Rozdział 7- Blue! Nie!

48 3 0
                                    

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Gwałtownie się odwróciłam myśląc, że to Cole. Jednak w drzwiach zobaczyłam Kyle'a.

-Spokojnie. To tylko ja.- delikatnie się uśmiechnął. -Kloe zaraz będzie. A właśnie! Jeszcze nie dałem ci prezentu.- podszedł do mnie.

-Kyle, naprawdę, nie musisz. Tyle dla mnie zrobiłeś, nie chcę prezentów.

-Bez żadnego "ale". Masz go wziąć i już.- brunet podał mi srebrne, małe pudełeczko posypane brokatem. Powoli uchyliłam wieczko i moim oczom ukazał się naszyjnik wykonany ze srebra z napisem "believe".- Mogę?- kiwnęłam głową, a brat zawiesił mi go na szyi.

-Dziękuję...- wyszeptałam.- Za to, że jesteś.- przytuliłam go mocno swoimi małymi ramionami.


Salon jest wypełniony aż po brzegi. Matt też gdzieś tu jest, bo napisałam mu, że ma przyjść. Czuję się...dziwnie- tyle obcych ludzi świętuje moje urodziny, ale też czuję...szczęście- w końcu przyszli na te urodziny z własnej woli.

Wszyscy świetnie się bawią z kieliszkami w dłoniach, a ja siedzę na schodach popijając gorzkiego szampana. Szczerze? Wolę piccolo. 

-Ej, to twoje urodziny! Nie powinnaś siedzieć sama na schodach.- odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. Stał tam Matt. Miał na sobie białą koszulę opinającą jego mięśnie. Czarne spodnie od garnituru dopasowane kolorystycznie do krawatu. Ubrał się naprawdę elegancko.

-Inaczej to sobie wyobrażałam...- obserwowałam napój lekko falujący w naczyniu.

-Zatańczymy?- skierował rękę w moją stronę.

-I tak nie mam nic innego do roboty.

Odłożyłam kieliszek na bok i podałam dłoń chłopakowi, który delikatnie pociągnął mnie w stronę parkietu. Kołysaliśmy się w rytm muzyki i patrzeliśmy sobie prosto w oczy, tak jak tego dnia na mojej pierwszej imprezie w tym miejscu. Wtedy też poznałam Cole'a. 

-Przykro mi z powodu tego, co się dzisiaj wydarzyło. W sensie...między tobą a Colem.

-Nie udawaj...cieszy cię to.- uśmiechnęłam się starając się ukryć ból, który we mnie siedział.

-W zasadzie to tak, cieszy mnie to, ale nie chce patrzeć jak solenizantka się smuci.- pokazał rządek białych ząbków.

Tak kochałam ten uśmiech. Teraz sobie przypominam, jak na niego patrzyłam, kiedy go zobaczyłam (sorki za rym xd). Jak cieszyło mnie, kiedy widziałam, że martwił się o mnie przed moją pierwszą randką z Colem. Blondyn, który dzisiaj tak mnie zranił, nie pozwalał mi zobaczyć, tego kogo tak naprawdę kochałam.

Uświadomiłam sobie, że patrzę się na niego jak wół w malowane wrota.

-Emm...dziękuję za obróżkę. Jest naprawdę świetna i pięknie pasuje do B...Gdzie jest Blue?- puściłam chłopaka i szybko pobiegłam na górę nawołując suczkę, ale nic. Zero reakcji.

Wybiegłam z domu panicznie się rozglądając. Usłyszałam, że ktoś zamyka drzwi i biegnie za mną, ale miałam to gdzieś musiałam znaleźć Blue. Wyszłam przed dom, nie było jej. Zaczęłam kierować się w stronę kamienic, które są niedaleko. Szybkim krokiem szłam pomiędzy szarymi budynkami, kiedy usłyszałam piski. Zerwałam się do biegu. Jeśli coś jej się stanie...to nie jest pisk Blue. Ten głos należy do szczeniaków. Do szczeniaków, które nosiła w brzuchu moja sunia! Przyspieszyłam kroku jeszcze bardziej. Dotarłam do ślepej uliczki i to, co tam zobaczyłam zniszczyło mnie doszczętnie. 

Blue leżała w rogu chroniąc swoim ciałem dwa szczeniaki. Resztę miotu zobaczyłam martwa na ziemi. Całe we krwi szczeniaki wypuszczały ostatnie kłębki powietrza. Obok nich grupa zakapturzonych chłopaków śmiała się i nabijała z cierpiących zwierząt. Jeden z nich, z kijem beysbolowym (idk jak to się piszę) w ręku, ruszył w stronę Blue. Rozpoznałam w nim chłopaka, który jeszcze wczoraj wydawał mi się bez skazy. To był Cole. To Cole chciał zabić moją przyjaciółkę. Wiedziałam, że nic nie mogę zrobić, nie dobiegnę na czas. Usłyszałam, że z tyłu ktoś wyszeptał moje imię. Osunęłam się na ziemię. Bezbronna. Blondyn w czarnej bluzie podniósł kij, żeby zadać ostateczny cios. Nie spieszył się.

-Blue! Nie!- krzyknęłam. Zobaczyłam przez łzy jak jakaś postać biegnie w stronę mojej suczki.

I ciemność. Chyba zemdlałam. Blue, proszę! Bądź silna. Tylko to mi chodzi po głowie. Niech ten pies przeżyje.


My twisted live...Where stories live. Discover now