Rozdział 3

5.6K 381 26
                                    

Zobaczyłam Lucy, stojącą plecami do mnie przy wielkim ognisku. Zawiał wiatr, który unosił delikatnie jej piękne włosy. Przechyliła głowę na bok, dzięki czemu mogłam po raz pierwszy zobaczyć jej rysy twarzy - była piękna. Ale im bardziej się jej przyglądałam, tym wyraźniej widziałam, że jesteśmy do siebie podobne. Chciałam do niej podbiec, porozmawiać, chciałam ją wreszcie poznać. Jednak nie mogłam ruszyć się z miejsca. Stałam jak sparaliżowana. Spojrzałam przestraszona na Lucy, w tym momencie płomienie z ogniska zaczęły owijać ją. Stała spokojnie, bo nic jej nie robiły. Widziałam jak szepcze coś do nich, po czym płomienie opuściły jej ciało, wijąc się teraz po ziemi w moim kierunku.
Potwornie się bałam, nie rozumiałam co się dzieje. Spojrzałam ponownie w stronę ogniska, ale jej tam już nie było.
Płomienie oplotły teraz mnie lecz zauważyłam z ulgą, że ich żar jest tylko ciepły i uspokajający. Czułam w nim moc Lucy, a po chwili usłyszałam także jej szept...

Diana... znajdź go... pomoże... Diana... jedyna... niebezpieczne...

- Nie rozumiem! Proszę, ja chcę ci pomóc, ale nie rozumiem twoich słów - krzyczałam, mając nadzieję, że odpowie.

- Diana! - usłyszałam ciepły głos mojej mamy.

Poczułam jak kładzie dłonie na moich ramionach i delikatnie mną potrząsa.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jej zatroskaną twarz.
Byłam zdezorientowana, widząc gdzie jesteśmy. Obie klęczałyśmy na ziemi, kilka metrów od naszego domu. Nadal była noc, a srebrzyste światło księżyca w pełni, oświetlało wszystko wokół.

- Chyba lunatykowałam, przepraszam mamo - powiedziałam uśmiechając się i wstając z ziemi.

- Diana, czy coś się wydarzyło? - zapytała z powagą.

- Nie, dlaczego pytasz?- nie mogłam jej powiedzieć o moim śnie, martwiłaby się jeszcze bardziej.

- Kochanie, wokół ciebie była przez chwilę ognista aura.

Spojrzałam na nią zaskoczona. Przecież to był tylko sen, więc jak to możliwe? Miałam coraz większy mętlik w głowie. Pierwszy raz usłyszałam wyraźnie kilka słów, jakie wyszeptał do mnie tajemniczy, kobiecy głos. Teraz byłam pewna, że była to Lucy. Jednak, nadal nie rozumiałam co to oznacza.

- Mamo, ja nie wiem skąd ta aura. Ale zapewniam cię, że nadal nie mam żadnej mocy. Proszę, nie mów tacie, wiesz jak bardzo jest zawiedziony, że jestem zwykłym człowiekiem - powiedziałam błagalnie, czując ból w sercu.

- Nie powiem mu ale nie myśl, że jest zawiedziony tobą. Kocha cię i martwi się. Gdybyś miała moc, miałabyś większe szanse przeciwko mutantom. Wiesz przecież, że chcą zmienić wszystkich zwyczajnych ludzi, w magicznych. A ta aura...

- Nic nie poradzę na to, że ja odczuwam to inaczej. A aura, może być spowodowana czymkolwiek - zaczynałam czuć się źle. Nie chciałam się z nią kłócić.

- Diana porozmawiajmy, nie uciekaj od problemów - zawołała, gdy ja ruszyłam w stronę domu.

Nic jej nie odpowiedziałam, tylko skierowałam się w zupełnie innym kierunku. Byłam pewna, że domyśli się gdzie idę.
Zawsze, gdy pojawiał się temat mojego braku mocy, uciekałam do Hugo. Tylko on mnie rozumiał i potrafił oczyścić moją duszę z ogromnej złości jaką czułam.

Tata był bogiem i wierzył, że ja będę boginią mającą moc tak jak on. Jednak widziałam w jego oczach zawód gdy dorastałam, a moja moc się nie ujawniała. Wiem, że mnie kocha i się o mnie martwi, ale nie potrafię myśleć inaczej. Nie jestem taka jakiej oczekiwał, nie potrzebowałam mocy, ale pragnęłam jej tylko po to, aby w końcu był ze mnie dumny.

Zapukałam w okno od pokoju Hugo, które było z tyłu jego domu. Stałam tam chwilę czekając aż mi otworzy. Przez to, że byłam wściekła i smutna zapomniałam, że nie ma możliwości abym go w ten sposób obudziła. Wysłałam w jego stronę wiązankę przekleństw, głośniej niż chciałam. Zamierzałam już odejść gdzieś, gdzie będę mogła się uspokoić, ale w tym momencie zobaczyłam Ciocie Sarę, idącą do mnie w piżamie i szlafroku.

- Słonko, coś się stało? - zapytała z troską - Mogłaś zapukać w drzwi, przecież wiesz, że tylko ja się obudzę - dodała z uśmiechem.

Kochałam Sare, prawie tak mocno jak mamę, dlatego w tej chwili łzy napłyneły mi do oczu i przytuliłam się do niej.

- Chodźmy do środka, nie będziemy tu się tak obściskiwać po nocy i w ukryciu, jeszcze ktoś będzie miał brudne myśli - uśmiechnęła się i zaprowadziła mnie do kuchni.

Nie protestowałam, potrzebowałam z kimś porozmawiać, wyrzuć z siebie to co mnie dręczy od tylu lat. Do tej pory, mówiłam o wszystkim tylko Hugo. Jednak w tej chwili, potrzebowałam kogoś takiego jak Sara.

- Więc mów, po co dobijałaś się po kryjomu do pokoju mojego syna i do tego tak brzydko się wyrażałaś? - powiedziała z groźną miną. Gdy siedziałyśmy już przy stole, z kubkami gorącej herbaty.

- Chodzi o to, że jestem zwykłym człowiekiem - odparłam trochę za ostro.

- A jest w tym coś złego? Twoja mama też jest zwykłym człowiekiem. Wiem, że mieszkają tu sami magiczni i tylko wy dwie nie macie mocy... - Sara również przybrała ostry ton.

- To nie o to chodzi, że to jest złe, to nie mi przeszkadza, że nie mam mocy - przerwałam jej, a ona pozwoliła mi na to - Lucy, była córką boga i ludzkiej kobiety, ale urodziła się z mocą i to ogromną. Tata chyba miał nadzieję, że ze mną będzie tak samo. A wyszło na to, że zawiodłam jego oczekiwania.

Sara oparła się o krzesełko i napiła się herbaty, zastanawiając się co mi odpowiedzieć.

- Jesteś podobna do Lucy - zaczęła ze smutnym uśmiechem - Jednak, różnica między wami nie polega na mocy. Lucy miała trudne życie. Od początku wiedziała, jak wielka spoczywa na niej odpowiedzialność. Mimo to była wspaniałą osobą, którą wszyscy kochali. Robiła wszystko dla innych, odsuwając na bok własne potrzeby i uczucia. Ty Diana, będąc pod kloszem ojca jesteś rozpieszczona i nie odczułaś zagrożenia od strony mutantów. Nadal jesteś dzieckiem, dlatego Dragon tak bardzo martwi się, że bez mocy nie będziesz w stanie się bronić...

- Dziękuję Ciociu, ja już chyba pójdę - powiedziałam wstając z krzesełka. Musiałam przemyśleć jej słowa,  wiedziałam, że ma racje.

- Poczekaj, jak chcesz to idź do Hugo, a ja zadzwonię do twojej mamy żeby się nie martwiła - wiedziała, że nie chcę narazie wracać do domu.

- Dziękuję Ciociu - ruszyłam w stronę jego pokoju, ale zatrzymałam się i dodałam - Zachowuję się jak dziecko, bo nie chcę przypominać jeszcze bardzie Lucy. Wiem, że tata widzi ją we mnie.

Szybko skierowałam się do pokoju przyjaciela, chamując napływające do oczu łzy. Wzięłam koc i położyłam się na materacu, który leżał na podłodze.
Zdarzało się, że u nich nocowałam, ale zawsze przechodziłam w nocy z pokoju gościnnego i kładłam się koło Hugo. Gdy byliśmy jeszcze dziećmi to było to urocze, ale później mój tata kategorycznie zabronił mi tam spać. Pokłócił się o to z Sarą, bo ona nie widziała w tym nic złego. Jednak mój donośny krzyk rozpaczy sprawił, że tata poszedł na kompromis. I tak o to, mam swój materac w jego pokoju.
Czasem poprostu wystarczyła mi jego obecność, aby poczuć się lepiej.
Szybko zasnęłam, ale nie pospałam długo, bo ten kretyn oczywiście musiał mnie obudzić...



Szepty Feniksa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz