13

1.4K 69 3
                                    

Na palcach wróciłam do mojego pokoju. Azjata w czasie, kiedy mnie nie było, zdążył zapaść w głęboki sen. Przykucnęłam obok materaca i przyjrzałam się jego twarzy. Wyglądał tak spokojnie, gdy spał. Jakby wszystko było na swoim miejscu. Jakby nasze życie było normalne. Jakbyśmy nie byli zamknięci na polanie i otoczeni labiryntem, w którym chodzą Buldożercy. 

Ostatnio dziwnie czułam się w towarzystwie Minho. Jak zawsze, rumieniłam się i chichotałam, ale teraz na sam jego widok moje serce przyspieszało rytm, a ciało płonęło. Nie wiedziałam, na ile czasu zwykła przyjaźń mi wystarczy. Już teraz w wielu momentach chciałam pójść o krok na przód i powiedzieć mu o swoich uczuciach. Wyznać, jak bardzo mi na nim zależy, jednak nigdy tego nie zrobiłam. Powstrzymywał mnie strach, ponieważ nie wiedziałam, co czuł do mnie chłopak. Nie chciałam wyjść na idiotkę i przy okazji stracić najlepszego przyjaciela. Ciekawiło mnie też, co łączyło mnie z brunetem przed trafieniem do Strefy. Wiedziałam, że nasze początki nie były najlepsze, ale od tamtego czasu minęło już wiele lat.

Poczułam, jak senność ogarnia całe moje ciało. Czułam się wykończona psychicznie i fizycznie dzisiejszym dniem. Ułożyłam się obok chłopaka i wtuliłam w jego klatkę piersiową. Pragnęłam zapomnieć, gdzie się znajdowaliśmy. Choć na chwilę chciałam zapomnieć o zmartwieniach i zwyczajnie odpocząć.

~~~

Nikt mnie nie wysłuchał i gdy tylko zasnęłam, kolejne wspomnienie powróciło, przebijając się przez niewidzialny mur w mojej głowie.

Siedziałam na zimnej podłodze z przyłożonym uchem do drzwi. Podsłuchiwałam. 

- DRESZCZ rośnie w siłę. Mają wyszkolonych ochroniarzy, broń i systemy bezpieczeństwa, które uniemożliwiają łatwe dostanie się tam. A u nas coraz więcej ludzi choruję. Obawiam się, że nie mamy z nimi szans. Niewielu z nas jest odpornych. Należy pogodzić się z porażką, za nim będzie za późno  - usłyszałam stanowczy głos. Należał do kobiety z mojego poprzedniego wspomnienia. Tej, która przedstawiła mi Minho jako Micheala.

DRESZCZ. Ten napis znajduję się na dostawach i żukolcach. 

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale tylko pomyśl. Oni wykorzystują dzieci do ich chorych eksperymentów! - Także ten głos rozpoznałam. Należał do mojego ojca.

- Wiem. Niestety, nic nie możemy zrobić. Musimy dopilnować, aby Prawe Ramie nie upadło. Edwardzie, tu jest twoja córka. Chcesz, aby i ją dopadli?

Prawe Ramię? Eksperymenty? O co tutaj chodzi? Czułam, jak coś chciało przedostać się do mojej świadomości. Znałam odpowiedzi na te pytania, lecz wymazana pamięć nie pozwalała mi do nich dotrzeć. Jednak gdzieś tam były i czekały, aż znajdę sposób, aby się do nich dostać.

- Nie dopuszczę do tego. Nigdy. 

- Wiem - odpowiedziała. Po jej słowach nastała chwila ciszy. Już miałam uciekać, aby nikt mnie nie przyłapał, kiedy mój ojciec znów się odezwał.

- Elizabeth?

- Tak?

- Oni nigdy nie wynajdą leku.

Potem wspomnienie się skończyło.

Wstałam do siadu, wciągając głęboko powietrze, a po moim czole spływał pot. Chwyciłam moje włosy i zaczęłam za nie nerwowo ciągnąć. Byłam zdenerwowana tą sytuacją. Pomimo moich usilnych prób nie mogłam dostać odpowiedzi na tyle pytań, chodziarz miałam wrażenie, że są na wyciągnięcie ręki.

Najbardziej jednak zaciekawiło mnie ostatnie zdanie, wypowiedziane przez mojego ojca. Oni nigdy nie wynajdą leku. Lek. O co z tym chodziło? I z tymi zachorowaniami? Moja mama była chora, tak twierdził mój ojciec. Jednak ona bardziej przypominała osobę chorą psychicznie, chodziarz ani razu jej nie widziałam. Czy jej ciało także spowiła tajemnicza zaraza?

Dziewczyna z Labiryntu | The Maze Runner, Minho FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz