Rozdział 4

5.1K 358 47
                                    

- Hej aniołku, pora wstawać - powiedział Hugo, czułym głosem.

- Nie torturuj mnie, ja dopiero co zasnęłam - odparłam sennie, okrywając się szczelniej kocem.

- Diana.

Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na niego, zaciekawiona jego łagodnym głosem.
Leżał na łóżku, podpierając głowę dłońmi i uśmiechając się do mnie.

- Co ty taki wesoły z rana? - zapytałam, czując jak znów rumieńce pchają mi się na policzki.

- Bo obudziłem się i od razu zobaczyłem, najpiękniejszą istotę na świecie - jego usta rozciągnęły się w maksymalnie szerokim, cudownym uśmiechu.

Odkręciłam się do niego plecami i schowałam głowę pod kocem, czując się okropnie speszona jego słowami.

- Diana.

- Śpię!

- Diana - tym razem szepnął mi prosto nad uchem, co wywołało przyjemny dreszcz na moim ciele - Wszystkiego najlepszego - dodał tym samym głosem i położył coś małego, obok mojej głowy.

Usłyszałam jak wstaje i wychodzi z pokoju. Przez chwilę siedziałam nadal ukryta pod kocem, próbując ochłonąć. Wychyliłam głowę i zobaczyłam małe pudełko. Usiadłam i otworzyłam je. Nie spodziewałam się takiego prezentu od niego.
Trzymałam na dłoni małą, błękitną kulkę, w której wnętrzu można było dostrzec wodę. To nie była zwykła rzecz, tylko magiczna. Kiedyś tata mi mówił, że niektóre istoty magiczne obdarzone mocą żywiołu, nauczyły się tworzyć takie kulki, ale wymaga to wyjątkowej energi, dlatego nie wszyscy to potrafią. Są małe, ale gdy się je użyje mogą spowodować wiele szkód lub uratować kogoś. W naszej wiosce od dawna nikt takiej nie stworzył...

W pudełeczku była też karteczka:

Twoja własna, jednorazowa moc. Użyj jej mądrze... jeśli potrafisz diabełku.

Nie mogłam uwierzyć, że Hugo potrafił stworzyć taką kulkę. On ledwo panował nad swoją mocą. Może dostał to od kogoś innego?
Przez kilkanaście minut przyglądałam się mojemu prezentowi, zastanawiając się czy jest coś, czego mój przyjaciel mi nie powiedział.
W końcu wstałam i poszłam do swojego domu. Po drodze nadal przyglądałam się tej kulce, aż zobaczyłam jak woda w jej środku przybiera pomarańczowej barwy i usłyszałam szept...

Diana... On... znajdziesz... uważaj...


Głos, który byłam pewna, że należał do Lucy ucichł, tak samo szybko jak się pojawił.
Tyle lat ten głos był niewyraźny i zniekształcony, przez co nie rozumiałam żadnego słowa. Teraz gdy wreszcie jest wyraźny, słowa są pojedyńcze i nie mają żadnego sensu. Poirytowana tym wszystkim co się ostatnio dzieje, wpadłam do domu trzaskając drzwiami.

- Diana, miałaś się dziś zająć ogródkiem! - zawołała mama, gdy minęłam ją bez słowa, kierując się do swojego pokoju - Nie interesują mnie twoje fochy, masz obowiązki więc je wypełniaj - dodała stanowczo, a ja spojrzałam na nią z wściekłością i zamknęłam drzwi od pokoju.

Mama nie przyszła do mnie. Zawsze przysyłała tatę bo ona nie chciała być tą złą, która musi ustawić mnie do pionu. Usiadłam na łóżku i czekałam. Po kilkunastu minutach, usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili tata wszedł do środka po mimo, że go nie zaprosiłam. Siedziałam naburmuszona nie obdarzając go ani spojrzeniem, ani rozmową. Westchnął ciężko i podszedł do okna. Nie patrząc na mnie, zaczął swój monolog.

- Rozmawiałem z Sarą, jeśli można nazwać to rozmową bo to raczej ona mówiła, dość ostro i bardzo nieprzyjemnie. Ważne jest to, że dzięki niej coś zrozumiałem. Za bardzo starałem się uchronić cię przed resztą świata, przez co wszystko tylko pogorszyłem. Dlatego dziś, zabiorę cię na mój patrol o osiemnastej. Zobaczysz jak wyglada świat poza naszą wioską.

Szepty Feniksa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz