Epilog

1K 48 18
                                    

Po przebudzeniu Harry spędził jeszcze kilka tygodni w szpitalu, jak twierdzi miał duże szczęście, że skończyło się tylko na złamanej nodze i kilku żebrach, do tego doszło jeszcze przemieszczenie barku i obita praktycznie każda część jego ciała. Przez cały czas miał aż za dobry humor, nie wiem dlaczego, ale chyba wolałam nie wiedzieć. Po dwóch miesiącach w końcu mógł wyjść ze szpitala, co cholernie go cieszyło.

- Nienawidzę tego łóżka, moja dupa cały czas mnie moli od tego siedzenia - marudzi po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny.

- Kto ci każe siedzieć? - pytam odrywając wzrok od laptopa. - Nie umiem znaleźć tego pliku.

- Daj mi to - kręci głową wyciągając ręce w moją stronę, oddaję mu urządzenie, a on po chwili oddaje mi je z szerokim uśmiechem na twarzy, przeglądam wszystkie zdjęcia, wybieram za niego cztery najlepsze i wysyłam je do magazynu.

- Głupi to ma zawsze szczęście - mamroczę.

- To prawda, dobrze że ludzie z Glamour są wyrozumiali, raczej każdy by był wiedząc, że prawie umarłem - stwierdza zadowolony za co obrywa gazetą w głowę.

- Nie waż się z tego śmiać Harry - mówię poważnie wyłączając sprzęt. - Ciesz się, że Gemma albo twoja mama tego nie usłyszały, bo własnoręcznie by cię udusiły, jeszcze raz będziesz sobie robił z tego żarty, to osobiście pójdę do twojego lekarza i powiem żeby zostawił cię na kilka dni, bo masz coś nie tak z głową.

- Nie odważysz się - mówi mrużąc oczy.

- Chcesz się przekonać? - unoszę brew, na co on szybko kręci głową.

- Nie, bo w końcu jutro mnie wypisują, chyba bym więcej tutaj nie wytrzymał - mówi zadowolony.

Przez kilka miesięcy musiał przejść rehabilitację więc postanowił na ten czas przenieść się do Londynu, i jak to stwierdził znów zacznie zatruwać mi życie. W trakcie jego pobytu w szpitalu wyjaśniliśmy sobie całą sytuację i postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę, z czego najbardziej zadowolona była Gemma. Ciągle powtarzała, że bardzo się z tego cieszy, bo nie będzie musiała robić aż tak wielkiej krzywdy Nadine gdy ją spotka. Harry na ten czas zamieszkał w moim mieszkaniu co dla każdego było wygodne, dla niego, bo ciągle ktoś przy nim był, dla mnie, bo miałam cały czas na niego oko, dla jego rodziców, bo wiedzieli, że ktoś się nim zajmie, a dla Gemmy, bo cały czas miała ode mnie informacje na temat stanu zdrowia i głupoty swojego brata.

Co do Nadine, nie mieliśmy z nią kontaktu od czasu wypadku, wszystkie informacje o przebiegu ciąży dostawaliśmy od Lou, który chodził cały czas w stresie, bo nie wiedział czy to jego dziecko. Gdy dziecko się urodziło Tomlinson od razu zlecił badania na ojcostwo, które potwierdziły, że mały Freddie to jego syn. Harry zgodził się być ojcem chrzestnym malucha, chociaż bardzo tego nie chciał, nie chciał mieć do czynienia nawet w najmniejszym stopniu z Nadine. Po dość długiej rozmowie na ten temat ostatecznie się zgodził, tylko ze względu na to, że go o to poprosiłam.

- Harry dziecko nie jest niczemu winne - tłumaczę mu podczas kolacji w naszym mieszkaniu.

- Ale to jej dziecko, nie mam zamiaru... - szybko mu przerywam widząc grymas na twarzy Lou.

- To też dziecko Tommo, zrób to dla niego - proszę kładąc dłoń na jego kolanie, słyszę jak mamrocze coś pod nosem. - Harry, proszę, nie musisz z nią rozmawiać ani na nią patrzeć, tutaj chodzi o małego Freddie'go, jeśli się nie zgodzisz w przyszłości będziesz tego żałował.

- No dobrze - mówi patrząc na Lou, który lekko się uśmiecha.

- Dziękuję Harry, obiecuję dopilnować żeby się do ciebie nie zbliżyła, jestem pewien że Gemma bardzo chętnie mi pomoże - stwierdza Tomlinson coraz szerzej uśmiechnięty.

Photograph // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz