30

912 46 0
                                    

Szliśmy całą grupą przez Pogorzelisko, aby dostać się do ich bazy. Dowiedziałem się od jednej dziewczyny, że czekali na nas trzy dni. Nie byli pewni, kiedy przybędziemy, więc woleli przyjść wcześniej i poczekać. Moja towarzyszka chętnie odpowiadała na moje pytania, jednak kiedy zaczynałem temat o tym, kim są i dlaczego chcą nam pomóc, od razu milkła. Było to irytujące, ale nie zamierzałem wybrzydzać.

- Więc twój brat zmienił się w Poparzeńca?

- Tak, niestety. Zaraził się już na początku epidemii. Zabiłam go jakiś rok temu, gdy spotkałam go wraz z grupą innych Poparzeńców na jednej z misji - wyjaśnia spokojnym tonem.

- Nie było ci ciężko?

- To już nie był mój brat. To było zwierzę, który przejęło nad nim kontrolę i tylko wyglądało jak bliski mi człowiek.

Nie odezwałem się więcej, pogrążony w rozmyślaniach. Czy ja potrafiłabym zabić bliską mi osobę, gdyby zachorowała? Wyobraziłem sobie Rosaline, którą zżera Pożoga i poczułem silne ukłucie w okolicach serca. Może dobrze, że zginęła i nie musi tego z nami przechodzić. Zamrugałem kilkakrotnie szybko powiekami, aby odgonić łzy. Tak bardzo chciałbym, aby moje Słoneczko było przy mnie. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że nie zauważyłem wcześniej jej zniknięcia. Mógłbym jej pomóc albo zginąć razem z nią. Chodziarz minęło już tyle czasu, to wciąż cholernie boli.

Szliśmy jedną z głównych ulic - a przynajmniej tak przypuszczałem. Po obu stronach rozciągały się wysokie wieżowce, całkowicie zniszczone. Każdy z nich miał powybijaną połowę szyb, a część z nich zapadała się w piasku bądź niebezpiecznie przechylała.

- Za niedługo będziemy na miejscu - zakomunikowała jedna z zakapturzonych postaci. Rozglądałem się w poszukiwaniu ich Bazy, jednak każdy z mijanych przez nas budynków wygląda tak samo źle. Miałem nadzieję, że nie wylądujemy w rozpadającym się domu w mieście, gdzie roi się od Poparzeńców.

Ku mojemu przerażeniu, po pięciu minutach marszu weszliśmy do właśnie takiego budynku, leżącego na uboczu. Wśród Streferów rozniosły się niespokojne szepty.

Dziewczyna, z którą wcześniej rozmawiałem, wyszła na przód i zapukała trzy razy w metalowe drzwi, które same ustąpiły. Nie były zamknięte, a sądząc po zdziwionych twarzach naszych strażników, powinny być.

- Zostańcie tutaj - rozkazała, po czym weszła do budynku. Nie minęło nawet dziesięć sekund, a usłyszeliśmy serię strzałów. Do domu wbiegły posiłki, w celu pomocy koleżance. Przełknąłem zdenerwowany śline, gdy ze środka dobiegł szaleńczy śmiech.

- Co tu się dzieje? - zapytałem zdenerwowany strażniczki stojącej najbliżej mnie. Spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.

- J- ja nie w-wiem.

Zanim zdążyłem się ponownie odezwać, wróciły do nas zakapturzone postacie.

- Znaleźliśmy kilku Poparzeńców, ale nie ma tam nikogo z naszych ludzi.

- Nie zostawiliby nas tutaj! Przybyliśmy tutaj po te dzieciaki! - odezwała się jedna z postaci. Przysłuchiwałem się ich rozmowie, szczerze zaciekawiony. Musiałem zebrać jakieś informacje o tych ludziach, skoro oni nie chcą mi ich podać.

- Tak, jej strasznie na nich zależało... Musiało się stać coś poważnego.

- Musieli zostawić jakąś wiadomość! Wejdźmy do środka i poszukajmy jej!

- Pewnie nas zostawili. Widocznie one nie są aż tak ważne.

- A może to jest jakiś test?

Głosy przekrzykiwały się. Każdy chciał być usłyszany i robili z tego duży hałas. Na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka, pomimo przeraźliwego gorąca, gdy ponownie usłyszałem śmiech zarażonych. Dochodził ze znacznie mniejszej odległości niż chwilę wcześniej.

Dziewczyna z Labiryntu | The Maze Runner, Minho FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz