ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY.

131 16 4
                                    

   - Nie wykrwawisz się tak szybko. Zdążysz dojść do domu, a lekarze spokojnie cię uratują. - Oznajmił. - Potraktuj to jako moje ostrzeżenie. Następnym razem nie będę taki miły. Możesz być pewny. - Przekręcił nożyk niczym kluczyk w zamku, a następnie odszedł, zabierając ze sobą maskę.

   Morderca jakby otrzepał ją z kurzu, założył na twarz i ponownie zniknął w cieniu. Nie zadał mu poważnych obrażeń, każdy cios był dokładnie przemyślany. Doskonale zna budowę ludzkiego ciała i wiedział pod jakim kątem wbić ostrze, żeby nie przebić żadnego narządu. Teraz wystarczyło wrócić do domu i ostrzec Jeffa. Mógłby sam uciec, ale nie chciał zostawiać przyjaciela, bo ten pomógł mu zbyt wiele razy, nawet jeśli jest egoistą.

   Piętnastolatek przemierzał gęsty las, potykając się co i rusz o wystające korzenie, kamienie i połamane gałęzie. Choć od "wypadku" minął już rok, to Jack nadal miał trudności z radzeniem sobie bez wzroku.

   Po raz kolejny padł na ziemię. Wszystko go bolało od ciągłych upadków, a z drobnych zadrapań wypływała czarna i gęsta jak smoła krew. Czuł się coraz słabszy z każdym kolejnym dniem, a jego skóra nabierała coraz ciemniejszego odcienia szarości.

   Podniósł się i teraz klęczał na leśnej ściółce. Ubrudzoną ręką otarł spływającą po jego policzkach krew, która wciąż sączyła się z pustych oczodołów chłopca. Był już wyczerpany, chciał się jedynie położyć i zasnąć. Ale nie było mu to dane.

   Podniósł głowę i zaczął się jakby wpatrywać w jeden punkt punkt przed sobą. Wiedział, że ktoś tam jest, że patrzy na niego. Sam Jack nie był jednak wstanie zobaczyć swojego towarzysza. Słyszał natomiast jego ciężki oddech.

   - Czego chcesz? - Natychmiast się cofnął na dźwięk nieznajomego głosu. - Kim jesteś?

   - Jack - odparł na tyle głośno, by siedzący pod drzewem chłopak mógł go usłyszeć. - A ty? - Zapytał. Tak bardzo chciał móc go zobaczyć, odzyskać wzrok. Piętnastolatek wielokrotnie miał ochotę zwyczajnie się rozpłakać, ale nie mógł. To go bolało, ale komu miał o tym powiedzieć? Nawet jeśli poszedłby do szpitala, to lekarze nie byliby w stanie przywrócić mu wzroku.

   - Jeff. - Odpowiedział mu. Przyglądał się bezokiemu z niemałym zaciekawieniem. - Co ci jest?

   - A nie widać? - Zdziwił się. - Nie mam oczu.

   - Dlaczego?

   - Bo mi je zabrali.

   - Kto?

   - Już... Nie pamiętam - spuścił głowę. - Źli ludzie. A co z tobą? Chyba nie jest w porządku.

   - Mam dziurę w nodze jeśli chcesz wiedzieć. Prawdopodobnie zaraz tu umrę - Jack wyczuł załamanie w głosie Jeffa. To było jasne, że siedzący naprzeciw niego czternastolatek nie chciał umierać.

   Zbliżył się do niego i delikatnie dotknął rozległej rany znajdującej się na udzie młodego Woods'a. Była głęboka i mocno krwawiła. Nie chciał go tak zostawiać, chciał mu pomóc, ale nie wiedział jak.

   - To boli. - Syknął.

   - Przepraszam - wydukał. - Pomogę ci.

   - Jak? - W sercu Jeffrey'a pojawił się promyk nadziei, że jednak będzie mógł pożyć trochę dłużej.

   - Może... Zabiorę cię do szpitala - zaproponował. W tamtej chwili nie miał innych pomysłów.

   - Nie. - Zaprotestował przerażony. - Nie możesz. Dowiedzą się kim jestem i co zrobiłem. Zamkną mnie - miał łzy w oczach. Czuł w sobie niewyobrażalny wręcz ból.

Killer QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz