Rozdział 21-Dziwne pytania...

22 1 0
                                    

Obudziłam się na podłodze obok łóżka. Kurde, było aż tak źle, że nie trafiłam na materac?! Powoli wstałam i rozejrzałam się po pokoju. Oprócz mnie było tu jeszcze kilka osób. Otworzyłam pierwsze drzwi, na które trafiłam. Okazało się, że była to łazienka. Dzięki Bogu! Załatwiłam swoje potrzeby i zmyłam wczorajszy makijaż, który nie wyglądał w sumie aż tak źle...

Gorzej było z cholernym bólem głowy, który czułam trzy razy mocniej niż normalnie.

Wyszłam z "komnaty tajemnic"...serio można tam było znaleźć rzeczy, których światło dzienne nigdy nie ujrzało. Przekroczyłam próg drzwi pokoju, w którym spałam i skierowałam się w stronę schodów. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że z na przeciwka wyłonił się wysoki mężczyzna, który gdy mnie zobaczył stanął i patrzył na mnie jakbym była jakimś pieprzonym duchem. 

-B-Bella?- wyszeptał. Problem polegał na tym, że nie znałam żadnej Belli. 

-Emm...nie...Jestem Lily Anderson. Byłam tu wczoraj...to znaczy jestem dzisiaj...Eh...-próbowałam sknocić jakieś sensowne zdanie, które wyjaśniałoby zaistniałą sytuację.- Przyszłam tu wczoraj na imprezę i tak trochę mi się przysnęło...A pan to...?

-Matthew. Matthew Walker. Właściciel tego domu, w którym, jak się okazuje, mój syn zrobił kolejną imprezę...znowu bez mojego pozwolenia. - powiedział na oko 40 letni mężczyzna. Wyglądał na trochę zawiedzionego tym, ze nie jestem tą całą Bellą.- Może chcesz się czegoś napić, zjeść śniadanie? Cokolwiek?...Chciałbym cię o coś zapytać, tak na spokojnie...- dodał po krótkiej chwili.

-Em...jasne. W zasadzie to jeśli mogłabym...to chciałabym prosić o tabletkę przeciwbólową.- powiedziałam bardzo oficjalnie. Dlaczego? Otóż dlatego, że właśnie sobie przypomniałam, że to współzałożyciel najbardziej rozwiniętej i najbardziej znanej firmy na całym świecie. Pan Matt zaśmiał się, powiedział coś w stylu "ach, ta dzisiejsza młodzież" i ruchem dłoni pokazał mi, abym poszła za nim.

Usiadłam w kuchni, która nie szczyciła się czystością po minionym wieczorze. Gospodarz willi postawił przede mną szklankę wody, a obok położył czerwoną pigułkę. Połknęłam lek i popiłam go łykiem wody. Przeniosłam wzrok na niebieskookiego mężczyznę, który ze skupieniem obserwował każdy mój ruch.

-Więc...o co chciał mnie pan zapytać?

-Ile masz lat?- powiedział prosto z mostu. Trochę dziwne pytanie, ale ok.

-Siedemnaście.

-Kiedy masz urodziny?- zaczynam się bać.

-21 lipca.- na te słowa mężczyzna głośno wypuścił po wietrze, które do tej pory, co jakiś czas dłużej przetrzymywał w płucach.

-Masz dużą rodzinę? Chodzi mi bardziej o dziadków, rodziców, wujostwo...

-W zasadzie to jestem tylko ja, moja mama i jej siostra. Mój tata zmarł na jakąś chorobę...- skrzywiłam się, ponieważ praktycznie nie znałam tego człowieka, a w tej chwili wiedział o mnie więcej niż nie jeden mój znajomy.- A nawiązując do ciotki...muszę wracać do domu...I tak nieźle mi się oberwie za to, że nie wróciłam wczoraj.

-Przepraszam cię za te wszystkie pytania, ale musiałem coś ustalić. Później dowiesz się o co konkretnie mi chodziło. Dziękuję, że zgodziłaś się mnie wysłuchać. W ramach rekompensaty, z chęcią odwiozę cię do domu.- na twarzy gospodarza pojawił się szczery uśmiech.

-Naprawdę panu dziękuję, ale nie chcę robić kłopotu.- odwzajemniłam miły gest i ruszyłam w stronę wyjścia.

-Lily. Nalegam.

-Niech będzie. Jeżeli to nie problem, to byłabym bardzo wdzięczna, gdyby pan mnie odwiózł. 

Chwilę później jeden z najdroższych samochodów na świecie stał pod moim skromnym domkiem. Grzecznie podziękowałam opuszczając pojazd i pożegnałam się z tym uprzejmym człowiekiem. Kiedy miliarder odjechał, stanęłam przed drzwiami, które w zasadzie otwierałam codziennie. To czas, który pozostał mi na mentalne przygotowanie się na rozmowę z moją ciocią. Baaaardzo wkurzoną ciocią.

My twisted live...Where stories live. Discover now