Rozdział 23-Jasne, że chcę...

23 1 0
                                    

Siedziałam w ogromnym salonie, podczas gdy Kyle West nerwowo kręcił się po pomieszczeniu, a Matthew Walker analizował własne myśli. 

-O niej ci mówiłem...- powiedział jeden ze wspólników.

-Ile ona ma lat?- serio?!

-Siedemnaście, czyli czternaście lat temu miała...trzy.- jak to niektórzy mówią: :dzieci i ryby głosu nie mają", a mimo wszystko jestem jeszcze "dzieckiem".

-Kiedy masz urodziny?- tym razem pan Kyle skierował pytanie do  mnie.

-21 lipca.- odpowiedziałam znudzona tą atmosferą.

-A...ten wisiorek. Skąd go masz?- pan Matt uważnie patrzył w moje oczy próbując z nich coś wyczytać.

-Mam go odkąd pamiętam. Nie mam pojęcia skąd może być.- wzruszyłam ramionami.

Mężczyźni spojrzeli po sobie. Właściciel domu, przed którym siedziałam zajął miejsce na kanapie tuż przy mnie.

-Jak nazywa się twoja mama?- spojrzał na mnie z troską w oczach. Trudne pytanie...

-J-ja...nie wiem...- zwiesiłam głowę czując gulę w gardle.- Jestem adoptowana.- te słowa nadla były dla mnie obce i ledwo przechodziły mi przez krtań.

-Lily...- szepnął do mnie pan West.- Nie jestem pewien w stu procentach, ale...znam twoją rodzinę. Prawdziwą rodzinę.- mężczyzna położył swoją dłoń na moją i delikatnie się uśmiechnął. Widziałam łzy w jego oczach.- Jestem twoim wujkiem, Lily.

To niemożliwe. A jednak. Rzuciłam się w objęcia mojego...wujka. Łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.

-Dlaczego? Dlaczego rodzice mnie zostawili?- wyszeptałam nadal obejmując człowieka, który chwilę temu nic dla mnie nie znaczył. Teraz był moim wybawcą.

-Oni cię nie zostawili...Kochali cię, ale mieliście wypadek...Tyko ty przeżyłaś.- samotna łza spłynęła po policzku mężczyzny.- Zniknęłaś jak kamień w wodzie. Nikt nic o tobie nie wiedział...A jednak jesteś...udało nam się ciebie znaleźć...- odsunęłam się od wujka  i spoglądając na niego, lekko się uśmiechnęłam.- Widzę, że jesteś zmęczona dzisiejszym dniem. Zostań dziś na noc tutaj, jeśli chcesz oczywiście...

-Jasne, że chcę.- przetarłam policzki.

-Zack zaprowadzi cię do pokoju. Mam jeszcze sprawę do załatwienia, ale jak skończę to przyjdę i porozmawiamy, ok?

-Pewnie...Jest tyle rzeczy, o które chciałabym zapytać...- mężczyzna zaśmiał się i zawołał chłopaka.

Poszliśmy  razem na drugie piętro.

-Oto twa komnata, moja pani.- Zack, próbując ukryć uśmiech, gestem dłoni zaprosił mnie do środka.

-Bardzo śmieszne.- przewróciłam oczami i weszłam do środka

Moim oczom ukazało się ogromne pomieszczenie. Podobnie jak w moim starym pokoju, wszystko było białe. Tylko, że tutaj było dużo więcej drogich rzeczy. Gigantyczne łóżko, przestronna szafa, piękny fortepian, osobna łazienka. Cudownie...

-To był pokój siostry pana Kyle'a, Belli, która z tego co słyszałem była twoją mamą...- odwróciłam się do czarnowłosego, który opierał się o framugę.

-Znałeś ją?- usiadłam na łóżku i jeszcze raz się rozejrzałam.

-Czy ją znałem? Tak nie bardzo...Zginęła czternaście lat temu, miałem wtedy cztery lata...Ale moja mama była jej fanką.- ok?

-Jak to "fanką"?-Zack usiadł obok mnie.

-Twój wujek wszystko ci wytłumaczy...Muszę iść...Mam jutro duży sprawdzian z historii, a ten przedmiot nie należy do moich ulubionych...- zaśmiałam się, a chłopak skierował się w stronę wyjścia.

-Jak chcesz mogę ci później pomóc, tylko...- położyłam się i wtuliłam w kołdrę, która była bardzo przyjemna w dotyku.- Najpierw się wyśpię.- czarnowłosy z uśmiechem na twarzy pokręcił głową.

Przymknęłam na chwilę oczy. Musze sobie to wszystko poukładać. Tyle informacji jednego dnia...Po kilku minutach zasnęłam, nadal zmagając się z wszystkimi nieprzyjemnościami, które przygotował dla mnie los.

My twisted live...Where stories live. Discover now