ROZDZIAŁ SZESNASTY.

177 17 4
                                    

   - Boli - mruknęła, powoli otwierając oczy. Czuła nieprzyjemny, rwący ból w okolicach brzucha. Niczym w amoku podniosła się z łóżka i od razu runęła na ścianę, sycząc z bólu. Dwoiło jej się w oczach, a wszystko wokół wirowało. Mimo to wyszła z pokoju podpierając się o ścianę. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że jest w domu.

   Nogi jej się trzęsły. Były niczym z waty i ledwo szła powłucząc nimi na przemian. Zatrzymała się u szczytu schodów, spojrzała w dół i poczuła jak leci. Jednak zamiast zderzenia z twardą podłogą poczuła miekki materiał. I lawendę.

   - Czy ty możesz choć raz nie włazić mi pod nóż i grzecznie siedzieć na dupie? - Syknął, niosąc ją z powrotem do pokoju.

   - Boli - ściskała w ręce jego bluzę.

   - Więc się zamknij.

   Delikatnie ułożył dziewczynę na łóżku. Czuła jego niechęć. Zastanawiało ją jednak, dlaczego nie pozwolił jej spaść.

   - Boli - powtarzała, zwijając się w kłębek.

   - To się kurwa zamknij, albo poderżnę ci gardło. - Warknął, przystawiając jej zimną stal do szyi. Starała się go odepchnąć, ale nie miała na tyle siły. Ból ją obezwładniał. Chłopak ustąpił jednak pod wpływem niewielkiego nacisku. - Siedź tu. Nie będę cię pilnował. - Oznajmił, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.

   - Jeffrey... - Nie miała nawet sił, by pożądnie przeklnąć.

   Tak łatwo go zdenerwować - pomyślała. - Ale pomógł mi. Jest psycholem, ale chyba jednak coś tam w środku nadal walczy. Mały chłopiec krzyczący, że nie chce tego robić. Jednak cała reszta, ta otoczka, którą wokół siebie zbudował, zwyczajnie go zagłusza przez co jest, jaki jest - stwierdziła. - Zagubiony sam w sobie.

   Natalie dużo myślała odkąd morderca wyszedł z pokoju. Powoli zaczynało do niej docierać, że chyba sama krok po kroku upodabnia się do niego. Od dziecka zapatrzona w siebie z syndromem "nic mnie to nie obchodzi" wypisanym na twarzy, teraz zaczęła to naprawdę dostrzegać. Przez te pięć ostatnich lat, odkąd "zaprzyjaźniła" się z Jackiem i Jeffem bardzo się zmieniła. Kiedyś wyrzuty sumienia dawały o sobie znać, chciały ją od tego odciągnąć, ale ta wiedząc, że nie może uciec, bo i tak ją znajdą, nie ważne gdzie się schowa, udawała, że ich nie słyszy. Im dłużej je ignorowała tym bardziej ich głos cichł, aż w końcu zniknął całkowicie. Bywają chwile, w których Natalie znów pragnie je usłyszeć i próbuje je ożywić, ale to nic nie daje. One już nie wrócą.

   Stała nad łóżkiem, na którym leżała zamordowana kobieta. Ręce jej się trzęsły, a serce obijało się o klatkę piersiową tak mocno, że dziewczyna była pewna, iż zaraz zrobi w niej dziurę i wyskoczy. Nie mogła uwierzyć, że to ona ją zabiła, że naprawdę posunęła się do tak makabrycznej zbrodni.

   - Oh, no brawo - usłyszała za plecami. - Zrobiłaś to bez mojej pomocy. Szczerze wątpiłem, że ci się to uda.

   Zielonooka powoli obróciła się w stronę Jeffa i powiedziała:

   - Nie jestem tak słaba za jaką mnie masz. - Nagle wstąpiła w nią niezmierzona odwaga i pewność siebie.

   - Przepraszam, że cię nie doceniłem - powiedział, lekceważącym tonem głosu.

   - No ja mam nadzieję. - Przyglądała mu się uważnie, studiując jego twarz. Blizny ciągnące się od kącików ust wcale nie dodawały mu uroku. Jeszcze te cienie wokół oczu. Ale jedno musiała przyznać, ten diabelski odcień jego tęczówek był piękny.

Killer QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz