — Hyung... hyung źle się poczuł i postanowiłem go zabrać do domu. Nie chciał iść ze mną, a-ale poniekąd go do tego zmusiłem, bo widziałem, że tego potrzebował — wydusił w końcu, biorąc winę na siebie tak, jak miał w planach. — Hyung... bardzo nie chciał, żeby pani o czymkolwiek wiedziała, nie chciał pani zawieść — wytłumaczył ze ściśniętym gardłem. — Obiecałem trzymać buzię na kłódkę, ale po prostu... nie mogę pani oszukać...
CZYTASZ
savaged by a dog »yoonmin«
FanfictionJimin jest psią hybrydą, która niespodziewanie przeprowadza się z rodzinnej Korei do USA w związku z pracą taty. Nigdy nie chodził do szkoły, przez częste zmiany miejsca zamieszkania jego rodzice zdecydowali się na nauczanie domowe. W Stanach jednak...