Rozdział 64

1.9K 50 26
                                    

Minął kolejny tydzień. Rodzina Banachów spędzała ze sobą każdą wolną chwilę. Wiktor zabrał swoje dziewczyny do teatru, później na kolację. Przez ten czas bardzo się ze sobą zżyli.

Dzisiaj Anna szła do pracy na nocną zmianę, a Wiktor już był w domu.

- Jak ja nie lubię, kiedy zostawiasz mnie samego - mężczyzna przyciągnął do siebie swoją kobietę i czule pocałował.

- To teraz poczuj, jak ja się czuję, kiedy ty tak pracujesz - oderwała się od niego i poklepała po ramieniu. Poszła do korytarza i zaczęła się ubierać. - Wyjdę chwilę wcześniej, bo chciałam iść jeszcze do sklepu.

- Kocham cię - Wiktor stanął obok niej, opierając się o ścianę.

- Ja ciebie też - odpowiedziała. - Pa Zosiu! - krzyknęła na pożegnanie do nastolatki, która była u siebie w pokoju.

- Pa mamo! - odpowiedziała dziewczyna.

Anna pocałowała męża i wyszła, zabierając ze sobą torbę.

Było po osiemnastej i zaczęło się już ściemniać. Banach szła chodnikiem w stronę sklepu. Kilka minut później była już pod sklepem.

- Przepraszam, ale chciałabym przejść - powiedziała stanowczo do grupy młodych, umięśnionych dresiarzy, którzy praktycznie zablokowali całe przejście.

- Spokojnie laleczko - powiedział jeden z nich i przepuścił kobietę.

- Idioci… - warknęła i weszła do środka.

- Chłopaki, myślę że się możemy trochę zabawić - zaśmiał się chłopak, kiedy Anna zniknęła za drzwiami.

- Daj spokój z tą starą… - odpowiedział kolejny.

- Stara, ale pewnie potrafi - zażartował jeszcze jeden i wszyscy wybuchnęli śmiechem.

***

Anna po zrobieniu zakupów wyszła ze sklepu. Oni nadal tam stali. Zmierzyła ich wzrokiem i poszła w stronę parku. Za 10 minut zaczynała dyżur, a tamta droga była najkrótsza. Początkowo niczego nie była świadoma, ale w pewnym momencie usłyszała kroki i odwróciła się. Dwóch chłopaków spod sklepu podążało za nią. Postanowiła iść dalej, ale natknęła się na przeszkodę. Kolejna dwójka stanęła przed nią.

- Przepraszam, ale śpieszę się - powiedziała lekko przerażona i chciała ich wyminąć jednak jeden z nich złapał ją za nadgarstek. - Puść mnie, bo zacznę krzyczeć! - próbowała się wyrwać.

- Spróbuj tylko pisnąć chociaż słowo - uciszył ją chłopak i obezwładnił, a potem zakrył jej ręką usta. - Bekon, bierz torebkę - wydał polecenie najgrubszemu z nich. Chłopak wyrwał z ręki kobiety torebkę i zaczął ją przeszukiwać.

- Anna Banach, z domu Reiter. O mężatka! - zaśmiał się przeglądając jej dowód osobisty.

- No to mężuś będzie musiał sporo zapłacić, żeby cię odzyskać - powiedział ten, który ją obezwładnił.

- A to twoja córka? - zapytał Bekon, kiedy przeszukiwał jej telefon i natknął się na zdjęcie Zosi. - Ładna… po mamusi.

- Zostawcie mnie! - Anna zaczęła się szarpać i odpychając chłopaka, wyrwała mu się i zaczęła uciekać.

Niestety nie udało jej się. Zatrzymali ją. A potem była już tylko ciemność.

***

Wiktor otworzył butelkę piwa i usiadł przed telewizorem, kiedy zadzwonił do niego telefon.

Ona i On - Anna i Wiktor z Na sygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz