Rozdział 5

4.9K 348 55
                                    

- Dlaczego tato? Przecież jesteś bogiem. Nie możesz umrzeć - szeptałam wtulona w niego, próbując powstrzymać ból, który ściskał mi serce.

- Kochanie, jeszcze długo cię będę męczył swoją osobą - żartował, chcąc mnie pocieszyć - Każdy kiedyś umiera, nawet bogowie.

- Dragon, co tak długo was nie było? Wszyscy czekają na ognisko! - zawołała mama, przez okno w kuchni.

- Już słonko! - odpowiedział tata z uśmiechem, po czym zwrócił się do mnie - Jutro o tym porozmawiamy. A teraz, zapomnij o wszystkim i baw się.

Pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę ogromnego stosu z drewna. W tym samym momencie, podbiegł do mnie Hugo. Uśmiechnięty od ucha do ucha, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę stosu, gdzie zebrała się już cała wioska. Mieliśmy taki zwyczaj, że u każdego w osiemnaste urodziny, zbierali się wszyscy przy wielkim ognisku. Ponieważ wtedy moc istoty magicznej, staje się pełna, a ich jest tak niewielu. Dlatego świętujemy ten dzień wspólnie, pamiętając o tych, którzy ją stracili.

- No nareszcie - zawołała Sara, widząc mojego tatę i mnie ciągniętą za nim, przez Hugo - Staruszku, odpalaj smoka - dodała z diabelskim uśmiechem.

- Więcej szacunku do Swojego Boga, nędzna kreaturo - odparł dumnie mój tata.

- Nie nadymaj się, bo pękniesz - Sara musiała mieć ostatnie zdanie, dlatego odeszła nie czekając, aż jej się odgryzie.

Wspominałam, że ich przyjaźń jest nietypowa?
Tata uśmiechnął się, westchnął zrezygnowany i spojrzał na tłum, stojący wokół stosu ( w wiosce mieszkało, około dwustu osób). Wszyscy radośnie wołali jego imię, czekając na rozpoczęcie urodzin.
Bóg znów przybrał swą zwierzęcą formę, skierował głowę ku niebu, otworzył swoją paszczę, z której po chwili wydobył się ogień. Płomień przybrał kształt węża i wił się metr nad głowami mieszkańców. Po chwili, zakończył swój pokaz, wpełzając w środek stosu i zapalając go.
Później wszyscy składali mi życzenia, trochę prezentów, jedzenie, muzyka - wszystko to co powinno być na urodzinach.
Hugo wciągnął mnie w wir zabawy, a atmosfera radości, wszystkich wokół sprawiła, że na chwilę zapomniałam o swoich zmartwieniach.
Tańczyłam właśnie z Hugo koło ogniska (Jeśli można nazwać tańcem, nasze dziwne ruchy), śmiałam się i byłam szczęśliwa.

Diana...

Zatrzymałam się, słysząc znajomy kobiecy szept, wydobywający się z płomieni. Zamknęłam oczy i skupiłam się na nim, ignorując wszystko wokół mnie.

... Tengela... teraz... Tengela... DIANA IDŹ...

Szepty ucichły, a ja otworzyłam oczy. Hugo patrzył na mnie z troską, czekając aż głos ucichnie. Wzięłam go za rękę i bez słowa z poważną miną, ruszyłam w stronę domu, gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać. Oboje usiedliśmy na moim łóżku w pokoju.

- Co się stało? - zapytał, nierozumiejąc mojego zachowania.

- Te szepty, które zawsze były tylko szumem... to głos Lucy. Słowa zaczynają być wyraźne, ale nie rozumiem co chce mi przekazać - powiedziałam zdenerwowana.

- Bogini Lucy? - zdziwił się - Od dawna są wyraźne? Co mówi? - dopytywał się z poważną miną.

- Od wczorajszej nocy, chyba chce abym odnalazła Tengela.

- Twojego wujka? Ale dlaczego?

- Tego nie wiem.

- Musimy powiedzieć twojemu tacie - powiedział stanowczo i wstał z łóżka - Diana, sama nic nie zrobisz. On będzie wiedział, jak to rozwiązać. Zabierze cię do Tengela...

- Nie - przerwałam mu, nadal siedząc na łóżku - Nic mu nie powiem - odparłam również stanowczo.

- To jest poważna sprawa, nie możesz tego zachować dla siebie i zachowywać się tak nieodpowiedzialnie - uniósł głos i mówił jakby tłumaczył to dziecku.

Sam przecież prawie zawsze jest dziecinny. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, spoglądając na mieszkańców wioski, którzy nadal śmiali się i tańczyli wokół ogniska.

- Jeśli tata wyruszy ze mną do Tengela, to bariera zniknie. Mam pozwolić na to, aby mieszkańcy byli w niebezpieczeństwie, przez szepty bogini, która jest uśpiona? Nawet nie wiem, dlaczego mam do niego iść - odparłam ze smutkiem i spojrzałam na niego - Nie wiem dlaczego wybrała mnie, jestem bezużyteczna, ale skoro ja mam iść do Tengela, to pójdę, ale sama.

- Chyba masz rację, przepraszam - powiedział ze skruchą - Nie podejrzewałem u ciebie, nawet odrobiny zdrowego rozsądku - uśmiechnął się delikatnie.

- Wyrusze, gdy wszyscy pójdą spać. Zostawię list rodzicom, a ty powiesz, że o niczym nie wiesz i...

- Zgłupiałaś? - przerwał mi - Nigdzie sama nie pojdziesz - powiedział ostrym głosem.

- Diana, jesteś tu? - usłyszałam za drzwiami głos taty, a po chwili wszedł do pokoju - Co wy tu robicie sami i to po ciemku? - zapytał oskarżycielsko.

Razem z Hugo dopiero się zorientowaliśmy, że faktycznie nie zapaliłam światła, a pokój oświetlał jedynie żar ogniska, który był na wprost mojego okna.

- Rozmawiamy tylko - odparłam spokojnie.

- Po ciemku? Hugo, chyba już czas na Ciebie! - powiedział groźnie - Wszyscy powoli się rozchodzą.

- Jak to? Przecież nadal się bawią, a nawet nie ma jeszcze północy - odparł, nierozumiejąc o co chodzi mojemu tacie.

- To bez znaczenia, ty masz się zbierać do domu.

- Nie wiem dlaczego pan mnie tak nie lubi- powiedział Hugo, z gniewną miną i ruszył w stronę drzwi - Diana, porozmawiamy JUTRO - dodał wychodząc i specjalnie podkreślając ostatnie słowo.

- Co to miało być tato? - zapytałam zła na niego.

- Poprostu go nie lubię i tyle - odparł spokojnie - Idziesz już spać, czy wyjdziesz do nas?

- Idę spać! - powiedziałam ostro, dając mu do zrozumienia, że jestem na niego zła.

Tata westchnął z rezygnacją i wyszedł. Patrzyłam przez okno, jak podchodzi do mamy, przytula ją, całuje, a po chwili kołyszą się, wtuleni w siebie  nie zważając, że muzyka nie jest odpowiednia do takiego tańca.
Zawsze można było dostrzec, jak bardzo się kochają...
Łzy spływały mi po policzkach, bo musiałam ich zostawić, wiem jak bardzo będą się martwić o mnie. Jednak nie mam innego wyjścia.
Zaczęłam się pakować.
Gdy nareszcie wszyscy się rozeszli, a rodzice poszli spać, ja wymknęłam się przez okno w pokoju, zostawiając im na łóżku list.
Po cichu "pożyczyłam" konia, od rodziców Hugo. Wsiadłam na niego i wyjechałam z wioski.
Było cholernie ciemno, a ja potwornie się bałam. Ponaglałam zwierzę, aby szybciej biegło. Ogromnie się cieszyłam, że nauka jazdy konnej była obowiązkowa, chociaż mi to nie przeszkadzało, bo uwielbiałam konie.
Po godzinie szybkiej jazdy, zwierzę zwolniło nie mając już sił. Zatrzymaliśmy się niedaleko rzeki, gdzie mógł odpocząć.
Usiadłam na trawie, próbując powstrzymać strach jaki mnie coraz bardziej ogarniał. Niestety, miałam pecha już na samym początku mojej podróży.
Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Spojrzałam w prawą stronę i zobaczyłam kilka metrów od siebie, dwie jarzące się czerwienią kropki, około dwa metry nad ziemią. Po chwili z tej samej strony usłyszałam groźne warczenie, a kropki zaczęły się ruszać, przybliżając się w moją stronę. Powoli wstałam i cofałam się w stronę rzeki. Wiedziałam, że to co się zbliża w moją stronę, na pewno nie chce się tylko przywitać. Jeśli zdążę wejść do wody, zanim mnie zaatakuje, będę uratowana.
Wilkołaki, nie umieją pływać...

Szepty Feniksa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz