Starałem się oddychać spokojnie. Zacisnąć pięści i nie dać się zniszczyć po raz kolejny. Cierpiałem, ale nie potrafiłem uciec. Nie mogłem odejść i po prostu żyć. Nie wiem, czy bardziej uzależniony byłem od niego, czy od papierosów.
Wychodzę na balkon i zapalam jednego.
On już znowu zdał sobie sprawę z własnych błędów. Znowu będzie mnie przepraszał.
A ja jak zwykle wybaczę mu wszystko i będziemy się pieprzyć w najbliższym dostępnym miejscu. Później znowu otrze moje łzy, ubierze się i zostawi mnie na kolejny tydzień.
Zaciągam się papierosem. To jedyne dobre uczucie, jakie mi się z nim kojarzy. Oprócz obezwładniającej toksycznej miłości, która powoli niszczy mi życie.
Nie wiem dokładnie, ile to już trwa.
Nie wiem, ile razy dławiłem się łzami, leżąc samotnie w zimnej pościeli.
Nie wiem, ile razy obiecałem sobie, że to zakończę.
Prawdopodobnie tyle samo razy, ile obiecywałem sobie rzucenie palenia.
Czuję, że staje obok mnie.
Jest zimno, a ja mam na sobie dresy i jego t-shirt. Sam ubrany jest podobnie. Nie patrzę na niego. Próbuję wpatrywać się w panoramę miasta nocną, jaka przed nami się roztacza. Mógłbym być zachwycony tym widokiem, ale zbyt mocno przypomina mi o nim. Jest jak on. Piękny widok, ale surowy i dostępny tylko w nocy.
Odpalam kolejnego papierosa.
Nie rozumiem, dlaczego wciąż tak stoimy. Nic nie dzieje się tak jak zawsze.
Zbieram się na odwagę i spoglądam na niego.
Wygląda zupełnie inaczej. Nie śmieje się, nie jest zły, nie jest obojętny.
Pierwszy raz widzę, że jest smutny.
Zszokowany, wpatruję się w jego piękną twarz.
Nie wiem, co powinienem powiedzieć.
Podnosi na mnie wzrok, a ja zupełnie nie wiem, czego się spodziewać.— Przepraszam — szepcze, zaskakując mnie po raz kolejny. Upuszczam papierosa.
— Co? — mówię odruchowo.
Spogląda mi w oczy.— Po prostu musisz wiedzieć, że ja też ciebie kocham, Stephan. Nie mogę cię stracić. Nie teraz. Nie... Nigdy. — W jego oczach widzę rozpacz, oraz coś tak niesamowitego, że przejmuje chyba całą moją zjebaną duszę. On mnie kocha. Widzę tam miłość, żal, smutek. Wszystko to, co pragnąłem, żeby w końcu przede mną wyznał. Żeby to pokazał, otworzył się. Zapewnił mnie, że to ma jakikolwiek sens.
Jeżeli może być jakiś sens w naszym popieprzonym związku.
Przeprosił mnie naprawdę.
Patrzę najpierw na niego, a potem na światła miast. Wzdycham.
Wyciągam z kieszeni moją ostatnią paczkę papierosów i wyrzucam ją przed siebie.
Chwytam jego twarz w dłonie i całuję jego zmarznięte usta.
Nic nie dzieje się tak jak zawsze.Bo wszystko się dopiero zaczyna. Tak naprawdę.
Nie wiem czemu mi się wcześniej usunął ten rozdział