Z pewnym zniecierpliwieniem czekał na przyjaciela. Chociaż, czy na pewno mógł go tak nazwać? Raczej tak. Nathaniel wiedział już zbyt dużo na jego temat, więc to określenie by pasowało. Jednak i tak dziwnie się czuł, nazywając blondyna w ten sposób. Olivier po prostu już nie miał żadnych przyjaciół, miał tylko Anę.
Wbrew pozorom, złotooki był teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Mimo to, gdyby ktoś na niego spojrzał, stwierdził by, że to nie możliwe. Wszystko dlatego, że myśli zaprzątała mu jeszcze jedna rzecz, która - choć bardzo nie chciał - była ważniejsza. W kółko powtarzał to, co ma przekazać dwudziestosześciolatkowi, jakby bał się, że o czymś zapomni. Nic dziwnego, od kilku dni mało spał i generalnie nie prezentował się zbyt dobrze. Cała ta pokręcona sprawa z mordercami za bardzo go pochłonęła. Jednak w całym tym bałaganie tlił się promyk radości w postaci Any, która dbała o zapracowanego dwudziestoczterolatka niejednokrotnie będąc również ogromnym wsparciem. Jeszcze teraz ta świadomość, że dziewczyna jest w ciąży, że to jego dziecko nosi w sobie, dodawała mu swego rodzaju siły. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to prawda i za każdym razem, gdy wspominał moment, w którym blondynka oznajmiła mu, że jest w ciąży jego serce przyśpieszało z radości.
Nagle przypomniał sobie o pewnym istotym szczególe. Zaczął się zastanawiać, co stało się z rudowłosą dziewczyną, z którą kiedyś się spotykał.
Po dłuższej chwili pojawił się Nathaniel. Nie miał pojęcia dlaczego Olivier wybrał na spotkanie inne miejsce niż zawsze, ale nie miał ochoty nawet o to pytać. Domyślał się odpowiedzi. Westchnął ciężko, po czym powiedział:
- Oddałem miecz do analizy. - Zabawne jak wiele kosztowało go to wyznanie. Dla niego było to niczym przyznanie się do błędu.
- Jaki miecz? - Uniósł jedną brew.
- Ten, który zgubił któryś z naszych morderców.
- Ah - przypomniał sobie tamten moment. - Racja - mruknął. - I co?
- Czekam na wyniki. Mają być dziś.
- Potem mi opowiesz - stwierdził. - Wiem, że tamta dziewczyna, ta ruda pamiętasz? - Blondyn lekko skinął głową. - To Viktoria Kelly. Na pewno.
- Skąd ta pewność? - Zapytał zaciekawiony.
- Byłem raz jeszcze u ojca Natalie - zaczął, dokładnie przypominając sobie każdy szczegół. - One nie zginęły.
Westchnął ciężko, przekręcając kluczyki w stacyjce. Coś mu nie pasowało w całej tej historii, był pewien, że brakuje im jakiegoś elementu układanki. Dlatego też, postanowił raz jeszcze udać się do Hawthrone, sam. Nie mówił Nathanielowi o swoim pomyśle, bo wiedział, że ten go zaraz skrytykuje, ale Olivier czuł, że musi złożyć wizytę mężczyźnie nazwiskiem Mitchell.
Droga ciągła się w nieskończoność, a przynajmniej jemu się tak zdawało. Promienie jesiennego słońca raziły go w oczy, a auto leniwie toczyło się po drodze. Co jakiś czas przyśpieszał jeszcze bardziej, aby pozbyć się tego okropnego uczucia, że grzebie się niczym mucha w smole, jednak ono cały czas powracało. W międzyczasie zastanawiał się, czy ojciec jednej z podejrzanych przypadkiem czegoś nie ukrywa. Głowił się też nad tym, jakim cudem dwie szesnastoletnie dziewczyny dały radę sfingować własną śmierć. Spotkał się z wieloma przypadkami fałszywych zgonów, ale ten był wyjątkowo dziwny i Lavelle czuł, że coś musi być nie tak.
Nurtowała go też Natalie. Przypominała mu dziewczynkę ze zdjęcia w każdym calu. Problem tkwił w tym, że Nathaniel tego nie widział, a nawet gorzej - był z nią w związku. Może to jednak ja mam paranoję? - Myślał. - Może ma rację, że to nie ona? - Nie mógł być niczego pewien, dlatego potrzebował dowodów, dlatego musiał przycisnąć trochę ponad czterdziestoletniego mężczyznę.
CZYTASZ
Killer Queen
Fanfic"Biegły co sił w nogach, poprzez pola obsiane pszenicą. Nie odwracaj się - powtarzała sobie w myślach brunetka; była ledwie kilka metrów przed swoją przyjaciółką. Ktoś je gonił i najwidoczniej nie zamierzał przestać. Dziewczyna gwałtownie się zat...