46: „Wykonaliśmy właśnie pierwszy, mały kroczek do wspólnego szczęścia." ~ Jimin

2.9K 403 88
                                    

Zwykła czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

Yoongi na miękkich nogach wyszedł z autobusu miejskiego. Jeszcze godzinę temu oglądał jakieś głupie programy rozrywkowe w telewizji, a teraz stał na początku ulicy, na której zamieszkiwał... jego chłopak. Tak, nadal twierdził, że są razem, a więc dlaczego tak ciężko było mu pójść i wręczyć mu ten bukiet?

W dodatku nadal nie wiedział, co się w okół niego działo, ale mama kazała mu nie wracać bez ich nowego, uśmiechniętego selfie. Na drżących nogach zmierzał w kierunku domu wybranka swojej mamy, ale nie mógł ukryć, że i jego serce rwało się do psiej hybrydy.

W tym samym czasie, Jimin zrobił na swoim łóżku ochronną bazę z koców oraz poduszek i nie odpowiadał na żadne pytania, zadawane przez rodziców. Za ucieczkę ze szkoły i dodatkowy brak jakichkolwiek wyjaśnień z tym związanych, dostał oczywiście dwutygodniowy szlaban. Po szkole ani w weekendy nie mógł choćby wyściubić nosa poza drzwi domu, żadni znajomi nie mogli też go odwiedzać. Przyjął tę karę z pokorą i odkąd ojciec pozwolił mu odejść po swoim rodzicielskim monologu, zaszył się u siebie. Nie miał ochoty nawet malować, samo patrzenie na farby napawało go niechęcią.

Godzinę po jego powrocie, rodzice musieli pojechać na spotkanie biznesowe do sąsiedniego miasta, więc blondyn pozostawał pod opieką Josepha. Młody szofer i tak nie miał za wiele do roboty, w aktualnym momencie siedział w wydzielonym dla siebie pokoju, który mieścił się obok garażu i jadł odgrzewaną pizzę, oglądając „Przyjaciół".

Szczerze mówiąc, Joseph do dziś nie mógł uwierzyć w to, jak udało mu się ustawić w życiu. Pomimo faktu, że zrezygnował z koledżu, był dość leniwym i sarkastycznym facetem, znalazł pracę, o którą większość jego rówieśników z liceum dałaby się zabić. Nie dość, że mógł mieszkać za darmo we własnym pokoju, gdzie nikt zbyt często go nie niepokoił, to jeszcze jego praca polegała właściwie tylko na tym, że dwa razy dziennie zawoził Jimina do szkoły, a po południu go z niej odbierał. Do tego całkiem polubił młodego Parka, był inteligentnym, spokojnym dzieciakiem, do tego tak zabawnie niewinnym, że Joseph nie mógł się powstrzymać przed małym dokuczaniem mu od czasu do czasu.

Nie uszło jego uwadze, że blondyn przez ostatnie dwa tygodnie nie wyglądał, jakby był w najlepszej formie. Psie uszka wisiały smętnie, wyraz oczu był pusty, a zwykła energia gdzieś zniknęła. Szofer nie musiał być Sherlockiem, żeby zgadnąć bardzo łatwo, o co mogło chodzić. Dlatego też, gdy jego wzrok przyciągnęła sylwetka, która dość szybkim krokiem przemierzała chodnik, i rozpoznał w niej tego wilczego chłopaka, na chwilę zamarł z nadgryzioną pizzą w dłoni.

Trwało to jednak tylko moment, bo zaraz odłożył fast food na stolik i doskoczył do okna, żeby lepiej przyjrzeć się przybyszowi. Już wcześniej zauważył, że hybryda jest niska, prawdopodobnie wzrostu Jimina. Wilk miał nieporządne, rozwiane czarne włosy, bladą skórę twarzy pokrywały rumieńce od zimna, szpiczaste uszy wyłaniały się ze splątanej czupryny, a w żylastej dłoni trzymał... bukiet kwiatów. Do tego najwyraźniej zmierzał właśnie do tego domu.

Joseph zerwał się z miejsca, by jak najszybciej założyć buty wraz z kurtką, porwać szalik i wybiec nastolatkowi na spotkanie. Nie miał co prawda pojęcia, co dokładnie stało się między Jiminem, a jego „kolegą", ale skoro psia hybryda tak umarła w środku, musiało być to coś dużego. No i te kwiaty... skoro to wilk przepraszał, cała sprawa musiała być jego winą. A skoro była to jego wina nie miał zamiaru dopuścić go do Jimina tak łatwo. Co jak co, ale tego dzieciaka nie chciał więcej widzieć zranionego.

— W czymś mogę pomóc? — spytał fałszywie uprzejmym tonem, kiedy stanął przed nastolatkiem po przeciwnej stronie bramy wjazdowej.

Yoongi szedł szybko, ale dość sztywnym krokiem, trzymając w wyciągniętej przed siebie dłoni bukiet. Wyglądało to odrobinę komicznie, jakby kwiaty miały w jakiś sposób go oparzyć. Puchate uszy szybko wychwyciły, że ktoś zbliża się w jego kierunku, a zaraz przed oczami ukazał mu się ten gość, który chyba był szoferem Jimina. Zmarszczył brwi. Ten człowiek dziwnie pachniał, a woń dopływająca do nozdrzy Mina nieco go zirytowała. Ludzie śmierdzą.

savaged by a dog »yoonmin«Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz