ROZDZIAŁ DWUDZIESTY.

107 17 2
                                    

   Wiatr rozwiewał włosy Nathaniela, gdy ten z rękoma w kieszeni szedł chodnikiem w stronę domu Weroniki. Nie chciał, żeby ktoś oprócz niego i Oliviera wiedział o tym, co zrobiła. Dlatego gdy na komendzie nagrały ją kamery ten skasował nagrania. Było mu jej żal, bo miał pewność, że robi to wbrew swojej woli. Więc chciał z nią o tym porozmawiać. Miał nadzieję, że był jeszcze w stanie jej pomóc.

   Zapukał do drzwi mieszkania ciemnowłosej; na jej twarzy malowało się zaskoczenie.

   - Hej - posłał jej lekki uśmiech. - Mogę?

   - T-tak, jasne - odparła niepewnie. - Co cię do mnie sprowadza? - Starała się zachowywać naturalnie, ale już nie była w stanie.

   - Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać - oznajmił. - Ale może lepiej usiądźmy - zaproponował. Weronika już wiedziała po co przyszedł, już wiedziała, że dłużej nie zdoła ukrywać prawdy.

   - Może lepiej tak - westchnęła, prowadząc go do salonu. Mieszkanie dziewczyny nie było specjalnie duże, ani przesadnie urządzone. Zero ozdób, figurek, zdjęć i tym podobnych. Zwyczajnie, ciemne meble. - Chcesz herbaty?

   - Czemu nie.

   Udała się do kuchni. Ręce jej się trzęsły, a do oczu napływały łzy. Z jednej strony czuła ulgę, jednak z drugiej dziwną bezsilność, jakby coś odbierało jej siły życiowe.

   Żeby choć trochę okiełznać nerwy zaczekała aż woda się zagotuje. Miała wrażenie, że ta chwila ciągnie się w nieskończoność i w duchu dziękowała Bogu, gdy usłyszała zbawienny gwizd.

   - Proszę - postawiła biały kubek przed chłopakiem. - Więc... O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - Z trudem przeszło jej to przez gardło.

   - Powinnaś odejść. - Zaczął. Nie chciał bawić się w jakieś dziwaczne podchody. Wszystko było już jasne i Weronika doskonale zdawała sobie z tego sprawę. - Z policji - spojrzał na nią.

   - Już wiesz prawda? - Spuściła wzrok. - Przepraszam - krople łez zaczęły spadać na blat. - Musiałam.

   - Weroniko, nie płacz - chwycił ją za rękę. Czuł się dziwnie, nie potrafił pocieszać ludzi. - Opowiesz mi? - Ciemnowłosa pokiwała głową.

   - To wszystko zaczęło się ponad pół roku temu - zaczęła. - Wtedy się pojawił - spojrzała w niebieskie oczy blondyna. - Jeff. To wszystko jego wina - mówiła łamiącym się głosem. - Pojawił się tak po prostu, pewnej nocy i kazał sobie pomóc, grożąc, że zabije mojego narzeczonego.

   - Więc mu pomogłaś.

   - Tak - przyznała. - Ale on mnie oszukał. Zabrał Kaia i... Teraz... Nie mam pojęcia gdzie jest, ani co się z nim dzieje - mówiła przez łzy. Nathaniel musiał dać jej chwilę, by mogła się trochę uspokoić. - Obiecał, że jeśli mu pomogę, jeśli zniszczę akta, to mi go odda.

   - Wierzysz mu?

   - Nie mam wyjścia - powiedziała. - To moja jedyna szansa.

   - Dlaczego nie powiedziałaś? Pomoglibyśmy.

   - Wtedy by go zabił! Nie wiem jak to robi, ale widzi mój każdy ruch. A przynajmniej mam takie wrażenie. Gdybym poprosiła policję o pomoc...

   - Rozumiem - odparł. - Ale teraz mogę ci pomóc.

   - Nie - zaprotestowała. - Muszę to zrobić sama. Poradzę sobie - zapewniła; na jej ustach jawił się cień uśmiechu.

   - A jeśli coś ci zrobi? To morderca.

   - Wiem. Ale obiecał - spojrzała za okno. - Muszę mu zaufać.

Killer QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz