Rozdział 26

3.6K 264 22
                                    

LUCY

Nie miałam już sił. Wciąż musiałam używać na zmianę magi żywiołów, odpierając ataki mutantów uważając przy tym, aby ich nie zabić.
Wioska była doszczętnie zniszczona, nie tylko budynki, ale również ziemia i wszelka roślinność wokół.

- Chętnie bym ich wszystkich przysmażyła, aby już nie mogli się ruszyć - powiedziałam zirytowana, odrzucając z trudem kolejne bestie, magią powietrza.

- Gdybym miała taką moc już dawno bym to zrobiła - odpowiedziała Sara, podbiegając do mnie.

Elfka chciała mi pomóc, ponieważ ewidentnie większość besti i mutantów atakowali mnie, Dragona oraz próbowali się przebić przez barierę do Tengela.

- A gdzie się ulotnił Marco? - spytała, jednocześnie tworząc niewielki powietrzny wir.

- Wygnałam mojego "rycerza" bo chciał zabić, każdego kto choćby próbował się do mnie zbliżyć - odparłam z dezaprobatą.

W tym momencie, większość mutantów nagle zatrzymało się zaprzestając walki. Rozglądali się dookoła zdezorientowani.

- Chyba Diana, pokonała Dżiny - powiedziałam czując ulgę.

W samą porę. Nie da się walczyć wiecznie, a ich ciągle przybywało. - pomyślałam, rozgladajac się wokół na pozostałych.

Walczyli już tylko nieliczni, ci którzy dobrowolnie dołączyli do Fransisco. Po mimo iż mieszkańcy również z trudem odpierali ataki to widząc, że mają teraz szansę ich pokonać nabrali nowej energi.

Sara bez słowa pobiegła na drugi koniec wioski tam, gdzie był jej syn, a ja ruszyłam za nią. Dzisiejszego poranka, każdy mógł zginąć i doskonale rozumiałam o czym teraz myśli i czego boi się zobaczyć.

Hugo i Tomas leżeli nieprzytomni, kilkanascie metrów od pozostałych, mając liczne rany i poparzenia. Elfka mając strach w oczach, błyskawicznie znalazła się przy nich.

Diana, Liliana jak i reszta, również leżeli na ziemi nieprzytomni, lecz bez większych obrażeń.
Odetchnęłam z ulgą iż wszyscy żyją, choć byłam zaskoczona, że serce złotowłosej nadal wybija słaby, nierówny rytm.

W otwartej dłoni Diany, dostrzegłam drobinki zniszczonego Kryształu. Domyślałam się co się stało. Zrobiłabym to samo. Za wszelką cenę ratowałabym przyjaciół.
W tamtej chwili, gdy wszystkie bliskie jej osoby były atakowane jej serce, musiało odczuwać wiele emocji, nad którymi nie była wstanie zapanować.

Skierowałam się w stronę synów moich przyjaciółek.
"Sara jako matka... - mimowolnie pomyślałam, próbując wyobrazić ją sobie w tej roli - Chaos i tragedia"

Uklęknęłam obok nich i położyłam prawą dłoń nad sercem Hugo, a lewą nad Tomasa, po czym skupiłam się na odpowiedniej części mocy.
Wszelkie obrażenia zniknęły prawie natychmiast, a oni zaczęli oddychać głęboko.
W oczach mojej przyjaciółki, zobaczyłam ulgę i ogromną miłość.

- Czy to są te Dżiny? - spytała zaskoczona Sara, wskazując na dwie dziewczyny i chłopaka, leżących nieopodal.

Po niebieskich istotach, nie było już żadnego śladu. Zostali oczyszczeni i teraz byli zwykłymi ludźmi.

- Tak, ale brakuje chyba jednego - odparłam, szukając wzrokiem czwartego Dżina.

Fransisco poruszył się odzyskując powoli przytomność, ale Sara nie pozwoliła mu na to. Z impetem uderzyła w niego powietrzem.
Spojrzałam na nią marszcząc brwi.

- No co?- powiedziała, widząc moją minę - Jestem dobroduszna, niech sobie pośpi jeszcze chwilę- dodała, nawet nie próbując ukryć prawdziwych intencji.

Szepty Feniksa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz