Rozdział 9

4.3K 335 39
                                    


- Przepraszam Diana, błagam cię, wybacz mi. Ja naprawdę nie chciałem... - mówił z rozpaczą w głosie.

- Hugo, nie rozumie. Wytłumacz mi, co to było przed chwilą? - odsunęłam się delikatnie od niego, nadal czując strach.

Spojrzał na mnie ze smutkiem, również odsuwając się. Na pewno zorientował się jakie wywołał u mnie emocje, a moje odtrącenie go, musiało go zranić.

- Jestem w połowie Elfem i Ogrem - zaczął mówić, unikając mojego wzroku - Moi rodzice nie wiedzą o tym, bo znając ich zaczeliby panikować - westchnął ciężko i po chwili pełnej ciszy, w której wstrzymywałam oddech, kontynuował - Mogę się zmienić w Ogra kiedy chcę, ale nie panuję nad nim... nad Ogrem, w którego się zmieniam. W jednej chwili jestem sobą, lecz za moment mogę być potworem żądnym krwi, którego przed chwilą widziałaś.

Nie wiedziałam jak mam zareagować na jego słowa. To było jak zły sen, z którego chciałam się obudzić.

- Jak... jak to możliwe? - zapytałam po chwili, drżącym głosem.

- Sam chciałbym wiedzieć - spojrzał mi w oczy, a jego były przepełnione cierpieniem - Diana, ja obiecuję, że już nigdy nie zobaczysz tego potwora, który jest wewnątrz mnie.

- Hugo, uratowałeś mnie przed tym wilkiem - próbowałam go pocieszyć, lecz sama nie byłam przekonana do swoich słów - Przecież ty jesteś Ogrem, nie ma w tobie żadnego potwora.

- Z jakiegoś powodu, moja Ogrza postać jest... dzika. Czuję potrzebę zabicia kogoś, skrzywdzenia. To instynkt morderczej besti, tak jak u zwierząt - powiedział z odrazą, ponownie unikając mojego wzroku - Za każdym razem gdy staje się nim, tracę część siebie, swojej duszy.

Chciał wstać z ziemi, na której nadal siedzieliśmy, lecz gdy tylko się poruszył, zwinął się z bólu. Trzymał się za lewy bok, a ja dopiero teraz zauważyłam, że jego bluzka nasiąka coraz bardziej krwią...

- Cholera Hugo, jesteś przecież ranny!

Krzyknęłam przerażona, martwiąc się o niego. Kompletnie zapomniałam, że wampir wbił w niego swoje pazury, które idealnie mogą zastąpić białą broń.
Pomogłam mu wsiąść na konia, bo nie był wstanie iść. Lecz te ruchy wywołały kolejną falę bólu, a krwi było coraz więcej.
Szłam szybko, prowadząc oba konie i pilnując, aby Hugo nie spadł ze swojego. Tracił powoli przytomność.
Gdy dotarliśmy po kilkunastu minutach do wioski, nikt nie chciał pomóc mojemu przyjacielowi. Bali się, unikali nas, a ci którzy się łaskawie odezwali, kazali nam stąd odejść. Jednak nie wiedziałam czy to z niechęci do nas, czy raczej dla naszego bezpieczenstwa nie chcieli nas tu. Ich zachowanie wskazywało na to, że byli wystraszeni czymś.

Zobaczyłam dziewczynkę biegnącą w naszą stronę, a zaraz za nią szła kobieta. Ucieszyłam się widząc je, bo to ich uratował Hugo i widocznie mieszkańcy im pomogli.
Dziewczynka o błękitnych oczach, przystaneła kilka kroków przede mną i delikatnie się uśmiechnęła.

- Tak się cieszę, że żyjecie - powiedziała kobieta, podchodząc do mnie - O bogowie! On jest ranny! - zawołała, gdy spojrzała na Hugo.

W tej samej chwili, chłopak tracąc całkowicie przytomność, zsunął się z konia, upadając na ziemię. Szybko uklękłam przy nim, położyłam jego głowę na swoich kolanach, a dłońmi uciskałam ranę. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a strach oblał serce. Przeraziłam się jego stanem, który wciąż się pogarszał, a ja nie wiedziałam co zrobić.
Kobieta pobiegła gdzieś, a po chwili była już spowrotem z dwoma mężczyznami. Jeden z nich wziął na ręce Hugo i szybko skierował się to jednego z domów. Drugi zajął się końmi.

- Spokojnie, oni mu pomogą. Chodź - kobieta mówiła łagodnym głosem, prowadząc mnie do mojego przyjaciela - Mam na imię Fibi, a ci ludzie są bardzo mili, ale byli zastraszani przez tego wampira i jemu podobnych, dlatego są ostrożni wobec obcych.

Weszłyśmy do małego pokoju, gdzie mężczyzna położył na łóżku Hugo. Zaraz za nami weszła młoda kobieta, uklękła koło łóżka, rozerwała jego koszulkę i przyłożyła ręcznik do rany.

- Przynieś mi ciepłej wody w misce - powiedziała z powagą do mężczyzny, po czym skierowała się do nas - A wy lepiej wyjdźcie. Potrzebuję ciszy i spokoju.

Fibi skinęła tylko głową i bez słowa, wyprowadziła mnie na zewnątrz. Nieprotestowałam, byłam jak lalka bez życia. Bałam się, że go stracę i to z powodu mojej głupoty. Co ja sobie myślałam wtedy? Przecież nie mam żadnej mocy, wampir od razu by mnie zabił. Jednak w tamtej chwili czułam, że byłabym wstanie go pokonać. Czułam w sobie siłę, odwagę. Naprawdę coś dziwnego się ze mną dzieje.

- Słonko, co tam się stało?
Co z wampirem? - zapytała Fibi, gdy czekałyśmy przed domem.

Spojrzałam na tą trzydziesto kilkuletnią kobietę, w której oczach dostrzegłam całą paletę wymieszanych uczuć. Przeniosłam wzrok na dziewczynkę, która wtuliła się w matkę. Przecież one straciły przed chwilą kogoś bliskiego. Jak mogą być takie spokojne?
Rozpłakałam się, a kobieta mnie przytuliła i zaczęła pocieszać.
Gdy po kilku minutach moje emocje nieco się uspokoiły, powiedziałam jej tylko, że wampir im już nie zagraża, bo mój przyjaciel go zabił. Lepiej, aby nie wiedzieli o Ogrzej mocy Hugo.

Odetchnęła z ulgą.
Młoda kobieta wyszła z domu, uśmiechnęła się i powiedziała, że mogę iść już do przyjaciela.
Od razu do niego poszłam, a kobiety weszły za mną.
Byłam zaskoczona, bo Hugo był już przytomny i uśmiechnął się słabo na mój widok. Nadal był osłabiony. Usiadłam ostrożnie obok niego na łóżku i położyłam swoją dłoń na jego. On delikatnie zabrał rękę i podłożył sobie pod głowę, a wzrok skierował na Fibi.
Czy mi się to tylko wydaje, że on mnie odtrącił?
Może to nic nie znaczący gest, ale poczułam przez niego ukłucie w sercu.

- Hugo do jutra będzie całkowicie zdrowy. Nie musisz się już o niego martwić - powiedziała młoda dziewczyna, stojąc obok nas - Jestem Klara, Elf uzdrowicielka - dodała z uśmiechem.

Spojrzałam na nią i dopiero teraz, zorientowałam się kim jest.
Miała duże, zielone oczy, blond włosy do pasa, zaplecione w warkocz i lekko spiczaste uszy.

- Jesteś istotą magiczną - stwierdziłam będąc w szoku.

- Tak Diana, a ty bardzo mi przypominasz Lucy...

Szepty Feniksa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz