{ 488 słów }- Pero, naprawdę musimy wstawać? - mruczę cicho, po czym głębiej zakopuję się pod kołdrą.
- Patrząc na to, że nasz samolot na nas nie poczeka, to raczej tak.
Peter sięga po kołdrę i próbuje ją ze mnie ściągnąć, tymczasem ja jeszcze bardziej przyciągam ją do siebie. Siłujemy się w taki sposób przez dłuższą chwilę.
- Boże, jak z dzieckiem - Pero mówi pod nosem i wyobrażam sobie jak do tego przewraca oczami.
- No już kochanie, tylko najpierw daj mi buziaka na dzień dobry.
Pero kładzie się na mnie i lekko mnie całuje.
W końcu podnoszę się z łóżka, chociaż wciąż czuję się nieprzytomny.
- To teraz do roboty. - Peter klepie mnie w tyłek, po czym wychodzi z sypialni.
Kręce tylko głową i lekko się śmieję.
Boże, dobrze, że się wczoraj spakowaliśmy. Teraz nawet nie jestem w stanie zlokalizować szczoteczki do zębów. Kto wymyślił wstawanie o czwartej? Przecież to jest niewykonalne.
Peter w tym czasie znosi wszystkie nasze bagaże do samochodu i próbuje je w rozsądny sposób upakować.
Doprowadzam się do porządku w stosunkowo krótkim czasie, co prawda, zakładam przy tym bluzę Petera na drugą stronę, jednak w porę orientuję się, że coś jest nie tak.
- Zrobiłem naleśniki i do tego ciepłą herbatkę, a no i oczywiście kubek kawy dla ciebie.
- Za to cię kocham, skarbie.
Uśmiecham się i zabieram do jedzenia.
- Sprawdź jeszcze czy mamy wszystkie bilety, i popatrz na godziny. - zawsze lepiej się upewnić, że wszystko jest gotowe.
Kończę naleśniki i nawet nie zauważam, że Peter blednie wpatrując się w bilety.
- Kurwa. - podnoszę wzrok.
- Co jest?
- Byłem pewny, że mamy być na lotnisku o siódmej, kurwa, mamy odlot równo o siódmej.
Na moment aż mnie zatyka, nie wierzę w to.
- Chcesz mi powiedzieć, że właśnie teraz powinniśmy być na lotnisku na odprawie, a my mamy jeszcze przed sobą sto kilometrów trasy? - do mojego głosu wkrada się lekka panika.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak szybko się zebraliśmy. W biegu sprawdzam czy wszystko w domu jest wyłączone i zamknięte, ruszamy do auta.
Peter, no cóż, raczej nastawiam się na przyjście przynajmniej kilku mandatów po tym jak wrócimy do domu. Dobrze, że to auto ma porządny silnik.
- Jak nie zdążymy na samolot, to będzie chyba żart roku. - Peter ma ręce mocno zaciśnięte na kierownicy.
Wybucham śmiechem.
- Nie martw się kochanie, najwyżej nasz romantyczny wyjazd przeżyjemy w strefie bezcłowej.
Pero prycha cicho i dodaje więcej gazu.
Ostatecznie, wpadamy na lotnisko jak dwójka wariatów i jakimś cudem zdążamy, dosłownie tuż przed zamknięciem bramek.
A kiedy jesteśmy już w samolocie, Peter zamawia nam drinki.
Unoszę lekko brwi.
- Już teraz?
- Po takiej jeździe? Zdecydowanie potrzebujemy coś na rozluźnienie.
Śmieję się cicho i opieram głowę o jego ramię.
Peter kładzie swoją rękę na moim udzie.
Już nie mogę się doczekać tych wakacji. Z takim początkiem, napewno nie będzie nam brakować żadnych emocji.
~~~~~
Zainspirowane moimi wspomnieniami.
Mój tato kosił trawę kiedy dostał smsa, że powinniśmy być już na lotnisku.
Do dzisiaj nie wiem jakim cudem zdążyliśmy 😂
Do następnego,
Nikola