Rozdział 62

2.1K 56 34
                                    

Minęły dwa tygodnie od ślubu Anny i Wiktora. Kobieta przeprowadziła się do mieszkania męża, a swoje mieszkanie wynajęła, bo nie zamierzała do niego wracać.

Właśnie mijał pierwszy tydzień kwietnia. Po śniegu nie było już śladu, wiosna wisiała w powietrzu. Na dworze robiło się coraz cieplej. Przyroda budziła się do życia, pachniało świeżością.

Anna obudziła się po ósmej. W domu panowała cisza. Wiktor od siódmej był na dyżurze, a Zośka wyszła już do szkoły. Kobieta założyła szlafrok i poszła do kuchni zaparzyć sobie kawę. Zaczynała dyżur o dziesiątej, więc miała jeszcze trochę czasu. Wzięła do ręki gorący kubek i podeszła do okna, które miało widok na plac zabaw. Był on jeszcze pusty o tej porze. Przez ulicę przechodził tylko mężczyzna z psem i kobieta z dzieckiem.

„Pewnie idą do przedszkola” – pomyślała kobieta, bo mała dziewczynka miała na sobie plecaczek i uśmiechnęła się na tę myśl.

W tym momencie Anna przypomniała sobie, że od tygodnia powinna mieć miesiączkę, a ona jeszcze się nie pojawiła. Może się udało? Może jest w ciąży? Jeszcze przed pracą chciała pojechać do apteki kupić test. Mogła zrobić to w aptece przyszpitalnej, ale tam wszyscy ją znają i zaraz zaczęliby gadać. Kobieta dopiła kawę i zjadła dwie kanapki. Wzięła szybki prysznic i umyła włosy. Zrobiła lekki makijaż, spięła włosy w kok, ubrała jeansy, czarną bluzę, adidasy i skórzaną kurtkę. Dziesięć minut po godzinie dziewiątej wyszła z domu i pojechała w stronę apteki. Kupiła test i postanowiła, że zrobi go dopiero wieczorem.

- Dzień dobry pani Banach! – Piotrek powitał ją szczerym uśmiechem.

- Cześć Piotrek – odwzajemniła uśmiech. – A gdzie wszyscy?

- Martyna w szatni, Góra u siebie, a Wiktor ma wyjazd.

- 21S – odezwał się głos dyspozytorki.

- A, no czyli my też mamy wyjazd – zaśmiał się chłopak i podał Annie radio.

- 21S zgłaszam się – powiedziała kobieta.

- Wypadek na Nowogrodzkiej. Kobieta z dzieckiem potrącona na pasach – powiedziała Ruda.

- Przyjęłam, jedziemy – odpowiedziała Anna i pobiegła się przebrać. Dwie minuty później cała trójka była już w karetce i jechali w miejsce docelowe. – Szybciej Piotrek! Nie możemy się tak wlec – poganiała chłopaka.

- Nie mogę jechać szybciej. To jest centrum.

Dziesięć minut później dojechali na miejsce wypadku. Kobieta leżała nieprzytomna po drugiej stronie ulicy. Jej synek leżał około trzech metrów dalej. Anna od razu pobiegła do dziecka. Chłopiec leżał w kałuży krwi. Samochód musiał jechać z ogromną prędkością. Szybko sprawdziła jego puls, jednak nic nie wyczuła.

- Martyna! – zaczęła krzyczeć. – Brak tętna, dawaj sprzęt! Piotrek zajmij się kobietą! – wydała polecenia i zaczęła wykonywać masaż serca. – Dawaj maluszku!

-  Odsunąć się! – krzyknęła ratowniczka. – Strzelam!

Po chwili Anna znowu wykonywała masaż. Po trzech strzałach chłopiec dalej nie oddychał.

- Anka… - zaczęła Martyna. – To nic nie da.

- Dawaj jeszcze raz! – odsunęła się i czekała na kolejny strzał. Dziewczyna wykonała polecenie.

- I jak? – zapytała Anna.

- Bez zmian. Anka daj spokój. Zginął na miejscu – mówiła Kubicka.

- Załaduj jeszcze raz! – krzyknęła kobieta i nie dawała za wygraną.

- On nie żyje! Reanimowałyśmy go pół godziny! – odsunęła lekarkę od dziecka. – Trzeba zająć się jego matką! – powiedziała Martyna i pobiegła do Piotrka, aby pomóc mu przy pacjentce.

Ona i On - Anna i Wiktor z Na sygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz