Siedział przy barze w jakimś mało popularnym pubie, gdzieś w centrum miasta. Nie sądził, że mógłby wylądować w takim miejscu. Dookoła unosił się dym z papierosów, na parkiecie tańczyli jacyś pijani ludzie.
Siedział sam, popijając drugie z kolei piwo. Nie powinien, ale przecież uważał, że jego cudowna kariera i tak nie ma sensu.
Myślał o minionym sezonie. Udało mu się kilka razy pokazać całkiem solidne skoki, ale zdecydowanie to nie było to, czego oczekiwałby sam i jego trener.
Już nawet ci wszyscy młodzi zawodnicy, których zrobiło się nagle tak dużo, skakali o wiele lepiej. Na przykład ci młodzi Słoweńcy, Norwegowie, a nawet Włosi i Francuz. Ten jeden Francuz.
Myślał o tym, jak bardzo był do niczego. Ale nawet te egzystencjonalne rozmyślania przerywa gwar, jaki zapanował w lokalu.
Podnosi głowę, gdy słyszy, że przy wejściu zrobiło się jakieś zamieszanie.
Widzi grupkę młodych ludzi, których zatrzymuje ochroniarz. W końcu to knajpa dla pełnoletnich.
Nie ma nic konkretnego do roboty, więc przygląda się tym młodym, kłócącym się ludziom. Jeden z nich tłumaczy, że już tu przychodzili. W pewnym momencie wydaje mu się, że poród nich zauważa znajomą twarz.
Jest tego pewien, gdy wzrok tego chłopaka także spoczywa na nim.
Ten Francuz.
Unosi brwi w zaskoczeniu. Spotkania go tutaj kompletnie się nie spodziewał.
Ale podnosi się i idzie w jego stronę.
Widzi, że jego znajomi zrezygnowali już z imprezy w tym miejscu. On wciąż się w niego wpatruje.— Ten jest ze mną — MacKenzie mówi do ochroniarza, który tylko wzrusza ramionami i pozwala Jonathanowi wejść do knajpy. Po raz kolejny unosi brwi.
— Dzięki. — Słyszy w odpowiedzi. Wraca do swojego piwa, a Learoyd siada obok. MacKenzie zastanawia się, dlaczego w ogóle to zrobił. Przecież oni nigdy nawet dłużej nie rozmawiali.
Kończy swoje piwo i spogląda na chłopaka. Wygląda na dziwnie zawstydzonego. Bawi się swoimi palcami, nie wiedząc gdzie podziać wzrok.— Pijesz coś? — pyta, siląc się na słaby uśmiech.
Uroczo wzrusza ramionami.
Boyd-clowes przez chwilę po prostu patrzy na niego i nie może oderwać wzroku. Tak jak na niektórych konkursach. Jest niesamowicie przystojny, młody i niezwykle uroczy i zakłopotany.
Kanadyjczyk zamawia shoty. Nie wie, co lubi Francuz, ale sam zamierza się dzisiaj nieźle upić.
Zaczyna rozmowę, najpierw o głupotach, widząc, że jest spięty. W normalnej sytuacji prawdopodobnie zastanawiałby się dlaczego, ale był już po dwóch dużych piwach. Z kolejnymi kieliszkami Jonathan pokazał jednak, że się rozkręca i Kenzie wiedział, że zachowuje się już zupełnie swobodnie.
Był w zbyt dobrym humorze, żeby roztrząsać, dlaczego ten młody człowiek zostawił swoich znajomych i postanowił siedzieć właśnie z nim, marnym skoczkiem i kolegą z pracy w jakimś obskurnym pubie.
Po kolejnych trzech shotach tequili, był całkowicie pijany.
Nie pamiętał już w którym momencie, znaleźli się na parkiecie.
Obok tańczyło kilka innych par i nikt na nikogo nie zwracał uwagi.
Jonathan także był pijany.
W pewnym momencie oparł się na Kanadyjczyku, a ten objął go w pasie, jakby czując, że ledwie stoi.
Gdy Jonty spojrzał mu w oczy wiedział, że przepadł zupełnie. Nie był w stanie myśleć o niczym innym, niż o jego cudownych oczach i ustach.
Pochylił się powoli i go pocałował.
Jeszcze nigdy nie czuł nic podobnego.
Jakby cały świat zatrzymał się w miejscu.
Ten pocałunek był jak ponad dwustumetrowy lot w powietrzu, jak wiatr, uderzający w twarz, jak wolność, którą czuł za każdym razem, wybijając się z progu.
Oderwał się od ust Francuza tylko po to, by zaczerpnąć powietrza. Zaraz znów go pocałował, wplatając palce w jego jedwabiste włosy. Jonathan jak odurzony oddawał wszystkie pocałunki. Objął MacKenziego w pasie, wtulając się w niego.
Przejechał językiem po jego wargach, a ten rozchylił usta, wpuszczając do środka jego język.
Czuli się jak w transie. Badali swoje podniebienia i języki, nie mogąc się od siebie oderwać. Learoyd zacisnął dłonie na koszulce starszego mężczyzny bojąc się, że się odsunie.
Pożądanie wypełniało całe ich ciała. Młodszy jęknął, gdy MacKenzie przyciągnął go do siebie jeszcze bardziej. Stykali się praktycznie w każdym możliwym miejscu, ale Francuz miał wrażenie, że to wciąż za mało.
Chciał go poczuć mocniej, głębiej, więcej.
Kanadyjczyk przeniósł swoje dłonie na plecy i pośladki chłopaka, sprawiając, że jęknął po raz kolejny.
Oderwał się od jego ust, od razu odczuwając prawie fizyczny ból. Nie zdawał sobie sprawy, przez jak długi zaś brakowało mu bliskości drugiej osoby. Jak długo z nikim się nie całował.
Ale zdał sobie także sprawę, że nigdy jeszcze nie całował się tak jak teraz. Nigdy nie czuł się tak jak teraz.
Pragnął wpić się w usta przystojnego młodzieńca i nie zważając na nic, zamknąć go w swoich ramionach do końca życia.
— Zmywajmy się stąd — wyszeptał do jego ucha, składając obok niego pocałunek. Jonty westchnął niezadowolony, gdy odsunął się od niego. W miejscach, gdzie przedtem się stykali, czuli teraz dziwny brak i zimno.
MacKenzie złapał go za rękę. Nie pamięta już, jak wpakowali się do taksówki.
Pamięta za to kolejne żarliwe i namiętne pocałunki, niewiarygodną bliskość Jonathana i cudowne uczucie, że w końcu coś dla kogoś znaczy.
Nawet jeśli miało to trwać tylko jedną noc.Chyba całkiem mi się podoba