- Wstawajcie! - krzyknął ktoś, wchodząc do pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi. Z jękiem przewróciłam się na drugi bok i przetarłam oczy. Plecy i szyja bolały mnie od leżenia w złej pozycji przez całą noc.
- Która godzina? - fuknęłam. Mój organizm mówił mi, że jest zbyt wcześnie na wstawanie.
- Szósta rano - poinformował mnie Newt, szczerząc się. Posłałam mu wściekłe spojrzenie. Zdecydowanie nie byłam rannym ptaszkiem.
Chloe stała już na baczność przy swoim materacu. Ręce zwisały sztywno wzdłuż ciała, a wzrok utkwiony był w podłodze. Podniosłam się do siadu i przeciągnęłam, podziwiając rudowłosą za takie zdyscyplinowanie. Przypuszczałam, że ja w pełni obudzę się za jakąś godzinę.
- Szybciej, bo nie zdążymy na śniadanie! - marudził blondyn, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Przewróciłam oczami na jego zachowanie, ale posłusznie wstałam i udałam się z nimi do jadalni.
~~~
- Dzisiaj pójdziecie ze mną i będziemy pracować w ogrodzie - mówił blondyn, pomiędzy przeżuwaniem jajecznicy. Dzisiaj wyjątkowo postanowił dotrzymać nam towarzystwa przy stole, przez co inny Streferzy posyłali nam zdziwione spojrzenia.- Niektóre owoce i warzywa będą już gotowe do zebrania, więc przydadzą nam się dodatkowe ręce do pracy.
Pokiwałam głową, dając mu znać, że zrozumiałam. Dzisiejszy dzień zapowiadał się nie najgorzej. Praca w ogrodzie nie może być taka zła, prawda?
~~~
Praca w ogrodzie jest straszna.
Od ponad trzech godzin chodziłam pochylona i zbierałam pomidory do wiadra, które dał mi wcześniej blondyn. Jak mnie tu przydzielą, od razu mogę się zabić. Zero zabawy czy rozrywki. Po prostu chwytasz warzywo, zrywasz i wrzucasz do pojemnika. Nic skomplikowanego, jednak miałam już dosyć. Plecy bolały mnie niemiłosiernie, prosząc o chwilę wytchnienia. Już parę razy byłam bliska błagania Newta, aby pozwolił mi wrócić do Bazy i odpocząć przez resztę dnia. Albo chodziarz zmienić mi zajęcie na mniej żmudne. Moja duma jednak nie pozwalała mi na to, byłam więc zmuszona wytrzymać tu do końca dnia.
W przeciwieństwie do mnie, Chloe zachowywała się, jakby to była najlepsza praca na świecie. Nuciła pod nosem, a w jej ciało nagle wstąpiła energia. Czasem widziałam nawet, jak lekko się uśmiechała!
Po południu było jeszcze gorzej. Wszyscy użyźnialiśmy glebę, a następnego dnia miały być tam sadzone nowe rośliny. Cieszyłam się, że jutro będę już w innym miejscu.
Miałam przynajmniej czas na przemyślenia. Ponownie zaczęłam się zastanawiać, w jakim celu nas tu zesłano. Na pewno nie po to, aby sadzić jakieś głupie kwiatki.
- Newt - zagadnęłam chłopaka, pracującego obok mnie. - Wiecie coś na temat ludzi, którzy nas tu zesłali?
- Nic - chłopak wzruszył ramionami. - Wiem tylko, że jak już się stąd wydostaniemy, to będą mieli spory problem - wyszczerzył się.
- Nie, żebym w was wątpiła, ale banda nastolatków raczej nic nie zdziała przeciwko armii psychopatów. Nie wiem, jak inaczej nazwać ludzi, którzy nas tu wsadzili - zachichotałam.
- No cóż, mamy Minho. On zawsze się na kogoś rzuci i stłucze mu mordę, więc jeden na pewno zostanie poszkodowany.
Przewróciłam oczami z uśmiechem i wróciłam do roboty. Przynajmniej się do czegoś przydam.
Reszta dnia przebiegła według codziennego schematu. Obiad, praca, kolacja i spanie. Odniosłam wrażenie, że nuda mnie zjada od środka.
~~~~~~~~~~
Następny dzień spędziłam w Mordowni u Winstona. Na podstawie tego jednego dnia mogę stwierdzić, że zdecydowanie nie przepadam za krwią.
Właśnie stałam z nożem nad krwawiącym kawałem mięsa, który miałam chyba pokroić na mniejsze kawałki. Przynajmniej tyle zrozumiałam z polecenia, które wydał mi Winston, zanim cała moja uwaga nie skupiła się na tym, by nie zwymiotować. Obrzydliwość. Zabrałam się powoli do pracy, krzywiąc się. Patrzyłam jak ostrze gładko zanurza się w kawałku mięsa, a trochę kropel krwi wytrysnęło, budząc mi koszulkę.
W całym tym miejscu unosił się nieprzyjemny dla moich nozdrzy zapach, od którego czułam, jak śniadanie podchodzi mi do gardła. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak ktoś może tu pracować z własnej woli i spędzać tu całe dnie.
Chloe miała o wiele lepiej. Już jak tu przybyłyśmy zzieleniała na twarzy i godzinę później zwymiotowała na podłogę. Alby zwolnił ją i resztę dnia spędzi w swoim pokoju, na wypadek gdyby był to wirus. Naprawdę żałowałam, że mój żołądek nie reaguję tak samo. O ile sama opieka nad zwierzętami wydawała się całkiem przyjemnym zajęciem, późniejsze zabicie ich dla mięsa wydawało mi się okrutne. Może powinnam zostać wegetarianką. Ten pomysł przemawiał do mnie szczególnie, kiedy patrzyłam na ostrze ponownie zagłębia się w mięsie.
- Jak się podoba praca? - zagadnął mnie jakiś obcy nastolatek. Podszedł i oparł się o stół, na którym pracowałam, posyłając mi uprzejmy uśmiech. - Zostaniesz z nami na dłużej?
- Szczerze mówiąc, raczej nie - zaśmiałam się nerwowo, zadowolona, że mam pretekst, aby odłożyć zakrwawiony nóż na stół.
- Ta, niektórzy niekoniecznie za tym przepadają - powiedział z uśmiechem. - Cóż, nie przejmuj się. Jak dotrwasz do końca dnia bez opróżnienia żołądka, to będzie dobrze.
- Postaram się - ponownie się zaśmiałam, a chłopak mi zawtórował. W takich chwilach zdawało mi się, że życie tutaj nie jest takie złe.
Później jednak spojrzałam na mury, które nas tu więziły, a mój dobry humor gdzieś wyparował.
~~~~~~~~~~
- Na resztę dnia to koniec, więc wynoście się stąd, sztamaki - krzyknął Winston. Wyszczerzyłam się i zapiszczałam w duchu. To były najlepsze słowa, jakie dzisiaj usłyszałam. Moje dłonie były pokryte krwią jakiegoś zwierzęcia, więc wytarłam je w ręcznik, który podał mi jakiś nastolatek.
Szczęśliwa wybiegłam z Mordowni, ignorując krzywe spojrzenia moich dzisiejszych współpracowników. Baza znajdowałam się na przeciwko mnie i właśnie tam się kierowałam. Musiałam jednak ominąć Wschodnie Wrota. Nie mogąc się oprzeć, przystanęłam i podziwiałam tę niezwykłą konstrukcję. Może i osoba, która nas tu wsadziła miała nierówno pod sufitem, ale odwaliła kawał dobrej roboty.
Niespodziewanie, jakaś postać skręciła i kierowała się w stronę Strefy. Zesztywniałam, gotowa aby zacząć krzyczeć o pomoc. Jednak w porę uspokoiłam się i rozeznałam w sytuacji. Osobą biegnącą był zdecydowanie człowiek, który wyglądał na mocno wyczerpanego. Znajdował się coraz bliżej i teraz mogła rozpoznać rysy jego twarzy.
- Cześć, Świeża!
To był Minho, chłopak, na którego wpadłam wczoraj podczas kolacji. Pomachałam mu na przywitanie i poszłam do Bazy. Miałam w planach wziąć szybki prysznic, zjeść coś i położyć się wcześniej spać. Czułam się wykończona tym dniem.
~~~~~~~~~~~
Kolejny ⭐⭐⭐
CZYTASZ
Dziewczyna z Labiryntu | The Maze Runner, Minho Fanfiction
FanfictionRosaline budzi się w ciemnym pudle, nie pamiętając nic oprócz swojego imienia. Trafia do Strefy, miejsca otoczonego potężnymi murami labiryntu, po którym chodzą krwiożercze maszyny, zaprogramowane, aby zabijać. Strefę zamieszkują sami chłopcy do cza...